Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W długie zimowe wieczory nikt się nie nudził, chociaż nie było ani telewizji, ani internetu

Andrzej Kozioł
Obyczaje. Kiedy zima wymościła ulice grubą warstwą śniegu, a w kominach wył lodowaty wiatr, kiedy ciemności zapadały po południu - nastawał czas długich zimowych wieczorów. Bez komputerów, bo o nich nikt nawet nie marzył, bez telewizora, co najwyżej z radiem. Lampowym, potężnym, w drewnianej obudowie, lub tak zwanym „kołchoźnikiem”, głośnikiem podłączonym do przewodów.

Gdzieś tam, w mitycznych „Feniksach” i „Warszawiankach”, trwały huczne podobno zabawy, ale na przedmieścia karnawał jakby nie docierał, zwłaszcza w tych domach, w których były małe dzieci. Nudzono się więc? Ależ skąd! Pośrodku pokoju, pod słońcem zawieszonej pod sufitem lampy, stał stół.

Po kątach czaił się mrok, choinka ciągle pachniała świątecznie, jedliną, radio mruczało, a na stole leżały robótki. Robótki, nie roboty, bo robota to było coś ciężkiego, kojarzącego się wielkimi, pachnącymi smarem narzędziami, podczas gdy do robótek wystarczało szydełko, druty, igła. Od setek lat trwała ta damska krzątanina, czasami dziwna i z udziałem mężczyzn. Gdzieś na przełomie XVIII i XIX wieku socjeta obojga płci bawiła się w salonach wypruwaniem z tkanin złotych nitek. Ile przy tym zniszczono starych szat, ile mundurów, ornatów, Bóg jeden wie! Nasze matki nie niszczyły niczego.

Wprost przeciwnie - cerowały skarpetki naciągnięte na drewniane grzybki, coś haftowały, coś dziergały. A my czytaliśmy z wypiekami, jak w zimowy dzień komilitoni pana Andrzeja zostali wycięci w karczmie pod Wołmontowiczami, jak Huck poczynał sobie na tratwie, jak za Mariacki ołtarz wpadła złota ciżemka. I jeszcze graliśmy. W warcaby, w Czarnego Piotrusia, w wojnę (prawdziwymi kartami dla dorosłych!). Układaliśmy klocki domina, manipulowaliśmy bierkami, zmagaliśmy się z chińczykiem, liczyliśmy na szczęście w loteryjce.

Wieczorne zabawy trwały w krakowskich domach od pokoleń. W loteryjkę bawiły się też panny z drugiej połowy XIX wieku, oprócz tego oddając się zapomnianym już grom. Takim jak pierścionek, klapsy, gotowalnia, tasiemka, „lata ptaszek...”, gęsi, farby, sąsiad, kotek i myszka, talar, pytka, mąż i żona, oberża, mruczek, pan pastor... - cytując Estreicherownę, która wymienia też inne rozrywki, takie jak ciuciubabka, żywotna, bo znana jeszcze mojemu pokoleniu, jak wspomniane już bierki, niegdyś zwane „drewienkami”.

Pomiędzy czasami opisanymi przez cytowaną panią Marię a moim dzieciństwem minęło mniej więcej sto lat. Jak się wtedy bawiono? Aby się tego dowiedzieć, należy zaglądnąć do pamiętników, ale można też sięgnąć po dość licznie wydawane książeczki z opisami gier i zabaw dla młodzieży płci obojga. Oto jedna z nich „Gry ruchowe i zabawy towarzyskie”, wydane dla polskich dziewcząt w 1921 roku przez American YWCA (nie YMCA, bo ta skupiała tylko młodzież męską).

Nie wiadomo, co bardziej podziwiać: czy obfitość propozycji, czy też ich naiwność. Trzeba jednak pamiętać, iż niczego nie można oceniać według kryteriów z innej epoki. Może więc na początku XX wieku, tuż po I wojnie, bawiła zamiana chudej dziewczyny w grubaskę - za pomocą rozłożonego pod sukienką parasola. Może zaśmiewano się do łez, widząc, jak ktoś, komu związano ręce, usiłuje zjeść zawieszone na sznurku jabłko.

No cóż, czasy się zmieniają i my wraz z nimi. Jedyne, co ocalało z amerykańskiej książeczki, to prawda zawarta w zalecanej przez nią piosence:

Jak to dobrze i wesoło,
Kiedy talar chodzi w koło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski