MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ujawnić?

Redakcja
Znany z "postawy służebnej" Tadeusz Mazowiecki zarzucił Jarosławowi Kaczyńskiemu "nikczemność", bo powołując się na swego nieżyjącego brata wystąpił przeciwko również nieżyjącemu Bronisławowi Geremkowi, który "nie może się bronić". Bronisław Geremek rzeczywiście bronić się nie może, no ale Tadeusz Mazowiecki przecież żyje i w związku z tym może nie tylko się bronić, ale pewne sprawy wyjaśnić.

Stanisław Michalkiewicz: ZIMNY PRYSZNIC

A wyjaśnienia wymagałby nawet sposób, w jaki Tadeusz Mazowiecki i Bronislaw Geremek dostali się do Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku. Według oficjalnej, zatwierdzonej do wierzenia wersji wydarzeń, przybyli tam samochodem Bronisława Geremka. Ale Andrzej Kołodziej, przywódca strajku w Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni twierdzi: "Również później dowiedzieliśmy się, że doradców przywieziono do Gdańska samolotem rządowym". Anna Walentynowicz w wywiadzie dla miesięcznika "Arcana" dodaje, że "najpierw spotkali się z I sekretarzem KW Fiszbachem, naradzili się, a potem przyszedł Mazowiecki z Geremkiem i odczytali nam poparcie 64 intelektualistów". Więc jak to było naprawdę? Samochodem, czy samolotem? Najpierw do Stoczni, czy najpierw do sekretarza Fiszbacha? Co powiedział sekretarz Fiszbach, czy wyznaczył jakieś zadania?

No bo później w Stoczni - relacja Krzysztofa Wyszkowskiego: "Tadeusz Mazowiecki z kolegami przyjechali do Stoczni z zamiarem namówienia strajkujących do odstąpienia od postulatu nr 1, czyli WZZ i zadowolenia się demokratycznymi wyborami w ramach CRZZ. Rozmawiałem z Mazowieckim zaraz po jego przybyciu do Sali BHP i wskazał mi właśnie taka granicę, pisząc na kartce różne możliwości". A Andrzej Kołodziej w swojej relacji dodaje: "Następnego dnia po przybyciu na strajk tzw. doradców warszawskich, gdy Jadwiga Staniszkis (która dotarła do Stoczni już wcześniej - St.M.) na niejawnym spotkaniu (w hali wydziału W-3 Stoczni Gdańskiej) wyjaśniła nam rolę, jaką mają do spełnienia owi doradcy, zrozumieliśmy, że w zasadzie są oni emisariuszami komunistycznej władzy. Ich podstawowym zadaniem miało być przekonanie nas do rezygnacji z postulatu Wolnych Związków Zawodowych".

Dlaczego jednak władze - i co za władze - miały interes w obarczaniu doradców takim zadaniem? Jeśli strajki były przez władzę tolerowane jako narzędzie zmiany kierownictwa, to przecież kandydaci na nowych szefów nie byli wcale zainteresowani, by sytuacja wymknęła się spod kontroli. Przypuszczenie to potwierdza relacja Ludwika Dorna: "Przypuszczenie, że ośrodkowi związanemu z Kanią zależało na tym, by eksperci znaleźli się w Gdańsku, można uznać za wysoce prawdopodobne". Stanisław Kania był podówczas członkiem Biura Politycznego i sekretarzem KC PZPR a w przeszłości - kierownikiem Wydziału Administracyjnego KC, sprawującego nadzór nad wojskiem, milicją, SB, niezawisłymi sądami, duchowieństwem oraz koncesjonowanymi organizacjami katolickimi. Nazwa skromna, a władza - ogromna. Nie potrzeba chyba dodawać, że po obaleniu na skutek sierpniowych strajków Edwarda Gierka, I sekretarzem KC PZPR został właśnie Stanisław Kania.

"Doradcy" byli bliscy sukcesu. Relacja Ludwika Dorna o wydarzeniach 27 sierpnia 1980 r: "Prezydium MKS po dyskusji z ekspertami zgodziło się na to, że w przypadku »mniej przychylnego rozwoju sytuacji« akceptuje reformę CRZZ" - co nie tylko rozwiązywało władzy ręce, ale również oznaczało zgodę na odstąpienie od postulatu nr 1, czyli niezależnych (od PZPR) związków zawodowych. I Ludwik Dorn konkluduje: "W Porozumieniu Gdańskim znalazł się jednak zapis o utworzeniu niezależnych samorządnych związków zawodowych. Jest w tym podwójna niejako zasługa strajkujących pracowników Wybrzeża: walczyli o wolne związki nie tylko z władzami, ale i z własnymi ekspertami".

Toteż Krzyszf Wyszkowski pisze: "Wzywam do zabrania głosu jej (Henryki Krzywonos - St.M.) przyjaciela i sponsora Bogdana Borusewicza (...). To Borusewicz nazwał doradców »różowymi pająkami«. (...) To Borusewicz (wspomagany przez Konrada Bielińskiego) na posiedzeniu Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej tak ostro atakował doradców, że Bohdan Cywiński chciał natychmiast opuścić Stocznię".

A zatem - czy Tadeusz Mazowiecki, który przecież żyje, jest pełen wigoru i planów na przyszłość, zdecyduje się opowiedzieć, jak na spowiedzi, jak to właściwie było z tym Stanisławem Kanią i doradzaniem - czy też do spółki z Lechem Wałęsą i innymi zainteresowanymi, w ramach "postawy służebnej" będzie umacniał legendę spreparowaną ad usum Delphini?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski