MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W domowym zaciszu

Redakcja
Z poobiedniej drzemki budzi mnie wilgotne liźnięcie. To znak, że psicy domowej (mającej kilka imion – Fruzia, Rózia oraz Papulinka) znudziło się obgryzanie wielkiej kości, którą przynieśliśmy jej z porannych zakupów i postanowiła zwrócić na siebie uwagę. Razem z nią "do boju” ruszają koty. Ile ich jest naprawdę? Nie wiadomo. W każdym razie każdy z nich został przygarnięty przez Panią Domu, która przed kilku laty zechciała zostać moją żoną, ratującą zarówno mnie, jak i całe kocie stado od niechybnej zguby, a w każdym razie – zdziczenia.

Władysław A. Serczyk: ZNAD GRANICY

Trzy przyjechały z Warszawy. To zwykły i bardzo już sędziwy "dachowiec” Królik, czarny Grubas, a wraz z nimi – szara kocica najbardziej lubiąca chodzić własnymi drogami i przepadająca nieraz na całe noce. Z miejscowych "naszych” jest czarna, najmniejsza Pisiulina, uznająca tylko Panią Domu i tylko do niej przybiegająca na codzienną porcje pieszczot. Są jeszcze dwa koty "sąsiedzkie”: Rysiu oraz jego siostra Miecia, również starające się znaleźć miejsce dla siebie w rozbudowanej mocno hierarchii domowej, jednak korzystające jedynie z praw gościa.

Wiemy, co do nas należy. Musimy istnieć, bowiem mamy swoje ważne role do odegrania. Jest niemal tak, jak w epoce jaskiniowej. Jedni zajmują się dostarczaniem żywności i przyodziewku, do innych należy ostrzeganie przed ewentualnym zagrożeniem zewnętrznym, jeszcze inni – po prostu są, by swoim widokiem radować gospodarzy.

Po wielu tygodniach przebywania w rzeszowskiej samotni, udało mi się jeszcze wykroić kilka, by odetchnąć atmosferą prawdziwie rodzinnego domu. Jest cicho, spokojnie, zacisznie, a jednocześnie nieustannie coś się dzieje. A to burmistrz każe płacić za "podwyższenie standardu” domu, bo przed laty zachciało się nam przyłączyć go do normalnej kanalizacji, a to – tym razem w prezencie – oświetlono naszą ulicę, a to – wreszcie – zgłosił się sąsiad "złota rączka” do niezbędnego uzupełnienia odpadających tynków… No cóż. Dom istnieje już pół wieku, więc trzeba stale coś remontować i przystosowywać do nowych potrzeb cywilizacyjnych. Ba! Nawet rzeszowski trzynastolatek wymaga ciągłej modernizacji oraz wymiany części, które kiedyś władowano w jego mury. Nie tak dawno trzeba było wyciąć w ogródku spory głóg, niepostrzeżenie zaatakowany przez szkodniki, które dobrały mu się do korzeni. Nawet w mieście nikomu nic samo nie rośnie…

A w domu cieplutko i zacisznie. Z kuchni dobiega zapach pieczonej właśnie szarlotki. O nogi ociera się przymilnie jeden z naszych zwierzaków. Niedługo zapadnie mrok i pójdziemy wszyscy spać. Marzyłem o takim domu na starość. Szkoda tylko, że wciąż mam go jeszcze "z doskoku”. Ale już i tak wielu mi zazdrości. Rozumiem ich doskonale.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski