MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W żydowskiej służbie na straży porządku

Redakcja
Żydowski policjant w getcie FOT. ARCHIWUM
Żydowski policjant w getcie FOT. ARCHIWUM
KRAKOWSKI ODDZIAŁ IPN I "DZIENNIK POLSKI" PRZYPOMINAJĄ. HOLOCAUST * W 1940 roku Niemcy tworzą pomocniczą służbę policyjną w gettach * Funkcjonariusze biorą udział w akcjach wysiedleńczych i łapankach * W roku 1943 zostają wymordowani, a ich ciała spalone

Żydowski policjant w getcie FOT. ARCHIWUM

Jüdischer Ordnungdienst (w skrócie OD), czyli służba porządkowa, to utworzone podczas II wojny światowej oddziały policji żydowskiej.

Częściowo podlegały one pod zarząd rad gmin żydowskich (Judenratów), ale głównie powstały w celu realizacji zadań wyznaczanych przez Niemców.

Funkcjonariusze OD byli wykorzystywani do pomocy przy łapankach, akcjach przesiedleńczych i deportacyjnych. Działali aktywnie wewnątrz gett i obozów.

Strażnicy ładu

W Krakowie żydowska służba porządkowa została utworzona 5 lipca 1940 r., za zgodą policji bezpieczeństwa i ówczesnego Starosty Miejskiego (Stadthauptman-na) Karla Schmidta. Początkowo w jej szeregi wstąpiło kilkadziesiąt osób, głównie delegowanych tam przez Radę Żydowską i wybranych spośród grona uczciwych i przyzwoitych obywateli krakowskiego Kazimierza. Ich zadaniem było pilnowanie porządku na ulicach dzielnicy żydowskiej - wówczas jeszcze Kazimierza, łagodzenie sprzeczek pomiędzy jej mieszkańcami wynikających z pogarszających się warunków byto- wych oraz strzeżenie budynków należących do Judenratu.

Funkcjonariusze OD wyróżniali się pośród społeczeństwa - nosili mundury, czapki z żółtym otokiem, buty z cholewami i opaski z napisem "Jüdischer Ord-nungdienst". Nie zostali jednak uzbrojeni, a za oręż służyły im jedynie gumowe pałki. Siedziba OD mieściła się początkowo przy ul. Podbrzezie, a po przeniesieniu do getta w kamienicy przy ul. Józefińskiej 39.

W getcie, w podwórzu tej kamienicy, zorganizowano rodzaj więzienia dla aresztowanych przez OD Żydów. Zgodnie z wizją pracowników Rady Żydowskiej, odemani mieli być obywatelskimi strażnikami ładu. Jednak wraz z kolejnymi miesiącami okupacji ich rola uległa ogromnemu przekształceniu i ze stróży porządku stali się bezwolnym narzędziem w rękach Niemców, a w dłuższej perspektywie część spośród jej członków okazała się także brutalnymi katami dla współbraci.

Czas Symche Spiry

Komendant krakowskiego OD Symche Spira miał własną wizję kierowanej przez siebie formacji i szybko zaczął wprowadzać zmiany w jej funkcjonowaniu. W szeregi policji żydowskiej zaczęli wkraczać ludzie zdemoralizowani. Spira sam pasował nowych członków, dając im możliwość pracy w OD. Zenon Szpingar na kartach pamiętnika tak oto skomentował efekty poczynań komendanta: "Szumowiny i męty społeczne wszelkiego autoramentu znalazły się we właściwym sosie i zaczęły hulać na własną rękę". W świetle wspomnień ocalonych, przed wojną Symche Spira był mało wyróżniającym się, tradycyjnie ubranym i religijnym Żydem, szklarzem z zawodu. Nie należał do ludzi wykształconych, być może z tego powodu nienawidził inteligencji i po objęciu funkcji komendanta OD szczególnie prześladował jej przedstawicieli.

Miał też duże problemy w posługiwaniu się językami obcymi, co stawało się powodem licznych anegdot, a nawet dowcipów opowiadanych w getcie krakowskim. Sprawa w toce, akta na biurce; Ćwiczowanie dziś o piątej; Moja córka jest w osiemnastym wieku lub Zgnij pan kolano, to tylko nieliczne z jego powiedzonek i błędów językowych, o jakich po wojnie wspominał Natan Gross.
Spira nie tylko wykonywał wszystkie polecenia Niemców, ale sam również był bardzo kreatywny. Z jego inicjatywy utworzono Zivilabteilung, czyli specjalną komórkę działającą w ramach OD i służącą do tropienia spraw o charakterze politycznym. Członkowie tej komórki nosili na rękawie munduru opaski z naszytymi literami ZA.

Zdarzało się, że przez ich działania Żydzi, którzy np. bez przepustki znaleźli się na terenie miasta, oraz Polacy podejrzewani o żydowskie pochodzenie byli denuncjowani na Gestapo i trafiali do więzienia przy ul. Montelupich. Choć we wspomnieniach o odemanach najczęściej pojawia się Symche Spira, nie był on jedynym czarnym charakterem tej formacji. Oprócz niego łapówkarstwem, okrucieństwem wobec współbraci, a posłuszeństwem wobec Niemców wyróżniali się Julian Appel, Michał Pacanower, Ignacy Pacanower, Natan Schleifer czy Artur Löffler. Wymienieni to tylko nieliczni pośród aktywnych w okupowanym Krakowie funkcjonariuszy OD.

Źli i dobrzy odemani

Działania odemanów były przez ludność żydowską szczególnie odczuwane już po utworzeniu getta krakowskiego. Życie w zamkniętej i oddzielonej od świata zewnętrznego dzielnicy, sprawiało, że pośród jego mieszkańców ujawniały się różne instynkty. Również funkcjonariusze policji żydowskiej byli wewnętrznie zróżnicowani.

W OD utworzyły się dwa obozy, złych odemanów i dobrych - relacjonowała Stella Müller-Madej. Innymi słowy - źli dbali wyłącznie o interesy swoje i najbliższej rodziny, uznawali się za nową elitę, napawali prominentną pozycją i związaną z nią złudną władzą. Często prowadziło to do nadużyć, w szczególności do wspomnianego już wcześniej okrutnego traktowania współbraci.

Z kolei "dobrzy odemani" starali się poprzez swoją pracę i stanowisko stworzyć także możliwość pomocy dla większego grona ludzi. Co ważne, nie wykorzystywali stanowiska do działań przeciwko innym Żydom, a często nawet wstydzili się zajęcia, które musieli wykonywać. Według Aleksandra Biberstaina do tego drugiego obozu należeli Michał Silberstein, Wilhelm Kranz, Rottersman, Immerglück oraz obaj bracia Grünnerowie.

Uprzywilejowana pozycja członków Ordnungsdienstu i wynikające z niej możliwości do pomocy lub też pogrążania innych współmieszkańców getta, były dodatkowym czynnikiem demoralizującym. I choć Zenon Szpingar pisał, że to nacisk lub szantaż władz niemieckich, zmuszał nieraz gminę i jej organ egzekucyjny OD do surowych i bezwzględnych kroków w stosunku do współwyznawców, bardzo wiele zależało od charakteru, pochodzenia i stopnia zdeprawowania poszczególnych policjantów żydowskich. Byli zatem i tacy, którzy dzielili się swoim majątkiem, by pomóc biedniejszym. Jedni w getcie głodowali, inni zaś robili interesy i prowadzili życie na poziomie niemal przedwojennym.

Spira przetrwa wojnę

Współmieszkańców z getta najbardziej raziło to, że prominentna pozycja odemanów, umożliwiała nie tylko zorganizowanie dla siebie i najbliższych lepszego mieszkania, żywności lub ubrań, ale dawała coś znacznie ważniejszego - szansę na przeżycie okupacji. Było to szczególnie widoczne podczas akcji wysiedleńczych. Odemani byli uprzywilejowani, ich rodziny chronione. Czym jednak ich rodzice byli lepsi od innych matek i ojców? Niemcom było obojętne, kim są Żydzi przez nich mordowani, żądali jedynie "kontyngentu".
Listę tzw. elementów nieproduktywnych - starców, dzieci, chorych, sierot, bezrobotnych - robiła Gmina i OD. Takie "elementy" były również wśród rodzin odemanów i oni właśnie ratowali się kosztem cudzego życia wspominała nastoletnia Halina Nelken. Nie ulega wątpliwości, że większość odemanów krakowskich została zapamiętana jako ci, którzy sporządzali i sprawdzali listy podczas deportacji do obozów zagłady, wyciągali ludzi z mieszkań i kryjówek, bili, wreszcie szczelnym kordonem otaczali getto podczas wysiedleń.

Nie mając litości ani dla starszych, chorych, kobiet czy dzieci, pośród okrzyków i uderzeń odprowadzali grupy Żydów do transportów śmierci. Podobnie działo się w czasie akcji likwidacyjnej getta krakowskiego. Jednak to, co nastąpiło po jej zakończeniu, było pewnym wyjątkiem. Część odemanów przeszła wraz z rodzinami do obozu Płaszów, ale grupa skupiona wokół Symche Spiry pozostała na obszarze po zlikwidowanej dzielnicy. Wykorzystywano ich jeszcze w celu wyłapywania ukrywających się w mieście Żydów, obiecując, że w nagrodę za wierną służbę nie tylko nie trafią do obozu, ale bezpiecznie opuszczą Kraków, a może nawet Generalne Gubernatorstwo.

Pewność siebie komendanta OD, który zwykł mawiać: "Kto jak kto, ale jeden Spira przetrwa wojnę, wszyscy zginą, on żyć będzie", jego intuicja i ogromne zaufanie, jakie miał do swojego mocodawcy - gestapowca SS-Hauptschar-führera Wilhelma Kunde, zawiodły go. 14 grudnia 1943 r. członkowie Jüdischer Ordnungsdienst, którzy za zgodą władz niemieckich przebywali poza obozem, zostali przewiezieni do Płaszowa.

Nie zostali jednak włączeni do działającego na terenie obozu OD, nie stali się również więźniami funkcyjnymi, ani kierownikami warsztatów pracy. Wbrew ich oczekiwaniom nie otrzymali tam także obiecanych za pomoc i współpracę dokumentów - przepustek umożliwiających im bezpieczny wyjazd i nowe życie.

Niemcy zdecydowali, że należy zlikwidować niewygodnych świadków i dokonali egzekucji na "górce" - grupę funkcjonariuszy policji żydowskiej wraz z rodzinami, łącznie około pięćdziesięciu osób, rozstrzelano. Ich ciała nie zostały pogrzebane, tuż po egzekucji spalono je.

MARTYNA GRĄDZKA, historyk, pracownik IPN Oddział w Krakowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski