MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ułamek dużej satysfakcji

Redakcja
Czołówki gazet wołały entuzjastycznie, że jesteśmy prawie najlepsi w Europie. "Jeszcze Polska (gospodarczo) nie zginęła" - oznajmiał jeden z tytułów. Rząd triumfował, opozycja się pogubiła. Chodziło o 0,8 proc. wzrostu gospodarczego w I kwartale roku. Ułamek procenta, a ile satysfakcji. Zasłużonej, trzeba to wyraźnie podkreślić.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Europa w kryzysie marnie przędzie. Od trzech procent spadku w Belgii po kilkanaście w krajach bałtyckich i ponad 20 proc. na Ukrainie, gdzie wskaźniki utajniono. Najważniejszy nasz partner handlowy Niemcy skurczył się prawie o 7 proc. Urosły jedynie Cypr, Polska i Grecja. Gdyby rozdawali medale, mielibyśmy srebrny.
Wygląda na to, że na razie nie daliśmy się recesji. Rząd przypisuje ten sukces swojej polityce, jego krytycy nie bardzo wiedzą, co powiedzieć, każdy ekspert ma własną opinię. Uratował nas (przynajmniej na razie) splot różnych czynników. Przedstawię swoją amatorską diagnozę, jak to się stało.
Największym sukcesem i jednocześnie dobrą prognozą na przyszłość jest stabilność systemu bankowego. Rządowe uspokajanie w październiku ubiegłego roku, zwiększenie gwarancji wkładów bankowych i nasz rozsądek zahamowały najgorsze - załamanie banków. Gdyby do tego doszło, bylibyśmy blisko Ukrainy. Wtedy ci, którzy kryzys postrzegają jako okazję zrobienia punktów politycznych, mogliby stracić pomysł, co dalej. Jedno jest bowiem pewne: w kryzysie wszyscy cierpią. Mniej lub bardziej, ale wszyscy.
Gdyby posypał się system finansowy, mielibyśmy efekt przerwania wałów przeciwpowodziowych na wezbranej rzece. Kolejki i bójki pod bankami, wstrzymywanie wypłat, brak gotówki u ludzi i w firmach, strata wieloletnich oszczędności. Przeżywaliśmy coś takiego, w bardzo łagodnej formie, 20 lat temu. Teraz byłoby znacznie gorzej. Na szczęście do tego nie doszło.
Trochę nudny, ale budzący zaufanie minister finansów i weselszy, acz też skłaniający do zaufania premier, codziennie zapewniali, że jest dobrze i nie będziemy przeżywali kryzysu. Polacy na szczęście posłuchali ich, a nie mediów, które zawzięcie roztaczały horrory depresji. Nie było ataku na banki, nie doszło do ich bankructw. Cofnęliśmy się z krawędzi przepaści.
Rząd zasługuje na gratulacje, ale główne zasługi możemy przypisać sobie. Jak w wielu trudnych momentach, Polacy wykazali się mądrością i rozsądkiem. Naturalnym odruchem byłby szturm banków, wycofywanie pieniędzy i upychanie ich w tapczanach. Niektórzy to uczynili, większość wytrzymała presję. Teraz zarabiają na wysoko oprocentowanych depozytach. Jestem zbudowany mądrością niektórych związków zawodowych, które zgodziły się na wstrzymanie podwyżek płac w 2009 roku. Mając alternatywę: praca za stawki niższe lub strata zatrudnienia, wybierali pracę. Są wprawdzie krzykacze, którzy mogą zarżnąć swoje firmy, byle wyszarpać z nich podwyżki, ale to jest mniejszość. Jeśli utrzyma się model rozsądnych związków, które potrafią myśleć o rozwoju i bezpieczeństwie zatrudnienia, to jesteśmy zdrowi. Taki jest sens nowoczesnych organizacji pracowników w bogatych krajach. Tam, gdzie działacze przesadzają i wyciskają podwyżki w każdych warunkach, jak w General Motors, tam lądują na ulicy z czapkami w rękach.
Dwa następne kwartały będą ciężkie. Kurczą się rynki eksportowe, w tym najważniejszy, niemiecki. Już zaczęły się przedbiegi do wyborów prezydenckich. To jeszcze rok z okładem, ale u nas zasadą jest nieustanna walka wyborcza, w której liczy się tylko interes własny i partyjny. Widać już próby włączenia gospodarki do tych rozgrywek. Trzeba to zwalczać, jak karaluchy w kuchni, wszelkimi metodami. Politycy w Polsce stali się klasą pasożytniczą. Musimy im płacić, ale nie powinniśmy tolerować działań wszystkim nam szkodzących. Trudno jest niekiedy oddzielić prawdziwą troskę od cwanej, partyjnej propagandy, trzeba więc politykom nieustannie patrzeć na ręce. Niech raczej zajmują się knowaniami niemieckich przesiedleńców lub dziadkami w Wehrmachcie niż gospodarką. Żeby nic nie zepsuli.
Kilka obserwacji skłania do optymizmu. Sprzedaż towarów i usług nadal utrzymuje się na wysokim poziomie. Kupiliśmy o 3,3 proc. więcej niż przed rokiem, a przecież wtedy panował szał zakupów. Lekko wzrosły inwestycje. Eksport spada wolniej niż import, co oznacza, że miejsca pracy zostają w Polsce. Maleją koszty, rośnie wydajność. Kiedy odwróci się koniunktura, będziemy w doskonałej sytuacji. Wtedy dopiero przyspieszymy. Jeśli dzisiejszy rząd dotrwa do tego czasu, wygra następne wybory przez nokaut.
Ten kryzys jest przykry, szarpie nerwy, ale może wyjść na zdrowie. Dobrze w nim działamy, mądrze myślimy, rozważnie planujemy. To jest kolejna trampolina do skoku Polski naprzód.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski