MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W małżeńskim teamie

Redakcja
Natalia z mężem Fot. Błażej Żurawski/ EMI Music Poland
Natalia z mężem Fot. Błażej Żurawski/ EMI Music Poland
"CoMix" firmujesz wspólnie ze swoim mężem nazwą Kukulska & Dąbrówka. Co chciałaś przez to podkreślić?

Natalia z mężem Fot. Błażej Żurawski/ EMI Music Poland

Rozmowa z Natalią Kukulską, piosenkarką

- Fakt, że jest to nasze wspólne dzieło, bo zarówno produkcja jak i kompozycje powstawały w naszym małżeńskim teamie. Michał oprócz partii perkusji zagrał również większość partii klawiszowych, a także sam wszystko programował i rejestrował. Wszystkie teksty są mojego autorstwa. Oczywiście jest kilku zaproszonych gości, ale płyta jest jak najbardziej naszym "dzieckiem".

- Właściwie trzeba zapytać, dlaczego dopiero teraz zdecydowałeś się zrealizować nowy album wspólnie z mężem w domowym studiu?

- Myślę, że potrzebowaliśmy czasu i doświadczenia, aby się na to odważyć. Każdy z nas zbierał je pracując z innymi producentami, muzykami, dotykając coraz głębiej tematu produkcji i wykraczając poza zakres obszaru perkusji i wokalu. Coraz szerzej patrzyliśmy na muzykę... aż w końcu poczułam, że jesteśmy gotowi. Zwiastuny naszych wspólnych produkcji są już na wcześniejszych płytach. Choćby na moim poprzednim albumie - "Sexi Flexi" - są nasze trzy wspólne utwory. Teraz jest już cały album.

- Jak wyglądała wasza wspólna praca nad piosenkami i nagraniami?

- Nad materiałem na płytę pracowaliśmy około rok czasu. Najpierw był bardzo kreatywny okres - zbieraliśmy pomysły, zapisując je na brudno w naszym domowym studio. To przychodziło nam dość lekko. Spontaniczne zajawki przekształcały się powoli w piosenki. Czasem wychodziliśmy od pomysłu harmonicznego, który miał Michał, a czasem od podkładu rytmicznego. Zdarzało się nawet, że pomysł melodii bądź riffu wokalnego pojawiał się do nagranych "suchych" bębnów. Nie mieliśmy żadnego schematu wymyślania piosenek. Nigdy też nie inspirowaliśmy się bezpośrednio jakimś przykładem utworu lub klimatu z tzw. "przyrody" - czyli z istniejącego już gdzieś kawałka. Zawsze był to spontaniczny pomysł, bez żadnych ograniczeń. Rolą produkcji było to, by te pomysły układały się w spójną całość, zachowując przy tym swoją różnorodność. Ostatni etap pracy był zdecydowanie najtrudniejszy. Szukanie brzmień, zamykanie form, pisanie tekstów, aranżacja... Dlatego trwało to trochę czasu.

- Jakie są różnice w pracy nad płytą, kiedy nagrywa się z własnym mężem a nie z producentem z zewnątrz?

- Poprzednią płytę nagrywałam z cenionym duetem producenckim Plan B, czyli z Bartkiem Królikiem i Mariuszem Piotrowskim. Też pracowaliśmy w zgranym teamie - bardzo partnersko. Piosenki były nasze wspólne, ale ich produkcją zajmowali się już tylko chłopaki. Wymagało to ode mnie codziennego jeżdżenia na drugi koniec Warszawy. W efekcie połowę czasu... spędziłam w korkach. (śmiech) Miało to jednak swoje dobre strony. W samochodzie można było się wyciszyć, posłuchać wstępnych wersji nagrań, przemyśleć ich aranżacje. Teraz korków nie było. (śmiech) Za to trudno nam było oderwać się od spraw domowych, wyłączyć się z życia naszych dzieci. Czasem łatwiej pracować jest poza domem. (śmiech) Bo wtedy jest większa dyscyplina i higiena psychiczna. Od strony merytorycznej pracowało mi się z Michałem świetnie, bo mamy bardzo podobną wrażliwość i te same rzeczy nas kręcą.
- Czy nagrania przebiegały bezproblemowo, czy też pojawiały się między Wami konflikty na tle artystycznym?

- Nie było niepotrzebnych przepychanek. Inspirowaliśmy się nawzajem. Oczywiście, czasem mieliśmy różne spojrzenia na pewne rzeczy, ale to tylko prowadziło do twórczej mobilizacji. Michał jest niezwykle zdolny i ma bardzo otwartą głowę na różne dźwięki. To naprawdę wielka satysfakcja stworzyć coś z tak bliską osobą. Cieszymy się bardzo z tej płyty.

- Nie obawiałaś się, że stresy związane ze wspólną pracą przeniosą się na wasze życie rodzinne?

- I tak zawsze rozmawiamy w domu o muzyce, o naszych zawodowych przedsięwzięciach, czasem problemach czy kłopotach. Nikt nas lepiej nie zrozumie, niż sami siebie nawzajem. Mamy wspólne cele, a więc i podobne troski. Nie da się wyłączyć od takiej pasji, jaką jest muzyka. Mamy jednak szczęście, że nasza praca jest zarazem naszą pasją. Oczywiście, lepiej byłoby byłoby zamykać się w domu od tematów zawodowych i nie przenosić rodzonych przez nie stresów. Ale, jak to mówią - coś za coś. (śmiech)

- W takich piosenkach, jak "Wierzę w nas" czy "Coś więcej" pojawiają się Twoje bardzo osobiste wyznania do męża. Łatwo Ci było otworzyć się i napisać takie teksty?

- To było najtrudniejsze. Napisać osobisty tekst w temacie relacji z bliską osobą, tak by nie był banalny czy zbyt ckliwy. Dlatego napisałam tylko dwa teksty dotykające tej sfery. "Wierzę w nas" jest jedną z moich ulubionych piosenek i akurat w jej przypadku tekst przyszedł mi stosunkowo łatwo. Jestem z niego bardzo zadowolona. Przy "Coś więcej" musiałam trochę dłużej posiedzieć. Reszta tekstów na płycie porusza różne tematy - wolności, pozorów, namiętności... Ale jest też kilka lżejszych tematów, bardziej imprezowych - choćby w zaśpiewanym po angielsku "Funk With U".

- Wyglądacie na bardzo szczęśliwą parę. Jak udało Wam się uniknąć wielu życiowych pułapek, szczególnie niebezpiecznych, kiedy żyje się w złudnym świecie show-biznesu, jaki opisujesz w piosence "To jest komiks"?

- Mamy wspólne cele i priorytety. To przede wszystkim nasze dzieci. Staramy się też być uczciwi w tym, co robimy. Satysfakcja przychodzi wtedy, gdy się ciężko napracujemy i widzimy "namacalny" efekt. Nie kręci nas blichtr i pozory. Lubimy naturalnych, prawdziwych ludzi i takimi się otaczamy. Po prostu jesteśmy normalni i nie zakładamy żadnych masek. Już chyba z tego wyrośliśmy... (śmiech)

- Część nagrań z "CoMiksu" stanowi kontynuację wspomnianej przez Ciebie płyty "Sexi Flexi", koncentrując się na oldskulowym brzmieniu elektronicznego popu z lat 80. Dlaczego postanowiliście pociągnąć ten wątek?

- Wychowaliśmy się na muzyce z lat 80. Ona rozbudzała naszą wyobraźnię. Oczywiście, nie wszystko nam się podoba z tamtego okresu. Ważną inspiracją jest zespół Depeche Mode i elektronika z tamtych lat. Kręcą nas analogowe syntezatory. Korzystając z nich w kilku nagraniach, staraliśmy się wpisać je w nowoczesny kontekst. Tu nie ma dosłownych stylizacji. Płyta jest różnorodna, więc słuchacze znajdą oprócz tych nawiązań do lat 80., wiele innych barw. Jest to pop, w którym nie boimy się bardziej alternatywnych rozwiązań. A nasze zaplecze z przeszłości stanowi wiele gatunków, których kiedyś dotykaliśmy: jazz, funk, soul, electro, a nawet akustyczne granie.
- Skąd pomysł na ozdobienie kilku utworów sekcją smyczkową znanego obecnie wszystkim z telewizji Adama Sztaby?

- Ponieważ cała płyta powstawała w domu, pokusiliśmy się o prawdziwe smyki, które nagrane zostały oczywiście już w innym studio. Zaprosiliśmy Adama, z którym często współpracujemy i mamy do niego pełne zaufanie. Wiedzieliśmy, że zrobi coś ciekawego, co ubarwi te kilka utworów i nada im szlachetności. Nie myliliśmy się. Te utwory stały się bardzo przestrzenne, wręcz filmowe i o taki efekt nam chodziło. Pięknie też zagrała sekcja smyczkowa orkiestry Polskiego Radia.

- Piosenki z "CoMiksu" wydają się być bardziej spójne niż te z "Sexi Flexi" - a przy tym odważniejsze i nowocześniejsze brzmieniowo. Pracując z mężem łatwiej sobie pozwolić na więcej muzycznego "szaleństwa"?

- Miło to słyszeć. Może wynika to z tego, że nie narzucaliśmy sobie żadnych wytycznych i ograniczeń, a przez to, że jesteśmy bardzo do siebie podobni, nasze decyzje były spójne i naturalne. Robiąc album samodzielnie musieliśmy się jednak mocno zdyscyplinować. Była duża pokusa i niebezpieczeństwo, że będzie to album "wirtuozerski", bo każdy z nas będzie chciał pokazać "czym chata bogata". (śmiech) Ale postawiliśmy na piosenki - a one nas bardzo dyscyplinowały. Nie ma tu popisów wokalnych i perkusyjnych. Staraliśmy się świadomie korzystać z własnego warsztatu. A szaleństwo? Nie lubimy, jak utwór staje się dla nas zbyt przewidywalny i schematyczny, no, chyba, że taki jest na niego pomysł. Dlatego na "CoMiksie" jest tak dużo zabawy formą.

- Bardzo sympatycznie wyglądacie oboje na zdjęciach do płyty. Skąd pomysł na takie oryginalne fryzury?

- Swoją fryzurę noszę już od ponad roku, tylko ze względu na elastyczność moich włosów - potrafi ona być bardzo "flexi" i modyfikuję ją czasem. Natomiast mój mąż spędził rok w piwnicy pracując nad płytą, więc długa broda była tego naturalnym efektem. Ja go tylko dokarmiałam! (śmiech) Jeśli się dobrze nam przyjrzycie, to zauważycie, że ja mam wygolone partie włosów, a on ma brodę - czyli nawet na tej płaszczyźnie się uzupełniamy! (śmiech)

- Jutro pojawisz się w Krakowie również na spotkaniu z fanami w EMPiK-u. Czy będze można przywitać się także z Twoim mężem i dzieciakami?

- Michał będzie mi towarzyszył, pojawi się ze mną w EMPiK-u. W końcu "CoMix" sygnujemy dwoma nazwiskami, więc też wspólnie spotkamy się ze słuchaczami, by podpisać płytę. Dzieci nie towarzyszą nam raczej przy zawodowych wyjazdach. Zresztą dzień wcześniej mamy koncert w Cieszynie, skąd bezpośrednio przyjedziemy do Krakowa.

- Co zagracie na krakowskich Błoniach?

- Na takich plenerowych koncertach gramy bardziej przekrojowo, choć najwięcej piosenek zaśpiewam z dwóch ostatnich płyt - "CoMix" i "Sexi Flexi". Wykonamy też kilka szerzej znanych kawałków min. z płyty "Puls". Nie zabraknie więc "Im więcej ciebie" czy "W biegu". Będą też niespodzianki w postaci coverów i cytatów muzycznych. Koncert ma energetyczny charakter, nie będziemy zatem przynudzać. (śmiech)

Rozmawiał PAWEŁ GZYL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski