Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urodzony w Sułkowicach, zamordowany w Charkowie

Katarzyna Hołuj
Wiesława Głodzińska opowiadała uczniom o swoim ojcu, kpt. Rudolfie Galusie
Wiesława Głodzińska opowiadała uczniom o swoim ojcu, kpt. Rudolfie Galusie FOT. KATARZYNA HOŁUJ
Historia. Przy Szkole Podstawowej w Sułkowicach zasadzono dąb pamięci. Drzewo jest poświęcone postaci urodzonego tu oficera Wojska Polskiego kpt. Rudolfa Galusa, który był ofiarą zbrodni katyńskiej.

To nie jedyny sposób, w jaki go uczczono, nadano mu też honorowe obywatelstwo gminy Sułkowice, a w budynku starej szkoły, odsłonięto pamiątkową tablicę poświęconą jego osobie.

– Dziś, dokonując aktu nadania pośmiertnie honorowego obywatelstwa kapitanowi Galusowi deklarujemy gotowość odkłamywania własnej historii – mówiła Krystyna Sosin, wice­przewodnicząca Rady Miejskiej w Sułkowicach.

– Dzięki tej uroczystości uczestniczymy w naprawianiu niesprawiedliwości – powiedział burmistrz Piotr Pułka.

Pamięć kapitana pielęgnowała dotychczas rodzina, przede wszystkim mieszkająca w Wadowicach córka – Wiesława Głodzińska. Jej starsza siostra już nie żyje.

Wśród mieszkańców Sułko­wic pamięć o nim się nie zachowała i przywrócono ją dzięki Janowi Sroce.

Ten krewny kapitana (był jego ciotecznym dziadkiem) jako dziecko spędzał w Sułkowicach wakacje i zapamiętał zasłyszane wtedy rozmowy dorosłych.

– Panie rozmawiają, wspominają Rudolfa. Pada słowo „Katyń” i prawda. Prawda rodzinna, domowa o tym kto zabił, kto to zrobił. Była końcówka lat 50... – wspominał podczas uroczystości. – Potem ten mały chłopiec rośnie. Idzie do szkoły średniej, na studia, a tam prawda oficjalna. Zupełnie inna! Co zatem jest prawdą? Czy ta domowa, rodzinna prawda prostych ludzi? Czy uczone sądy, wspierane „naukowo”? Ile lat musiało upłynąć, żeby ta prawda katyńskiego lasu wyszła na jaw.

Strzelec, legionista, żołnierz WP

Rudolf Galus urodził się w 27 maja 1891 roku w Sułkowicach, w niezamożnej rodzinie Józefa i Agnieszki (z domu Lisowskiej). Był jednym z czworga rodzeństwa.

Ich wychowanie w głównej mierze spadło na matkę, która wcześnie owdowiała. Rudolf, tu, w szkole powszechnej pobierał pierwsze nauki, a potem – co kosztowało go wiele samozaparcia – kontynuował je w Krakowie. Uczył się w Gimnazjum św. Anny, a później w studium nauczycielskim. Gdy je skończył, został nauczycielem w Woli Ra­dziszowskiej. Był rok 1911. Już wtedy czynił przygotowania do utworzenia ogniwa Związku Strzeleckiego.

Sam należał do Związku Strzeleckiego i był żołnierzem Legionów Polskich. Wraz z wybuchem I wojny światowej został jako członek Związku Strzeleckiego objęty mobilizacją. Jako dowódca sułkowickich strzelców wyruszył z nimi do Kielc, mając ubezpieczać z boku armię. Forsowną wyprawę, podczas której kilka razy przekraczali Nidę przypłacił chorobą opłucnej.

Wcielony do armii austro­-węgierskiej walczył na froncie rosyjskim i włoskim, gdzie został ciężko ranny. Podczas leczenia tych ran, w wadowickim szpitalu, do którego go przetransportowano poznał swoją przyszłą żonę. Była tam pielęgniarką.

Kiedy Polska odzyskała niepodległość, został żołnierzem Wojska Polskiego.

W Wadowicach i Gnieźnie, gdzie kolejno służył, urodziły się najpierw jedna, a potem druga córka kapitana.

Na początku lat 30. trafił do Korpusu Ochrony Pogranicza. Został kwatermistrzem batalionu „Snów”, jednostki – wedle relacji Jana Sroki – elitarnej. O przynależności do niej decydowała nie tylko sprawność ciała i umysłu, ale też wysokie morale. O tym, jak sam kpt. Galus był wysoko oceniany przez przełożonych, świadczą dokumenty do jakich dotarł Jan Sroka, zabiegając o pośmiertny awans kapitana do stopnia majora.

O erudycji kapitana zaświadcza także jego córka wspominając, jak uczył ją i jej starszą siostrę historii i geografii albo jak grał na skrzypcach. Gry na nich nauczył się sam, tak jak czytania nut.

Zapamiętała go też jako człowieka niezwykle uczciwego i zasadniczego.

W pierwszych miesiącach 1939 roku trafił do Czarnego Dunajca, do Batalionu Obrony Narodowej „Zakopane”.

Kiedy zaczęły się wakacje, jego żona wraz z córkami, żeby być bliżej niego wybrała się na wakacje do Rabki. Kapitan wynajął dla nich willę – „Kre­merówkę”.

Żegnali się nie wiedząc, że widzą się ostatni raz

Pod koniec sierpnia przyjechał odwiedzić żonę i córki. Jak wspomina pani Wiesława, powiedział, że wojna wisi na włosku i polecił im wracać do Wadowic, do babci. Był przeświadczony o tym, że wojna nie potrwa długo.

Tam na dworcu w Rabce widzieli się ostatni raz.

Niedługo po tym jak wróciły do Wadowic, pojawił się tam goniec z pułku, którego kwatermistrzem był kpt. Galus i powiadomił ich, że razem z rodzinami innych oficerów, zostają ewakuowane. – Znalazłyśmy się na granicy polsko-rumuńskiej. Tam zaczęła się moja tragedia – mówi pani Wiesława.

Pociąg, którym podróżowali znalazł się na celowniku niemieckich bombowców. Potem rodziny przesiadły się do ciężarówek. I właśnie wtedy 11-letnia Wiesia na chwilę oddaliwszy się od matki i siostry, zgubiła je. Ciężarówka odjechała, a ona została sama. Szukając pomocy, przyłączyła się do pewnej rodziny z Poznania. – Trzymałam się ich kurczowo. Potem zlitowali się nade mną Ukraińcy. Byłam u nich do lutego 1940, a że czytali gazety dowiedzieli się, że mama mnie szuka.

Matka szukała córki za pośrednictwem Czerwonego Krzyża, dawała ogłoszenia do gazet. Przyjechała po nią. Czas do końca wojny spędziły w Rumunii.

W tym samym czasie, kiedy 11-letnia Wiesława, jej matka i siostra przeżywały dramat niechcianego rozstania, tragedię przeżywał także kapitan Galus. Razem z innymi polskimi oficerami trafił do obozu w Starobielsku. Stamtąd dwa razy przyszły listy do Wadowic. Pierwsza wiadomość mówiła o tym, że jest zdrowy. – Tyle i to co wolno było napisać – mówi pani Wiesława.

Drugi list zakończył zmiennymi słowami: „Już do mnie nie piszcie”, co świadczyło o tym, że zdawał sobie sprawę z tego, jaki los go czeka.

O tym co stało się z polskimi oficerami żona i córki kapitana dowiedziały się w 1945 roku od... Rosjanina. – Jeden z nich – sądząc po wieku, Białogwardzista – powiedział nam w tajemnicy o obozach i tym co stało się z oficerami. Mówił ogólnie, nie o ojcu – mówi pani Wiesława. – Potem wyszły spisy.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski