Dla mnie to jest klasyczna sytuacja. Nie sztuką jest mieć w sobie motor napędowy do życia, gdy jest się młodym. Jakby coś nas niosło samo. Chce nam się poznawać, wygrywać, budować, tworzyć. W tym czasie zdobywamy zawód, pracę, rozwijamy się, zakładamy rodzinę, budujemy dom. Pojawiają się dzieci. A potem przychodzi magiczna granica lat czterdziestu, gdy to wszystko przestaje mieć sens.
Chyba umiem wytłumaczyć, dlaczego właśnie wtedy. Otóż jako gatunek - ludzie, człowiek - jesteśmy wciąż paleolityczni. Czyli to, jacy byliśmy 10 tysięcy lat temu nie zostało zmienione. To jest zbyt krótki okres na zmiany ewolucyjne. Ale w tym czasie dokonaliśmy ogromnych zmian kulturowych i cywilizacyjnych. 10 tysięcy lat temu żyliśmy do czterdziestki. To wystarczyło, by mieć dzieci i by dzieci się usamodzielniły. Dwa pokolenia. Nie jesteśmy więc ewolucyjnie dostosowani do długiego życia. Jest to dla nas nowością. Dla nas jako gatunku. Dlatego nasz samolubny gen napędza nas do tej granicy, a potem nie wiadomo, co ma nas motywować. I zaczynają się kryzysy.
Według mnie, po czterdziestce wiadomo, że sens zaczyna uciekać. Że go mieliśmy, ale w każdej chwili może nam uciec. Czasami punktualnie, równo z kalendarzem. A często później. To działa trochę tak, jakbyśmy mieli w sobie wirusa bezsensu. Wystarczy małe osłabienie, a on się uaktywnia. Można z tym wirusem sporo zrobić, ale przed chorobą nie można uciec.
Follow https://twitter.com/dziennipolskiDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?