Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Sawie znalazły swoje miejsce

Katarzyna Hołuj
Z kurami - zielononóżkami
Z kurami - zielononóżkami Katarzyna Hołuj
Ludzie. Jeszcze kilka lat temu mieszkały w mieście. Dziś żyją na wsi i za nic nie zamieniłyby się na poprzednie życie.

- Byłam mieszczuchem od urodzenia, nawet żadnej rodziny na wsi nie miałam - mówi Danka Lisowska. Pracowała w różnych firmach, ostatnio na etacie - jako logistyk. Dziś trochę tłumaczy, trochę pracuje biurowo, a nade wszystko tworzy, bo w głębi niej siedzi artystyczna dusza. Z kolei Monika Stanisz, była pracownica oświatowa Muzeum Etnograficznego w Krakowie, dzieciństwo spędziła na wsi pod Wałbrzychem, ale potem wyjechała do Krakowa. - Wiedziałam, że kiedyś wrócę na wieś - mówi. Długo szukały odpowiedniego miejsca, ale kiedy dotarły z pośrednikiem do Sawy uznały, że to jest "to".

Urzeczone piwnicą
Urzekł je krajobraz (widać stąd sady i Grodzisko) i… piwnica - stara, z kamiennym sklepieniem, pozostałość po dworze. Kiedy po raz pierwszy tu przyjechały, dworu już nie było; na jego miejscu stał wybudowany przez poprzedniego właściciela dom. Był w stanie surowym. Transakcja została dokonana, a stan surowy, przy pomocy kilku ekip szybko zamienił się w zamknięty, gotowy do zamieszkania.

Nie wszystko jednak oddały w ręce budowlańców. Dzięki temu na strychu mają dziś dwie pary oryginalnych, a przy tym ładnych drzwi. Jedne z nich, z wyciętym serduszkiem - jak kiedyś w sławojkach - prowadzą do łazienki. A w pracowni, która też tam się mieści, stoi stół. Zrobiły go z desek pozostałych z podłogi, którą też położyły same.

W pracowni pełno jest różnorodnych prac - zdjęć, obrazków olejnych, drewnianych zabawek. I obraz namalowany przez dziadka Danki - dowód na to, skąd w niej artystyczne geny. Podobnych zdolności nie brakuje także Monice - w końcu to jej klocki zdobyły nagrodę jury dziecięcego w konkursie "Zabawka przyjazna dziecku". Ona sama jednak ze śmiechem przyznaje, że jej działka to "public relations". Tym usprawiedliwia się, że kiedy wychodzi "na chwilę" do sklepu, wraca po dwóch godzinach. Po prostu musi z każdym porozmawiać.

Najwięcej prac powstaje nie w pracowni na strychu, ale na dole w garażu, który zaadaptowały na stolarnię. Tu powstają drewniane figurki Żydów, koniki, kołyski dla lalek, a ostatnio wagoniki, które można sczepiać razem w kolorowy pociąg.
Najnowszym pomysłem jest węglarka, z prawdziwym węglem. Ze swoimi zabawkami jeżdżą na targi rękodzieła, a wagon z węglem wymyśliły wybierając się na jarmark do Nikiszowca, dzielnicy Katowic.

Żadne "panie z miasta"
Oprócz tego zabawkarskiego zajęcia i innych obowiązków zawodowych, prowadzą gospodarstwo. Na 35-arowej działce jest warzywnik, ogródek z ziołami, drzewa owocowe , maliny, a nawet mała hodowla wikliny. Cztery koty, dwa psy, pięć kur zielononóżek i kogut - to całkiem imponujący inwentarz jak na dwie kobiety, które większość swojego życia spędziły w mieście, a wiejskim życiem cieszą się dopiero od kilku lat. Jaj jeszcze nie zbierają, ale już ze śmiechem zapowiadają, że kiedy kury zniosą pierwsze, to oprawią je sobie w ramki. Wiatę dla psa i kurnik wybudowały same.

Ich najbliższa sąsiadka mówi, że to żadne tam "panie z miasta", ale normalne dziewczyny, życzliwe, bezpretensjonalne i pracowite. - Czasem ktoś ze wsi wyjeżdża do miasta i wracając po kilku latach traktuje wieś jak jakąś "egzotyczną wyspę", a one - nie. Przyjechały tu i umiały się odnaleźć - mówi Maria Święchowicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski