Pani Krystyna zwykle upiększa artystki. (Ciężką charakteryzację, jak w "Pieszo", przygotowuje koleżanka.) Pracowała przy wielu filmach, m.in. w "Liście Schindlera", gdzie czesała statystki, bo świetnie wie, jak wymodelować fryzurę z lat 40. - Dziś w teatrze coraz rzadziej czeszemy stylowe fryzury, ponieważ klasykę realizuje się często w realiach współczesnych. Wymyślnej charakteryzacji też jest coraz mniej, a tę standardową robią same aktorki, bo my na to nie mamy czasu. Jeśli podczas spektaklu musimy zmienić 30 peruk, wszystkie trzeba każdorazowo uczesać, to za kulisami trwa stan pogotowia: błyskawiczne zmiany, przebiórki, czasami korekta makijażu. Ale dla mnie najciekawsze jest czesanie "z ręki", czyli z własnych włosów aktorki. Wówczas, na "żywej" głowie, pod moimi palcami, rodzi się nowa twarz i jej nowy wyraz. Jak u Beaty Tyszkiewicz, z którą pracowałam na planie "W małym dworku".
Pani Krystyna należy do tej generacji charakteryzatorek, które potrafią uczesać najbardziej skomplikowaną historyczną fryzurę. Fryzjerskiej młodzieży już nikt dziś w szkole tego nie uczy. Każda fryzura, jej kształt, kolor, musi współgrać z kostiumem scenicznym, stąd też współpraca ze scenografem jest niezbędna. - Dość pracochłonne jest przygotowywanie głowy pod perukę. Włosy trzeba misternie upiąć, w płaskie pierścienie, żeby ją maksymalnie zmniejszyć, potem bandażujemy i wreszcie kleimy perukę. A czasami wystarczy dołożyć do własnych włosów treskę lub pół peruki i połączyć tak, by widz nie zorientował się w tych kombinacjach. W tym zawodzie najważniejsze są ręce, zdolności manualne, wyobraźnia. I miłość do tego, co się robi.
Krystyna Adamska od wielu lat przyjaźni się z Anną Polony. Towarzyszy jej za kulisami. Tak jak np. w "Kreaturze" wystawianej w PWST. Przygotowuje sceniczny wizerunek aktorki jako Sary Bernhardt. Nie jest to proste, pani Anna bowiem musi mieć niemal łysą głowę. - Wszystko robię z włosów Ani. Na żelu i lakierze "przylizuję" je, a potem wyciągam i modeluję sterczące kłaczki, co daje efekt głowy nieopierzonego, dopiero co wyklutego pisklęcia. Z kolei jej "ułomną" nogę przygotowuję z grubej warstwy fizeliny, na którą nakładam dwie grube pończochy, w ten sposób obciążając kończynę. A że robi wrażenie naprawdę chorej - to już talent Ani.
Praca przy wizerunku artysty jest zajęciem intymnym, więc zbliża do siebie obie strony. Tak rodzą się przyjaźnie. - Z wieloma paniami jestem od lat zaprzyjaźniona: z trzema Annami: Polony, Dymną i Radwan. Wiemy o sobie niemal wszystko, bo przecież godzinami gadamy. Ale obowiązuje nas zasada pełnej dyskrecji. Czy pani wie, że z Anią Polony nigdy nie byłyśmy skłócone, choć uchodzi za osobę wybuchową. Obie dziwimy się, jak to możliwe.
Pani Krystyna zjechała z teatrem kawał świata: Francję, Norwegię, Niemcy, Rosję, Słowenię, Stany Zjednoczone. - To są bonusy, które otrzymujemy w tym zawodzie. Bo przecież poświęcamy mu część życia rodzinnego, wiele nieprzespanych nocy. W teatrze jest nasz drugi dom, druga rodzina.
JOLANTA CIOSEK
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?