Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tyskie serce pękło

zab
Już dawno hokeiści Dworów Unii nie musieli rozgrywać maksymalnej liczby spotkań w półfinale. Mimo, że Tychy wysoko postawiły poprzeczkę, mistrzowie Polski wygrali w decydującym, piątym spotkaniu 1-0 (0-0, 1-0, 0-0) i to oni po raz 14. z rzędu zagrają o "złoto".

Dwory Unia po raz 14. zagrają w finale

   Podobne emocje związane z półfinałem oświęcimscy kibice przeżywali w 1996 roku, kiedy także hokeiści Unii po pięciu meczach wyeliminowali TTH Metron Toruń. Wtedy awans do finału był szczytem ich możliwości. Od kilku lat stał się zjawiskiem normalnym.
   Atmosfera na oświęcimskim lodowisku podczas ostatniego meczu półfinałowego była wspaniała. - Po to walczyliśmy w rundzie zasadniczej o 1 miejsce, by decydujące spotkanie rozgrywać przed własną publicznością - mówi II trener Dworów Unii Stanisław Małkow. - Losy tego półfinału tak się dla nas ułożyły, że najpierw nie potrafiliśmy zakończyć rywalizacji w trzecim meczu, więc uczyniliśmy to w piątym. Najważniejsze, że skończył się on po naszej myśli. Teraz możemy się skoncentrować tylko na obronie tytułu mistrzowskiego - dodaje szkoleniowiec.
   Przed decydującym spotkaniem zgodnie twierdzono, że w finale z Podhalem zagra ten zespół, który lepiej wytrzyma trudy tego półfinału kondycyjnie. - Byliśmy przygotowani na to, że w ostatnim spotkaniu nie padnie wysoki wynik - podkreśla Stanisław Małkow. - Drużyna w stu procentach wykonała założenia taktyczne. Wreszcie pod tym względem nie mieliśmy do chłopców żadnych zastrzeżeń - dodaje szkoleniowiec.
   Po ostatnich dwóch zwycięstwach GKS mówiło się tylko o tyskim sercu. Miało ono bić coraz szybciej, ale najwyraźniej pękło na oświęcimskim lodowisku. - Okoliczności straty bramki mogły załamać nawet najbardziej zahartowanych w bojach zawodników - _utrzymuje trener GKS Wojciech Matczak. - Nie mam pretensji do Arkadiusza Sobeckiego o puszczoną bramkę. Oczywiście, że była ona trochę nieszczęśliwa, ale pamiętajmy, że bramkarz wyszedł obronną ręką z wielu opresji. Taki jest jego los. Bardziej mógłbym winić obrońcę czy skrzydłowego napastnika, którzy pozwolili rywalom uciec. W Oświęcimiu zabrakło nam szczęścia - dodaje tyski szkoleniowiec.
   Z trybun można było odnieść wrażenie, że w ostatniej odsłonie tyszanie nie postawili wszystkiego na jedną kartę. -
W trzeciej tercji nie graliśmy tylko po to, by nie stracić gola. Chcieliśmy go strzelić, ale Unia po prostu nie pozwoliła na wiele -_ kończy Matczak.
(zab)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski