18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uciekły przez niego z domu

Paweł Szeliga
Ojciec zgotował nam piekło. Policja tylko jednego dnia przyjeżdżała cztery razy - mówi pani Małgorzata
Ojciec zgotował nam piekło. Policja tylko jednego dnia przyjeżdżała cztery razy - mówi pani Małgorzata Paweł Szeliga
Gmina Chełmiec. Dwie zdruzgotane kobiety nie wiedzą, gdzie się mają podziać. Na razie zatrzymały się u krewnych. Prokurator nakazał wprawdzie mężczyźnie, by opuścił rodzinny dom. Ten zlekceważył jednak tę decyzję i nie zamierza się wynosić. Twierdzi, że nie ma dokąd

- Nasze życie zamienił w horror. Bez powodu bił mnie i moją mamę, groził nam śmiercią - tak przedstawia swojego ojca pani Małgorzata. Pokazuje przy tym stertę dokumentów z policji i prokuratury.

Choć prokurator zakazał 56-latkowi z gminy Chełmiec zbliżać się do żony i córki, ten za nic miał jego decyzję. O wyprowadzce z domu nawet nie myślał. Mężczyzna po kilku dniach obserwacji właśnie wyszedł ze szpitala z oddziału psychiatrycznego. Zdruzgotane kobiety nie mogąc liczyć na niczyją pomoc, w miniony piątek w pośpiechu spakowały walizki i uciekły do krewnych.

- Gdy wychodziłyśmy, śmiał się z nas. Kropił nas jeszcze wodą, mówił, że święcona - wzdycha pani Małgorzata.
Kobieta nie może zrozumieć, dlaczego jej ojciec nie został od nich odizolowany. Mężczyzna od 2011 r. był obejmowany policyjnymi dozorami. Dwukrotnie trafił do aresztu z podejrzeniem znęcania się nad bliskimi. Rodzinie założono Niebieską Kartę, a w listopadzie 2013 r. na 56-latka nałożono dodatkowo zakaz zbliżania się do żony i córki. Zobowiązano go też do opuszczenia ich wspólnego domu.

- Ostatnio myślałyśmy, że już po nas - wyznaje pani Małgorzata. - Wpadł w furię. Zamknął nas siłą w pokoju i krzyczał, że podpali dom - dodaje drżącym głosem.

Gdy na miejsce przyjechała policja, 56-latek stał już na dachu. Groził, że jeśli radiowozy nie odjadą, popełni samobójstwo. Dopiero po kilku godzinach rozmów z policyjnymi negocjatorami, udało się go ściągnąć na ziemię.

Jak tłumaczą domownicy, podobnych interwencji policji było mnóstwo. Tylko na dzień przed ostatnią próbą samobójczą policja była u nich cztery razy. - Gdy przyjeżdżały radiowozy, uciekał do lasu - mówi pan Kamil, kuzyn pani Małgorzaty, który mieszka w tym samym domu. - Szukali go z latarkami, po czym odjeżdżali. Wtedy wracał i terror zaczynał się od początku. To chora sytuacja. Po co Niebieska Karta i jakieś zakazy, skoro nie da się ich wyegzekwować? - zastanawia się pan Kamil.
56-latek tłumaczy, że nie opuści domu, bo nie ma gdzie się podziać. - Dzielnicowy w dobroci swego serca poradził mu, by zajął jedno z pomieszczeń w domu i nie kontaktował się z nami. To jakaś paranoja - mówi córka mężczyzny.

Jej ojciec w rozmowie z nami twierdzi, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Nie komentuje swojego zachowania. Przekonuje, że nie chciał nikogo skrzywdzić. - Nie zamierzałem się też zabić - mówi 56-latek. - Chciałem pokazać, w jak trudnej sytuacji się znalazłem.

Nasi reporterzy próbowali dowiedzieć się w prokuraturze, dlaczego 56-latek mimo decyzji o zakazie zbliżania ani na chwilę nie opuścił rodzinnego domu. Prokurator nie znalazł czasu, by na to odpowiedzieć. Ustami swojej sekretarki przekazał, że sprawa jest zamknięta, bo zakaz zbliżania obowiązywał do końca stycznia.

Opinie ekspertów

Zbigniew Ćwiąkalski, w latach 2007-2009 minister sprawiedliwości, prokurator generalny:
- Ludzie nie mogą być skazani na przebywanie z kimś, wobec kogo zastosowano takie środki zapobiegawcze, jak zakaz zbliżania się do rodziny czy zobowiązanie do opuszczenia domu. Fakt, że mężczyzna, jak twierdzi, nie ma dokąd się wyprowadzić, nie jest żadnym argumentem usprawiedliwiającym niestosowanie się do postanowień prokuratury. W takiej sytuacji może ona zawsze zamienić środek zapobiegawczy, którego nie da się egzekwować, na przykład na areszt. Nie wolno tolerować podobnych przypadków. Jeśli rodzina jeszcze tego nie zrobiła, to powinna powiadomić prokuraturę o tym, że mężczyzna nie opuścił domu, kiedy nakazał mu to prokurator.

Prof. Andrzej Zoll,były prezes Trybunału Konstytucyjnegoi były rzecznik praw obywatelskich:
- Niestosowanie się do nakazu prokuratora nie rodzi jeszcze odpowiedzialności karnej. Gdyby dotyczyło to prawomocnego wyroku, to za niestosowanie się do takiego orzeczenia grozi do trzech lat więzienia. Jeśli mężczyzna ma problemy psychiczne, to sprawą winien się zająć sąd opiekuńczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski