MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Uratowała życie 23-letniej kobiecie

Redakcja
Ewa Gładysz z mężem Robertem. Fot. Zofia Sitarz
Ewa Gładysz z mężem Robertem. Fot. Zofia Sitarz
Ewa Gładysz pracuje na stacji paliw, jest niezwykle miłą i sympatyczną kobietą, lubianą koleżanką, matką trójki dzieci Patryka, Laury i Kacpra. Czyn, jakiego dokonała niedawno, wprowadził ją do grona bohaterów.

Ewa Gładysz z mężem Robertem. Fot. Zofia Sitarz

BRZESKO. Ewa Gładysz nie czuje się bohaterką, ale bardzo się cieszy, że akurat wtedy tam była i mogła pomóc

Ale jej odważne działanie, które doprowadziło do uratowania życia młodej, 23-letniej kobiety, nie zostało niezauważone - dostała prezent i list z podziękowaniami od burmistrza.

- Byłam w pracy na nocnej zmianie - opowiada pani Ewa. - Na stacji było spokojnie, przed samą północą przyszedł klient po kupon do myjni. Za chwilę wrócił zdenerwowany i poinformował nas, że przy barierce nad kładką dla pieszych stoi dziewczyna, która płacze i krzyczy i na pewno chce się rzucić w dół.

Pani Ewa wybiegła ze stacji i udała się w stronę kładki dla pieszych prowadzącej do szpitala, kiedy wbiegła po schodach zobaczyła widok, który zaparł jej dech w piersiach.

- Dziewczyna stała tyłem do barierki, całe jej ciało zwisało już po zewnętrznej jej stronie, trzymała się jej wyciągniętymi w tył rękami. Krzyczała i płakała, bałam się cokolwiek powiedzieć, żeby jej nie wystraszyć. Pędem wróciłam na stację po telefon i pobiegłam powrotem na kładkę. Po drodze wykręciłam alarmowy numer policji i przedstawiłam sprawę. Dziewczynę zastałam w takiej samej pozycji, podeszłam do niej. Kiedy mnie zobaczyła zaczęła jeszcze głośniej krzyczeć i złorzeczyć, z wielką złością pytała, po co przyszłam. Szukałam jakiegoś pretekstu do rozmowy, zaczęłam mówić o tym, jaką straszną krzywdę wyrządzi swoim rodzicom i bliskim. Cały czas spokojnie do niej mówiłam, w pewnym momencie zaczęła ze mną rozmawiać, powiedziała, że nie ma po co żyć. Nalegałam, żeby weszła z powrotem na kładkę, po wahaniach tak właśnie zrobiła. Chciałam do niej podejść uścisnąć ją, przytulić, ale bałam się jakiejś nieprzewidzianej reakcji. Jak weszła na kładkę, wiedziałam, że nic sobie nie zrobi - wspomina Pani Ewa.

Dziś trudno jej określić, jak długo to trwało, była w takim ogromnym napięciu, że po zdarzeniu długo nie mogła dojść do siebie. Kiedy przyjechali policjanci, niedoszła samobójczyni zaczęła się z nimi szarpać i wyzywać ich, po spokojnej rozmowie, pozwoliła jednak zaprowadzić się do radiowozu.

- Kiedy ta dziewczyna wsiadła do auta, poczułam taką ulgę, że to się już skończyło, cieszyłam się, że udało się ją uratować, a jednocześnie czułam ogromny żal, że taka młodziutka osoba w taki sposób próbuje rozwiązać swoje problemy. Kiedy pojechała na komendę usiadłam i długo płakałam. Dziewczynę odwieziono do szpitala psychiatrycznego, mam nadzieję, że znajdą się tam ludzie, którzy jej pomogą. Bo tak naprawdę to ona wcale nie chciała się zabić, myślę, że to był taki jej protest, może chciała zwrócić na siebie uwagę - dodaje pani Ewa.

Ewa Gładysz nie czuje się bohaterką, ale bardzo się cieszy, że akurat wtedy tam była i mogła pomóc.

- Jestem bardzo dumny z żony, z tego, że z taką zimną krwią podeszła do takiego trudnego zdarzenia - mówi mąż pani Ewy, Robert.

Zofia Sitarz

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski