Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tyle do zaśpiewania

Redakcja
Tak się złożyło, że jako nastolatek byłem na Wiosennym (naprawdę finał odbył się w lipcu) Festiwalu Muzyki Nastolatków w Gdańsku Wrzeszczu i tam właśnie 35 lat temu słuchałem Skaldów po raz pierwszy. Z tym większą zatem radością (boć to poniekąd i mój jubileusz) wybrałem się do Zakopanego na ich koncert urodzinowy.

Po zakopiańskim koncercie 35-letnich Skaldów

Mylił się Andrzej Zieliński, gdy przed 25 laty mówił o piosenkach Skaldów, że "Jest to muzyka jednego pokolenia". Oto minęło ćwierćwiecze, a one wciąż budzą zachwyt i to wcale nie wyłącznie osób pamiętających lata polskiego big-beatu, jak się nazywało muzykę młodzieżową lat 60. Na niedzielny koncert Skaldów w Zakopanem, w namiocie na 2 tysiące osób, stawili się przedstawiciele wielu pokoleń, z mniej więcej 20-letnimi członkami gdańskiego fanklubu krakowskiego zespołu (choć szkoda, że z powodu piwa zachowującymi się nazbyt "stadionowo"). Ponad 3,5-godzinny koncert wykazał bezsprzecznie, że kompozycje Andrzeja Zielińskiego są ponadczasowe i wciąż bronią się tak muzycznie, jak i tekstowo, a ponadto zespół ujawnił znakomitą formę - wokalną i instrumentalną.
 A że urodziny są imprezą rodzinną, zatem familia Zielińskich stawiła się niemal w komplecie, co też było okazją do rozlicznych dedykacji. Dla mamy obaj synowie zaśpiewali "Słowa do matki", Andrzej Zieliński z kolei swojej żonie Wiesi, "_która specjalnie przyleciała z Nowego Jorku", _zaśpiewał "Wierniejsza od marzenia", a jego brat Jacek trzytygodniowemu wnukowi Wojtusiowi "Harmonię świata", piosenkę własnego autorstwa, za którą przed 10 laty dostał nagrodę na festiwalu w Opolu. Były poza tym dedykacje dla wspomnianego fanklubu, jak i "Wszystkim zakochanym". W ogóle piosenkami, które dały tytuły kolejnym płytom zespołu, zaczął się ten wieczór - "Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał", "Cała jesteś w skowronkach", "Od wschodu do zachodu słońca", "Ty", "Nie domykajmy drzwi"...

 Wiele w minionych latach napisano na temat fenomenu krakowskiego ansamblu braci Zielińskich: że inspiracja folklorem góralskim, że wykształcenie muzyczne (choć, jak kojarzę, intensywna praca w Skaldach nie pozwoliła braciom zwieńczyć studiów muzycznych dyplomami), że nie poddawali się modom, że sięgali po teksty poetów... Otóż to. Miał niedzielny wieczór jeszcze jednego bohatera - obecnego na koncercie Leszka Aleksandra Moczulskiego, krakowskiego poetę, który z Andrzejem Zielińskim działał już w legendarnym teatrzyku Sowizdrzał. To wówczas powstały, takoż przypomniane w niedzielę, "Nocne tramwaje". A potem? Bodaj większość piosenek Skaldów, a na pewno większość tych najdawniejszych, to teksty Moczulskiego: "Na wirsycku", "Uciekaj, uciekaj", "Medytacje wiejskiego listonosza", "Na wszystkich dworcach świata", "Jutro odnajdę ciebie", "Malowany dym"... Wszystkich i tak nie wymienię. A potem dołączyli Wojciech Młynarski - on również słuchał w niedzielę swych piosenek, m.in. "Ty", "Prześliczna wiolonczelistka", Agnieszka Osiecka - znów długa lista: "Nie całuj mnie pierwsza, "Króliczek", i cykl "Listy śpiewające"... A jeszcze Ewa Lipska, Andrzej Jastrzębiec-Kozłowski... Tak, Skaldowie to było misterne połączenie talentu i wyrafinowanego gustu muzycznego Andrzeja Zielińskiego z takimiż tekstami; choć przecież komunikatywnymi w odbiorze, jasnymi w przesłaniu. Dlatego może z mniejszą atencją odnoszę się do nowych utworów, jakie Andrzej Zieliński nagrał ostatnio na płycie firmowanej przez siebie, a takoż wykonanych w Zakopanem; reprezentująca nurt dancingowy "Julita" (w modnych rytmach) nijak nie kojarzy mi się ze szlachetnym tonem tego kompozytora.
 Naturalnie i Skaldowie mieli okres słabszy, o czym przy święcie nie mówmy, potem stan wojenny zastał zespół w USA, skąd Andrzej Zieliński nie wrócił; Skaldowie byli, ale jakoby ich nie było, później Jacek Zieliński uaktywnił zespół z Grzegorzem Górkiewiczem grającym na instrumentach klawiszowych. Zaczęli występować i - wciąż bez starszego z braci - w 1989 roku nagrali płytę "Nie domykajmy drzwi". Niemniej, gdy przed 12 laty rozmawiałem z Jackiem Zielińskim, on wciąż wierzył, że brat znów dołączy. I faktycznie - od kilku lat nadworny kompozytor zespołu - kursując miedzy Nowym Jorkiem a Polską - znów występuje ze Skaldami, których brzmienie jest wtedy wzbogacone o drugi instrument klawiszowy. I tak też było w niedzielę, kiedy to Andrzej Zieliński na dodatek znów zasiadł przy organach Hammonda, które przed laty tak zaważyły na brzmieniu płyty "Od wschodu do zachodu słońca". Ponadto w Zakopanem dołączył do zespołu, od jakiegoś czasu w nim grający, kolejny, siódmy już, muzyk - i trzeci gitarzysta (jak w latach 60.) - Bogumił Zieliński, tata wspomnianego trzytygodniowego Wojtusia. W wielu utworach jego duety z etatowym gitarzystą zespołu Jerzym Tarsińskim dawały efekty wielce udane, myślę, że godne tego, by nagrać taką jubileuszowa płytę live. (Można by porównać z wersjami sprzed lat, przypomnianymi ostatnio przez Pomaton EMI na wspaniałym trzypłytowym albumie). Zwłaszcza że - jak wspomniałem - zespół brzmi wspaniale, a Jacek Zieliński jako wokalista, podobnie jak i jego brat, w formie jest doskonałej, czego dał dowód śpiewając i niełatwą piosenkę "Nie widzę ciebie w swych marzeniach" (znów L.A. Moczulski), którą to ongiś wykonywał Stanisław Wenglorz, przez krótko współpracujący z zespołem. Byłaby to płyta i urodzinowa, i rodzinna, wszak w dwóch duetach z tatą śpiewała i Gabriela Zielińska (nagrała już z nim, podobnie jak brat Bogumił, kasetę "Moje Betlejem").
 Koncerty jubileuszowe, i takie rodzinne, mają i to do siebie, że familiarność i znaczny stopień "zażyłości" z publicznością obniża poprzeczkę, że niby niedociągnięcia i tak zagłuszą sentyment oraz wspomnienia. Skaldowie jednakże - Szanujmy wspomnienia, bo warto coś mieć, gdy skończy się nasz fin de siecle - potraktowali ten występ nadzwyczaj serio, mozolnie przed nim ćwicząc. I to było słychać i w grze muzyków - poza wymienionymi: śpiewający basista Konrad Ratyński i perkusista Jan Budziaszek - i we wspomagających zespół dwóch żeńskich kwartetach: smyczkowym i wokalnym.
 Wszyscy oni zasłużyli na słowa uznania i "sto lat" odśpiewane przez zachwyconą publiczność.
 A gdy już dwa torty ze świeczkami w kształcie "3" i "5" zgaszono, zabrzmiał inny przebój "Wszystko kwitnie wkoło" z cytatami z przeboju Rolling Stonesów "Satisfaction" (też nb. z 1965 roku). Bo naprawdę mogli czuć się tego wieczoru muzycy tworzący Skaldów w pełni usatysfakcjonowani - znakomita przeszłość, nic to, że z przerwami, piękne piosenki, które wciąż urzekają melodyjnością, kulturą muzyczną i poezją tekstów, a i forma, jakiej zazdrościć mogą młodzi. Pewnie tylko fakt, że dochodziła północ oraz warunki namiotu (przybytku "klimatyzowanego inaczej") spowodowały, że koncert zakończyły ledwie dwa bisy - "Wieczór na dworcu w Cansas City" oraz "Króliczek". Wszak tyle jeszcze piosenek zostało do zaśpiewania... Może na kolejnym jubileuszu; Jacek Zieliński, który tego wieczoru konferansjersko rej wodził, rzucił w pewnym momencie jakieś zdanie o 50-leciu. Oby dalej w takiej formie!

WACŁAW KRUPIŃSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski