Będzie to już trzecia batalia oświęcimian w play-off przeciwko jastrzębianom na przestrzeni ostatnich czterech lat. Dotąd wygrywali oświęcimianie.
Najpierw, po raz pierwszy, o miejsca od 5. do 8. wszystko rozstrzygnęło się w minimalnej liczbie spotkań (2:0). Potem Unia wygrała dwie walki o brązowy medal. Trzy lata temu 3:1. Wtedy był to pierwszy medal oświęcimian po pięciu latach przerwy.
Rok później do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była maksymalna liczba spotkań (4:3), a medal padł łupem oświęcimian po pamiętnym „złotym golu” Jerzego Gabrysia w dogrywce. Wówczas „brąz” był dla oświęcimian tylko na otarcie łez, bo skład mieli na miarę mistrzostwa. Łącznie w play-off Unia wygrała z jastrzębianami dziewięć spotkań, notując cztery porażki. Bilans bramkowy 42:34 na korzyść oświęcimian.
Po przegranym półfinale oświęcimianie dostali od trenera dwa dni wolnego, by odbudować się nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.
– Nie ukrywam, że po porażce z Tychami czułem się zawiedziony – przyznaje Marcin Jaros, kapitan Aksamu. – Gdyby ktoś przed sezonem powiedział mi, że będziemy walczyć o brązowy medal, wziąłbym to w ciemno. Jednak tyszanie byli w naszym zasięgu i doprawdy zabrakło niewiele, żeby po dziewięciu latach znowu zagrać w wielkim finale.
Nie udało się. Skoro jednak jesteśmy postrzegani jako rewelacja rozgrywek play-off, musimy pokonać Jastrzębie. Gdyby udało nam się tego dokonać, po stronie zdobyczy możemy zapisać dwie najlepsze drużyny poprzednich rozgrywek. W pierwszej rundzie wyeliminowaliśmy przecież wciąż aktualnych jeszcze mistrzów Polski, bo Cracovię. Możemy teraz pokonać wicemistrza.
Jastrzębianie na pewno celowali w finał, więc rozgoryczenie w ich obozie będzie większe niż w przypadku oświęcimian. Dla Unii brązowy medal będzie sukcesem. Zasłużyli na niego nie tylko zawodnicy, ale także kibice, którzy po przegranym półfinale z Tychami zgotowali swoim pupilom tak wielką fetę, że w pewnym momencie opuszczający taflę tyszanie z niedowierzaniem patrzyli na to, co dzieje się na trybunach. Przecież to oni awansowali do wielkiego finału.
– Gra przy takiej publiczności jest wielką przyjemnością – powtarza Peter Mikula, trener Aksamu. – Uważam, że kluczowa dla losów półfinałowej rywalizacji była porażka po karnych, poniesiona w pierwszym meczu we własnej hali, czyli w meczu numer trzy. Gdybyśmy po czterech potyczkach prowadzili 3:1, pewnie już nie wypuścilibyśmy swojej szansy na finał z rąk. To już jednak historia. Trzeba o nim zapomnieć, bo w tym sezonie wciąż mamy jeszcze coś ważnego do wygrania.
Oświęcimski szkoleniowiec podkreśla, że aby realnie myśleć o zdobyciu medalu, nie można prezentować skrajnych postaw, jak to było choćby w półfinale, w którym dwa mecze zostały oddane „za darmo”. Trzeba grać z taką determinacją, jak w wygranych potyczkch albo przegranej 0:1 we własnej hali, kończącej półfinałową batalię.
Na pewno planem minimum oświęcimian będzie szukanie jednego zwycięstwa w Jastrzębiu, by – mając w perspektywie dwa mecze u siebie, zrobić wszystko, aby dekoracja odbyła się w Oświęcimiu. – Kibice na to zasługują – podkreśla Jaros.
W fazie zasadniczej Unia przegrała pierwszy mecz na wyjeździe 2:5 i ostatni u siebie 1:2, po dogrywce. Pozostałe wygrała: 3:2, 4:2, 4:1 i 4:3 po dogrywce.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?