Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uciekli przed wojną z ukraińskiego Doniecka. Teraz pod Wawelem zaczynają życie od nowa

Piotr Drabik
Tatiana, Aleksandr i Swietłana Jakubowscy nie wracają na Ukrainę. Teraz Kraków jest ich domem
Tatiana, Aleksandr i Swietłana Jakubowscy nie wracają na Ukrainę. Teraz Kraków jest ich domem Fot. ANDRZEJ BANAŚ
Reportaż. – Na każdym kroku spotykamy się z bezinteresowną pomocą – podkreślają Aleksandr i Tatiana Jakubowscy, którzy od kilku miesięcy mieszkają w Krakowie. Swoje cztery kąty dzielą z Galiną i Nikolajem Komczenko, którzy organizują pomoc humanitarną dla Ukraińców z terenów najbardziej dotkniętych konfliktem. Obie rodziny nie mogą uwierzyć, że otrzymali tyle wsparcia od Polaków

Małe, dwupokojowe mieszkanie na poddaszu w jednej z kamienic przy ulicy Karmelickiej w Krakowie. Tutaj spotykamy dwie rodziny ze wschodu Ukrainy. Połączył je dramat wojenny i Kraków, który teraz jest dla nich drugim domem. Aleksandr i Tatiana Jakubowscy na długo przed wybuchem konfliktu, planowali turystyczny wyjazd do stolicy Małopolski. Jednak nie spodziewali się, że przyjazd tutaj będzie dla nich koniecznością.

– _W naszych rodzinnych stronach nie ma żadnej pracy i perspektyw. Tymczasem, Polacy bardzo ciepło nas przyjęli _– dodaje Aleksandr, który dzięki wsparciu pana Wojtka pracuje jako kierowca turystycznych meleksów. Na Ukrainie prowadził o wiele większe pojazdy, ponieważ jest zawodowym kierowcą. Jego żona, Tatiana obecnie szuka pracy.

Jakubowscy mają dwie córki. Jedna z nich jest adoptowana i urodziła się w Rosji. – Udało jej się wyjechać ostatnim lotem z Doniecka do Moskwy, zanim nowoczesne lotnisko stało się areną ciężkich walk – wspomina Aleksandr.

Nie mają do czego wracać
Rodzina Jakubowskich pochodzi z Kramatorska, który jest jednym z największych miast w obwodzie donieckim. Stał się ono miejscem walk już na początku konfliktu prorosyjskich separatystów z władzami w Kijowie. – _Życie toczyło się normalnie, aż pewnego dnia zaczęły z nieba spadać pociski. Wszyscy wpadli w panikę. W nasz dom na szczęście nie trafiły bomby, ale w __sąsiednie już niestety tak _– wspomina Tatiana.

Obecnie Kramatorsk i jego okolice od lipca zeszłego roku są pod kontrolą ukraińskich żołnierzy. Tutaj również znajduje się centrum Operacji Antyterrorystycznej (ATO), prowadzonej przez władze w Kijowie. Zdaniem Jakubowskich, rozejm między obiema siłami jest fikcją, a spokój – pozorny.

Wszystko ze względu na miejscowe lotnisko położone w strategicznym miejscu. Codziennie strzelają do siebie żołnierze. Gdy byliśmy jeszcze na Ukrainie, separatyści podkreślali, że prędzej czy później znów zdobędą Kramatorsk – wyjaśnia Aleksandr. Nie ma wątpliwości, że wśród separatystów są zarówno miejscowi mieszkańcy, rosyjscy żołnierze, kozacy i Czeczeni.

Jakubowscy nie kryją również, że w ich rodzinnych stronach bardzo potrzebna jest pomoc humanitarna. – Gdy w miesiącach letnich rozpoczęły się bombardowania, w Doniecku ludzie wybiegali z domów bez butów, zabierając tylko drobne rzeczy i dokumenty. Po __wybuchu wojny ludzie stracili wszystkie oszczędności, przestali otrzymywać emerytury – podkreśla Tatiana, ale po chwili dodaje, że wojenna tragedia, jak nic innego, potrafi połączyć obcych sobie dotąd ludzi.

Jakubowscy, zanim pojawili się w Krakowie, szukali swojego miejsca w Równie na zachodzie Ukrainy. – Ale tam nie było żadnej pracy, a nieliczni szczęśliwcy zarabiają niewiele więcej niż na wschodzie kraju – tłumaczy Aleksandr. Nie mają już z żoną do czego wracać. – Sprzedaliśmy dom w Kramatorsku za grosze. Swoje przyszłe życie chcemy związać z __Krakowem.

Ich starsza córka, 20-letnia Swietłana dostała się na Uniwersytet Jagielloński również dzięki ogromnemu wsparciu uczelni. Młodsza została na Ukrainie, opiekują się nią dziadkowie, ale już od następnego roku szkolnego dołączy do reszty rodziny i rozpocznie naukę w polskiej szkole. – Bardzo pomógł nam również pan Andrzej, właściciel mieszkania. Obniżył znacznie czynsz za jego wynajem, do jednej trzeciej normalnej ceny – nie kryje małżeństwo.

Nasza sytuacja byłaby zupełnie inna, gdybyśmy posiadali Kartę Polaka – tłumaczy Aleks Jakubowski, którego wszyscy przodkowie posiadali polskie obywatelstwo. Prawdopodobnie wszystkiemu winny jest urzędniczy błąd.

W czasach sowieckich przy wyrabianiu nowych dokumentów mojemu ojcu, z niewyjaśnionych przyczyn wpisano narodowość ukraińską. Można byłoby to odkręcić dzięki dokumentom archiwalnym z Równa, ale wszystko zostało zniszczone podczas II wojny światowej – martwi się Aleksandr. Mimo to, wraz z żoną nie traci nadziei, że kiedyś uda mu się udowodnić swoje polskie korzenie.

Strach zastąpiła nadzieja
Jakubowscy krótko po wybuchu konfliktu, zdecydowali się wyjechać do miasta Drużkiwka, oddalonego o 80 kilometrów na północ od Doniecka. Tam poznali się bliżej z Galiną i Nikolajem Komczenko. – Wojna zaczęła się nagle. W cen- trum miasta walczyli żołnierze, a bomby spadały tuż obok __domów. Chcieliśmy jak najszybciej się stamtąd wydostać – podkreśla Galina.

Do momentu wybuchu konfliktu, kobieta miała własny sklep budowlany, a jej mąż był zawodowym kierową. – Prowadziliśmy zwyczajne życie, pełne zarówno radości jak i problemów. Wszystko się zmieniło, kiedy pojawili się separatyści z Donieckiej Republiki Ludowej (DNR), a wraz z nimi strach o __to, co przyniesie jutro – opowiada Galina.

Małżeństwo, które poza dwójką własnych dzieci opiekuje się również czworgiem adoptowanych, jak najszybciej załatwiło sobie wizę turystyczną do Polski. Jednak, aby móc wyjechać całą rodziną, potrzebowali zgody ojca jednego z adoptowanych dzieci, który odsiadywał wyrok w więzieniu na terenie kontrolowanym przez separatystów.

Pojechaliśmy tam samochodem i mijaliśmy kolejne punkty kontrolne DNR. Na jednym z nich, niespodziewanie, z krzaków obok drogi wyskoczyli zamaskowani separatyści. Zatrzymali nas i wycelowali w naszą stronę lufy karabinów. Nie wiedzieli, kim jesteśmy i początkowo wzięli nas za dziennikarzy – wspomina Nikolaj, który wytłumaczył separatystom, dlaczego jadą w tym kierunku.

Po uzyskaniu odpowiednich dokumentów, rodzina Komczenko w komplecie przyjechała do Krakowa w lecie zeszłego roku. – Zamieszkaliśmy w Nowej Hucie. Nikogo tu nie znaliśmy. Nie mówiliśmy dobrze po polsku – wspomina Galina.

Język ukraiński usłyszeli dopiero na jednym ze stoisk na targowisku Tomex i od razu podeszli, by choć przez chwilę porozmawiać w ojczystej mowie. – _Tak poznaliśmy panią Małgosię, która bardzo nam pomogła załatwić wszystkie formalności związane z pobytem w Polsce i założeniem małej spółki, w której zatrudniamy innych Ukraińców _– podkreśla Galina. Małżeństwo prowadzi drobne stoisko, na którym sprzedawane są firanki.

Doradzam im bezpłatnie w prowadzeniu księgowości. Po prostu historia państwa Komczenko bardzo mnie wzruszyła. W tak trudnej sytuacji zajmują się adoptowanymi dziećmi i jeszcze pomagają innym – podkreśla pani Małgorzata, która wśród własnych znajomych chce zorganizować zbiórkę darów dla ukraińskich uchodźców.

Po zakończeniu wakacji, na Ukrainę musiały wrócić adoptowane przez państwa Komczenko dzieci, ponieważ na dłuższy pobyt nie miały zgody biologicznych rodziców. Tymczasem, ich własne pociechy rozpoczęły naukę w Zespole Szkół Elektrycznych nr 1 w Krakowie. Dzieci jeszcze na Ukrainie ukończyły 9. klasę (niższa szkoła średnia), a w Polsce rozpoczęły naukę w technikum od pierwszej klasy.
Galina i Nikołaj podkreślają, że dyrekcja placówki nie tylko z otwartymi rękami przyjęła nowych uczniów, ale i zapewniła im miejsce w internacie i bezpłatne godziny języka polskiego.

Każdy gotów do pomocy
Doskonale pamiętam czasy, w których to nasz kraj liczył na wsparcie z __zagranicy, dlatego bez wahania postanowiłem pomóc – tłumaczy Antoni Juszczyk, dyrektor szkoły. W pierwszych klasach ZSE uczy się obecnie czworo uczniów ze wschodniej Ukrainy.

Największy problem mieli z językiem polskim, ale w szybkim czasie opanowali go na tyle, aby w pełni rozumieć lekcje. Poza tym, dla grupy młodych Ukraińców nie ma taryfy ulgowej. Zdają te same sprawdziany i egzaminy jak ich __polscy rówieśnicy – dodaje Antoni Juszczyk.

Dyrektor ZSE nie ukrywa, że przyjęcie uczniów z terenów objętych konfliktem zbrojnym na Ukrainie było doświadczeniem także dla niego samego i kadry pedagogicznej placówki. Jednak, ośmielony dobrymi rezultatami tej współpracy, zaprosił kolejnych czterech młodych ludzi ze wschodu Ukrainy do nauki w ZSE. – Uczymy się na własnych doświadczeniach. Nowi uczniowie, którzy są do nas zapraszani przechodzą wstępne przygotowanie już w __Kijowie, gdzie poznają podstawy języka polskiego – tłumaczy dyrektor szkoły. Jednocześnie zaznacza, że nie będzie przyjmował takich uczniów bez ograniczeń.

– _Utworzenie specjalnej, ukraińskiej klasy nie wchodzi w grę. Górny limit, jaki sobie ustaliliśmy to pięciu, sześciu uczniów ze wschodu w __jednej klasie _– wyjaśnia Antoni Juszczyk.

Według obowiązujących przepisów, nauka w polskich szkołach publicznych, bez względu na narodowość, jest bezpłatna do 18. roku życia. Dyrektor Juszczyk jeszcze nie wie, jak szkoła będzie w stanie pomóc swoim ukraińskim uczniom, gdy ci staną się pełnoletni.

Galina i Nikolaj duże wsparcie otrzymali również od Chrześcijańskiego Kościoła Baptystycznego, który aktywnie włączył się w akcję pomocy ofiarom wojny na Ukrainy. – Właśnie wróciliśmy z Niemiec, gdzie miejscowy kościół zorganizował zbiórkę darów dla uchodźców ukraińskich, które teraz jedziemy zawieźć na wschód – wyjaśnia Galina. Kobieta dodaje, że pomoc nie zna narodowości. – Tak samo jak Polacy wspierają nas __Niemcy – wyjaśnia.

Galina tłumaczy, najgorsza sytuacja jest teraz w okolicach miasta Debalcewe, które przez ostatnie miesiące było miejscem zaciętych walk między ukraińskimi żołnierzami a oddziałami prorosyjskich separatystów. – _Na ulicach miasta leżą trupy, którymi nikt się nie interesuje, co może doprowadzić do wybuchu epidemii. W __sklepach nie ma praktyczne żadnych produktów, puste półki _– opowiada ze łzami w oczach. Ponadto, mieszkańcy Debalcewe nie mają gdzie mieszkać, ponieważ całe miasto zostało praktycznie zrównane z ziemią.

Bardzo chcemy zamieszkać w Polsce na stałe, ale nie będzie to możliwe do chwili, aż dołączą do nas na stałe adoptowane dzieci, które obecnie znajdują się na Ukrainie – podkreśla Galina i Nikolaj.

Zarówno Aleksandr i Tatiana Jakubowscy jak i Galina i Nikolaj Komczenko są mile zaskoczeni życzliwością z jaką się spotkali w Krakowie. Nie spodziewali się, że na każdym kroku mogą liczyć na bezinteresowne wsparcie Polaków. – _Wszyscy pomagają nam od serca. I to nas najbardziej wzrusza _– podsumowuje z uśmiechem Galina.

Wojna ciągle trwa

Rozejm tylko na papierze

Konflikt zbrojny na wschodniej Ukrainie trwa od kwietnia 2014 roku. W walkach pomiędzy prorosyjskimi separatystami a ukraińskim wojskiem zginęło już ponad 6 tys. osób. Obowiązujący od lutego 2015 roku obustronny rozejm nie jest w praktyce przestrzegany. Codziennie w walkach giną wojskowi i cywile.

Milion uchodźców

Według danych Biura ONZ ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej, z powodu wojny na wschodzie Ukrainy swoje domy musiało opuścić ponad 1,1 miliona osób. Większość z nich, znalazła schronienie za rosyjską granicą.

Uciekinierów przybywa

Tylko przez pierwsze trzy miesiące tego roku do Urzędu ds. Cudzoziemców od Ukraińców wpłynęło ponad 9,5 tys. wniosków o czasowy pobyt w Polsce. To dwukrotnie więcej niż przed rokiem w tym samym okresie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski