W ciemię bity. Lewą marsz!

Na obecnym etapie moją uwagę (tylko po części przypadkowo…) zwróciła posłanka Lewicy Magdalena Biejat, gwiazda medialna Partii Razem. Jak chyba każdy (mniej czy bardziej) dostojny starzec, lubię jej słuchać, gdyż to dziewczę urocze, o naiwności nastolatki, acz pełne dobrych chęci, a zarazem mające dystans do samej siebie i swych możliwości.

Zachwyciła mnie i tym razem, stwierdzając z rozbrajającą szczerością (w Polsat News), że w zasadzie o wojskowości nie ma pojęcia, ale opierając się na diagnozach swoich ekspertów(?) powtórzyła kilka lewicowych banałów. A to rządowe zakupy broni prowadzone są chaotycznie, a to zwożony do kraju sprzęt jest niekompatybilny z tym co już posiadamy. A tak w ogóle, przypomniała, to lewica zawsze upominała się o wydawanie pieniędzy raczej na przedszkola i szpitale niż na urządzenia służące do zabijania ludzi: „Jest dla nas oczywiste i jasne, że absolutnym priorytetem jest inwestowanie w usługi publiczne”.

No cóż, być może bardziej kompatybilne byłoby poczekanie kilka lat, aż będzie można kupić coś dokładnie takiego jakie już posiadamy. Zapewne należałoby też kupować w krajach rządzących ukochaną przez lewicę Unią Europejską (niech sobie szwaby zarobią). Warto jednak pamiętać, że broni, zwłaszcza ciężkiej, nie kupuje się w sklepiku za rogiem (tam gdzie według deklaracji Władimira Putina każdy może nabyć rosyjski mundur), i trochę trzeba poczekać… A taka na przykład Francja, która miałaby zostać jednym z filarów wymarzonej przez lewicę tzw. armii europejskiej, po oddaniu 18 haubic Ukrainie stała się niemal bezbronna.

Mówiąc poważnie… Czy pani Magda naprawdę wierzy, że krasnoarmiejcy zabierając się do gwałcenia wspomnianych przedszkolanek i pielęgniarek będą sprawdzać ich legitymacje partyjne? Kurczę, Razemki, uczcie się od starych komuchów, swego czasu nauczających: „Ale żeby murarz domy wznosić mógł, czuwać musi żołnierz, by nie przeszkodził wróg”…