Anna Kłapcia ze zdjęciem swojego syna Bartosza Fot. Artur Drożdżak
- To sprawiedliwy wyrok. Nie mógł być inny - mówi 55-letnia Anna Kłapcia, mama 27-letniego Bartosza, który zginął w Skawinie od ciosu noża.
Do tragedii doszło w nocy z 4 na 5 marca ub.r. na tzw. starym osiedlu w Skawinie. Tragicznego wieczoru Bartosz wrócił wieczorem z pracy, rzucił okiem na telewizję i wyskoczył po papierosy. Już nie wrócił; zginął 100 m od domu i to na dwa dni przed swoimi urodzinami. Otrzymał uderzenie nożem w bark i serce, towarzyszący mu Edward S. został zaatakowany siekierą i nożem. Ich kolega Andrzej D. nie odniósł obrażeń.
W ręce policji szybko wpadł jeden ze sprawców, nieletni Sylwester P., później także dwaj pełnoletni podejrzani Michał M. i Marek Ł. Michał M. przyznawał się do winy. Mówił, że w pewnej chwili podszedł do Edwarda S. i jego kompanów. - Oni rozpinali kurtki, jakby coś chcieli wyjąć, wyjąłem nóż i wykonałem zamach. Nóż w coś się wbił. Potem uciekłem - opisywał moment zadania śmiertelnego ciosu.
Trafił do aresztu, podobnie jak Marek Ł., który także przyznał się do wzięcia udziału w napaści na Bartosza. Jednak w trakcie procesu pojawiło się wiele wątpliwości dotyczących udziału Marka Ł. w tragicznym zajściu. Najpierw okazało się, że kłamał, gdy mówił, że sam wyrzucił nóż, narzędzie zbrodni. Nóż i siekierkę odkryto bowiem w reklamówce, której lokalizację wskazał Michał M. Była we wnęce budynku obok jednej z siłowni.
Potem udało się podważyć rozpoznanie wizerunku Marka Ł., którego dokonał pokrzywdzony Edward S. Świadek przyznał, że tamtej nocy był pijany, była noc, on był w stresie, sytuacja była dynamiczna, a napastnicy bardzo do siebie podobni - wysocy, chudzi, w kapturach.
W końcu mężczyzna potwierdził, że nie jest pewien, czy na miejscu zbrodni był Marek Ł. Pozostawała jeszcze jedna kwestia. Sam Marek Ł. obciążył się i przyznał się do udziału w zajściu. Dopiero na sali rozpraw odwołał te zeznania.
- Przyznałem się do winy w śledztwie, bo policjanci powiedzieli mi, że jak się przyznam, to będę wolny. A ja bardzo chciałem być na chrzcie swojego dziecka, a nie w areszcie. Myślałem, że potem jakoś to się odkręci - wyjaśniał oskarżony. Samooskarżenie kosztowało go rok pobytu za kratkami, wyszedł na wolność dopiero w marcu 2012 r. Teraz został całkowicie oczyszczony z zarzutów.
Wyrok sądu w tej sprawie nie jest prawomocny. Wyrok usłyszał też nieletni Sylwester P., sądzony w odrębnym procesie. Na mocy orzeczenia sądu trafił na 5 lat do poprawczaka.
Artur Drożdżak
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?