MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W areszcie domowym

Barbara Rotter-Stankiewicz
Od czasu do czasu. Najstarsi wciąż nie mogą pojąć tego mechanizmu - jak to - nie wypada mi odwiedzić Józka, który mieszka za płotem, zanim do niego nie zatelefonuję? Przecież chcę się z nim spotkać, a nie tylko gadać do jakiegoś małego pudełka.

Tak, jak by mi ktoś zamiast schabowego dał do połknięcia pastylkę o podobnym składzie chemicznym - uważają, i nie bacząc na "dobre wychowanie" idą bez zapowiedzi do sąsiadów i znajomych.

Jeśli ich nie zastaną, będą mieli chociaż spacer, a jeśli Józek czy Franek będzie w domu, sprawią mu niespodziankę. Miłą oczywiście. A siedzieć, gadać, opowiadać kawały, pić kawę i próbować domowego placka będzie można aż do wieczora albo i dłużej.Szczególnie, jeśli równie nieoczekiwanie wpadną kolejni goście.

Młodsze pokolenia kierują się już innymi kryteriami. Dla nich "komórka" to już nieodłączny atrybut, prawie część ciała, bez której nie mogą się obyć. Więc albo obgadają sprawę przez telefon, albo dowiedzą się przynajmniej, czy i kiedy mogą przyjść, żeby spotkać się osobiście.

Niespodzianki nie dla nich. Grunt to spokój, zwłaszcza we własnym domu, którego nikt nie powinien nachodzić. Przy posiadłościach wyrastają więc kamienne bastiony, zza których nie widać domu. Czasem jeszcze nim powstaną mury, solidne ogrodzenie, psy i elektroniczny alarm strzegą tajemnic posesji. Jak czują się właściciele takich pałaców? Pewnie dobrze, chociaż inni nie mogą zrozumieć, że ktoś dobrowolnie zamyka się w domowym areszcie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski