Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urodzony zabójca. Bez problemu kontroluje teren w promieniu 270 stopni. Namierza, a potem pożera

Grzegorz Tabasz
Jej oczy to kilkadziesiąt tysięcy maleńkich oczek, każde z osobną soczewką. Nie ujdzie im najsłabszy przejaw ruchu w zasięgu kilku metrów
Jej oczy to kilkadziesiąt tysięcy maleńkich oczek, każde z osobną soczewką. Nie ujdzie im najsłabszy przejaw ruchu w zasięgu kilku metrów fot. 123RF
Zawsze głodne i gotowe do ataku. Jedna ważka zjada dziennie przynajmniej kilka ślepaków lub komarów o takiej samej wadze.

Znalazłem ją wczesnym rankiem tuż pod drzewem. Duża ważka o czerwonym odwłoku, czyli szablak. Nieruchoma, wyglądała na martwą, a przeźroczyste skrzydła pokrywała zimna rosa. Noc była chłodna, ale bez przymrozków, więc pozwoliłem sobie na próbę reanimacji owada. O nie, żaden masaż serca czy sztuczne oddychanie. Zmiennocieplnemu owadowi powinna starczyć odrobina ciepła, by wrócił do życia. Tak mówi teoria.

Ułożyłem biedaczynę na kamiennym parapecie, gdzie sięgały pierwsze promienie słońca. Osuszyłem skrzydła z wilgoci, czule chuchnąłem w wielkie oczy. Po dziesięciu minutach coś drgnęło: ważka ruszyła skrzydełkami. Kilka następnych minut zajęło rozprostowanie podkurczonych nóżek i niezgrabna wspinaczka na futrynę.

W trzydziestej minucie dziarsko uruchomiła skrzydła. Brzęczała. Rozgrzewała ciało, wprawiając mięśnie w drgania, produkując ciepło. Pierwszy lot skończył się na szybie, potem było lepiej. Wokół mojej głowy latał miniaturowy helikopter. Pętle, przewroty, beczki. Chwilę później poszybowała w dal. Potwierdzenie teorii o zmiennocie-plności zwierząt zajęło mi trzy kwadranse.

Ważki to owady, których nie można przeoczyć. Latają z szybkością błyskawicy, potrafią zawisnąć nieruchomo w powietrzu. Wreszcie są duże i niekiedy ślicznie ubarwione. Wiedza o ich dzieciństwie czy obyczajach bywa zwykle mało znana. A szkoda! Czasem nawet budzą paniczny strach u obserwatorów. Ugryzie!!! I co tu sądzić o nauczaniu przyrody w naszych szkołach? Ważki nigdy nie gryzą, ale o tym potem.

Skąd się biorą ważki? Potomstwo ważek przychodzi na świat w wodzie ze złożonych od wiosny do lata jaj. Mogą to być wszelkie rodzaje glinianek, płytkich fragmentów jezior czy oczek wodnych. Byle woda nie wysychała w trakcie upału.

Larwy szybko wyrastają na paskudne stwory. Są brudnozielone, porośnięte glonami, a na spodzie potężnej głowy mają maskę. Ruchome, mordercze urządzenie, zgrabnie wyrzucane do przodu na odległość centymetra. Pozwala upolować i wyssać wielokrotnie większą od siebie ofiarę. Nawet małą rybkę czy dużą kijankę. Pozostali, mniejsi od larwy mieszkańcy wody w starciu z potomstwem ważek nie mają najmniejszych szans.

Larwa wielkości kciuka nie ma w sobie nic z urody i elegancji dorosłego owada, jest przysłowiowym brzydkim kaczątkiem. Co jakiś czas zrzuca stary pancerz i rośnie. Po kilkunastu miesiącach podwodnego życia przychodzi czas na zmiany. Larwa wybiera się w niebezpieczną podróż na suchy ląd. Wypełza na wynurzone rośliny i zamiera nieruchomo na dłuższy czas tuż na granicy wody i powietrza. Po paru godzinach pęka stara skóra na grzbiecie i ze środka wychodzi piękna, błyszcząca ważka. Jej skrzydła są jeszcze zwinięte w małą kulkę, ale szybko rozwijają się i owad nabiera właściwego wyglądu. To najbardziej niebezpieczny okres. Nieruchoma larwa stanowi łatwy łup dla każdego drapieżnika, podobnie jak młody, ledwo latający owad.

Miękkie, bezbronne ciało i wiotkie skrzydła. Bez problemu pożre ją każdy ptaszek, żaba czy ropucha. Niedawno oglądałem narodziny ważek zwanych płaskobrzuchymi. Na łodygach roślin suszyło się kilka owadów tuż obok starych, porzuconych pancerzy larw. Ważki są bardzo głodne i biada komarom, muchom i wszelakim latającym owadom, które wypatrzą swoimi kryształowymi oczami. Ponoć jedna ważka zjada dziennie przynajmniej kilka ślepaków lub komarów o takiej samej wadze. Tak, to krwiopijcy, którzy potrafią zepsuć wypoczynek nad wodą.

Teraz szczypta anatomii. Największe mają twarde, błoniaste skrzydła o dziesięciocentymetrowej rozpiętości. Najlepsi lotnicy trzymają je rozłożone stale na boki. Inne, mniejsze układają wzdłuż ciała. Nie są tak kolorowe jak motyle, ale bywają okazy o czerwonym, niebieskawym czy zielono-żółtym ubarwieniu ciała. Świtezianka, delikatnej postury owad, posiada ciało i skrzydła w metalicznie niebieskim kolorze. Całość wieńczy głowa z wielkimi oczami, które wyglądają jak odlane ze szkła o niebiesko-zielonej poświacie. Plus potężna paszcza. Na końcu szczupłego ciała część ważek nosi nieprzyjemnie wyglądające cęgi. Nie, to nie jadowe żądło, lecz męskie narządy kopulacyjne.

Rodzaj urządzenia do przytrzymania samicy podczas godów. Kiedyś jakimś cudem złapałem ważkę gołą dłonią. Mimochodem. Przelatywała krajem drogi, machnąłem ręką i proszę, mam ważkę. Te najokazalsze są płochliwe i nieufne. Stąd moje zdumienie, że husarz władca, jedna z największych ważek pozwoliła sobie na taką wpadkę. Znakomita okazja do wypatrzenia wszystkich szczegółów. Bardzo starannie obejrzałem owada. Był cały, zdrowy i nieuszkodzony. Miarowo poruszał płaskimi, zachodzącymi na siebie żuwaczkami i szczękami. Nawet nie próbował naruszyć mojej skóry, za to całe urządzenie znakomicie nadaje się do przeżuwania zdobyczy. I już wiecie, dlaczego ważki nie gryzą: nie mają czym.

Gdy trzymałem go w palcach, czułem delikatne wibracje twardego pancerza. Chciał odzyskać wolność. Rozluźniłem uchwyt i owad zerwał się do lotu. Pomknął jak strzała nad powierzchnią rzeki. Znieruchomiał, by w ułamku sekundy zmienić kurs o dziewięćdziesiąt stopni. Żaden pojazd powietrzny skonstruowany przez człowieka nie jest zdolny do takich akrobacji. Pilot, jak i maszyna nie wytrzymaliby nagłych przeciążeń. Ważki nie rozwijają naddźwiękowych prędkości, ale gdyby porównać ich osiągi do długości ciała, to są wielokrotnie szybsze niż współczesne samoloty myśliwskie. Dziewięćdziesiąt kilometrów na godzinę dla owada długości ołówka to bardzo dużo. Do tego potrafi zawisnąć nieruchomo w powietrzu i bez najmniejszego wysiłku przesuwać się powoli w dowolną stronę.

I te wielkie oczy: kilkadziesiąt tysięcy maleńkich oczek, każde z osobną soczewką. Nie ujdzie im najsłabszy przejaw ruchu w zasięgu kilku metrów. Pomimo nieruchomej głowy, ważki bez problemu kontrolują przestrzeń w promieniu 270 stopni. Oczy precyzyjnie zlokalizują każdy ruchomy cel. Prościuteńki system nerwowy wyliczy odległość, prędkość i wyprzedzenie. Biada wszelkim latającym owadom: w starciu z urodzonym łowcą nie mają najmniejszych szans.

Współczesne ważki to w prostej linii potomkowie olbrzymich, mierzących nawet trzy czwarte metra rozpiętości skrzydeł owadów z karbonu. Wyglądały prawie identycznie jak te dzisiejsze. Tylko te rozmiary ciała. I trzysta milionów lat rodowodu! Swoja drogą, ciekawe na co polowały?

***

Drapieżniki o smukłym ciele, dużych oczach, krótkim tułowiu, silnie wydłużonym odwłoku i dwóch parach skrzydeł. W stanie spoczynku utrzymują skrzydła rozłożone na boki lub podniesione do góry.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski