Pamiętam, jak przed paroma laty przepowiadano rychły koniec sklepów z tanią odzieżą używaną, sprowadzaną z zamożniejszych krajów europejskich. Wieszczono, że tzw. ciucholandy szybko stracą klientelę, bo społeczeństwu poprawia się byt i ludzie zapragnęli nowych ubranek z markowych sklepów. I nie założą więcej portek noszonych przez jakiegoś cudzoziemca.
Potem próbowano metodami prawno-administracyjnymi ograniczyć napływ taniej garderoby do Polski. Domagali się tego krajowi producenci odzieży. Na próżno.
Nie powiodły się próby wyrugowania jej z rynku handlowego. Ciucholandy przetrwały trudny okres i trwają. Sprzedają mniej wybrednym (z konieczności) klientom znoszone spodnie, koszule, swetry itp. Już nie na sztuki, a na kilogramy. A przy tym rywalizują między sobą o tego uboższego nabywcę. Zachęcają nie tylko groszową ceną, ale i pochodzeniem towaru.
Ciuchy z Niemiec, Belgii, Włoch, Francji. Czemu nie. Ale wciąż mocniejsze wrażenie robią na klientach okrycia made in USA. W centrum Tarnowa zwraca na siebie uwagę sklepik z krzykliwym napisem: USA kids. A obok wyjaśnienie, że chodzi o używaną amerykańską odzież dziecięcą. Jak widać, także i w tym wymiarze opanowuje nas amerykanizacja, czyli globalizacja.
marek baran
USA kids
RedakcjaBEZ NARKOZY
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych”i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.
Zaloguj się lub załóż konto
Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.
Podaj powód zgłoszenia
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.