Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W cieniu bomb

Redakcja
- Czy dla NATO nie byłoby wygodniej i skuteczniej prowadzić wojnę z Jugosławią bez oglądania się na zabiegi dyplomatyczne?

Rozmowa z prof. ANDRZEJEM MANIĄ, dyrektorem Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego

- W żadnym razie. Gdyby nie prowadzono rozmów, to - moim zdaniem - bombardowania nie miałyby najmniejszego sensu. Byłyby jedynie czymś w rodzaju rzezi, bez szans na rozwiązanie istoty konfliktu.
- Ale sama dyplomacja, co pokazało życie, również jest bezradna.
- Obserwując niewątpliwą porażkę dotychczasowych poczynań dyplomatycznych wszystkich stron nie sposób przecież uznać, że czas dyplomacji się skończył. Obecnie dyplomaci powinni wyciągnąć wnioski z dotychczasowych wysiłków i starać się znaleźć nowe rozwiązania, które pozwoliłyby zakończyć kosowski konflikt. Przypomnę, że dyplomacja jest formą angażowania się państw bądź organizacji międzynarodowych w próby rozwiązania praktycznie wszystkich ważniejszych problemów świata. Pozwala ona państwom w czasie nawet najbardziej gorących konfliktów na porozumienie się, a to oznacza, że zawsze jest i będzie potrzebna. Zaangażowanie dyplomacji w konflikt w Kosowie porównałbym z wojną wietnamską, gdzie w cieniu toczonej wojny - zwłaszcza w jej końcowym etapie - pełną parą szły rokowania dyplomatyczne.
- Jak Pan ocenia to, że wiele organizacji międzynarodowych i poszczególne państwa chcą się włączyć w rozwiązanie konfliktu i przedstawiają plany jego zakończenia. Czy taka wielość propozycji nie prowadzi do chaosu i nie zmniejsza możliwości rzeczywistego porozumienia?
- To dobrze, że wiele organizacji i państw wysuwa własne propozycje, ale to tylko jedna strona medalu. Jego drugą stronę stanowią rozwiązania wysuwane przez organizacje, które dotychczas w kwestii kosowskiej się nie sprawdziły, np. ONZ. Karta ONZ została przez Sojusz zlekceważona, bowiem uznano, że są racje przemawiające za tym, by obejść procedury obowiązujące w ONZ. OBWE natomiast ogranicza się jedynie do roli obserwatora i to nie w Kosowie, ale w Bośni. Również za aktywnością dyplomacji rosyjskiej stoją racje prestiżowe; w pewnym sensie jest to gra w celu odzyskania przez ten kraj pozycji mocarstwowej.
- Czy nie lepiej byłoby jednak, gdyby wszystkie wielkie organizacje i najsilniejsze państwa świata przedstawiły jeden wspólny projekt zaprowadzenia ładu w Kosowie i Jugosławii?
- Teoretycznie jest to słuszna idea, ale praktycznie nie ma szans na jej zrealizowanie. Gdyby wspólne działanie było możliwe, to nieraz byłoby już zastosowane. Istnieje tak dużo międzynarodowych organizacji, a każda z nich potrzebuje potwierdzenia zasadności swojego istnienia, że nie sądzę, aby mogło się zdarzyć, byśmy usłyszeli ich wspólny głos dotyczący szczegółów rozwiązania konfliktu w Kosowie.
- Konflikt ten pokazał z całą ostrością nieporadność ONZ, niemożność jej szybkiego i skutecznego działania, a też - moim zdaniem - bezsens trwania przy dotychczasowej formule działalności Rady Bezpieczeństwa. Czy nie należałoby zmienić reguł funkcjonowania ONZ?
- ONZ jest organizacją, która przez długie lata funkcjonowała w warunkach dwubiegunowego podziału świata i która w tamtych warunkach spełniała swoją rolę. Dzisiaj nie wszystkie państwa, które zasiadają w Radzie Bezpieczeństwa mają status mocarstwa, ale ktokolwiek obecną strukturę ruszy, to tę organizację zniszczy ze stratą dla ładu światowego.
- Można odnieść wrażenie, że dzisiaj dyplomacja amerykańska stara się pełnić tę rolę, którą do niedawna odgrywała ONZ.
- Rzeczywiście, Amerykanie chcą - ale też tego nie kryją - pełnić rolę przywódczą we współczesnym świecie. Sądzę jednak, że dopiero budują koncepcję swojego przywództwa. Dyplomacja amerykańska zmierza do tego, by Stany były postrzegane nie jako nieprzyjemny policjant, ale gwarant bezpieczeństwa światowego, który jeżeli tego wymaga interes międzynarodowy czy względy humanitarne, potrafi być stanowczy i bezwzględny. Przykładem może być Kosowo. Żałuję jedynie, że Ameryka nie potrafi jeszcze wyegzekwować swojej supermocarstwowej pozycji wszędzie, gdzie jest to potrzebne. Przykładem może być wojna domowa w Ruandzie, gdzie dokonywał się mord na ogromną skalę.
- Niektórzy komentatorzy twierdzą, że bombardowanie jugosłowiańskich wojsk i obiektów o znaczeniu militarnym w dużym stopniu dokonywane jest za sprawą szefowej amerykańskiej dyplomacji Madeleine Albright.
- Wydaje mi się, że jest to pogląd usprawiedliwiony, ponieważ pani Albright stara się, aby Ameryka nie była traktowana jak papierowy tygrys. Politycy tego kraju napominali i napominali Miloszevicia, a ten robił swoje. Dla Albright jest jasne, że jeżeli Ameryka chce sprawować przywództwo nad światem, to musi być stanowcza - za słowami musi iść działanie.
- Jak Pan ocenia skuteczność rosyjskiej dyplomacji w trakcie konfliktu kosowskiego?
- Po pierwszych gwałtownych reakcjach, grożących nawet wojną atomową, obecnie dyplomaci tego kraju zachowują się tak, jak wymaga tego rosyjska racja stanu, czyli największą wagę przywiązują do rozmów z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, starając się uzyskać od niego pieniądze na rozwój swojego państwa. Nie oznacza to jednak, że rosyjska dyplomacja nie angażuje się w rozwiązanie konfliktu kosowskiego, ale dziś widać, że jest to dla Rosji cel ważny, jednak nie priorytetowy. Rozmawiał: WŁODZIMIERZ KNAP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski