Wady ukryte

Marcin Wolski: SPRAWKI Z WARSZAWKI

Ostatnio obiegła prasę opowieść o pewnym Arabie, który zażądał unieważnienia małżeństwa, gdy okazało się po zdjęciu burki, że świeżo poślubiona oblubienica ma wąsy, o innych detalach nie wspomnę. Oczywiście, przed wadami ukrytymi nie uchroni nawet zawieranie małżeństwa w stroju kąpielowym, zwłaszcza gdy idzie o wady charakteru.

Zastanawiam się nad kłopotliwą sytuacją swata bądź swatki, która zaaranżowała wspomniany związek. Wiele zależy od ich umiejętności argumentacji.

"Owszem, zapłacił pan za żonę sześć wielbłądów. Ale wąsy dostał pan od firmy gratis!"

Wydawać by się mogło, że trudno przeskoczyć zdolność do odwracania kota ogonem u ludów Bliskiego Wschodu. Okazuje się jednak, że ich talenty to pikuś w porównaniu z inwencją funkcjonariuszy Unii Europejskiej. Brukselskie zdolności interpretacyjne dorównują skłonności do regulacji wszystkiego.

Otóż, dowiedziałem się ostatnio, czym jest ślimak winniczek. Bynajmniej nie jakimś mięczakiem. Jest, wedle oficjalnej terminologii, "rybą śródlądową". Taką definicję wywalczyło sobie francuskie lobby, załatwiając przy okazji jakieś ulgi, dopłaty czy coś tam jeszcze.

Można sobie wyobrazić, że w wypadku zwycięstwa innej grupy interesów wspomniany ślimak mógłby zostać zaszeregowany jako orzech (ze względu na skorupkę), "roślina ruchoma", a nawet ssak (bo przecież coś tam sobie ssie...). I to niepełnosprawny, bo beznogi.

Skoro marchewka może być uznana za owoc, a definicja wódki jest płynna jak rtęć, nic nie szkodzi, aby w zależności od koniunktury móc redefiniować wszystko.

I tak już dziś definicja "Małżeństwo jest związkiem dwojga ludzi różnej płci zawieranym w celu spłodzenia i wychowania potomstwa" winna brzmieć: "Małżeństwo jest związkiem nieograniczonej liczby ludzi (i zwierząt) płci dowolnej, zawartym w celu (lub bez celu) jaki im się tylko podoba".