MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wakacje w wiatraku

Redakcja
Fot. autorka
Fot. autorka
Wystarczy nieco oddalić się od morza i wychynąć za południowe rogatki Niechorza, aby znaleźć się w scenerii wprost z obrazów Chełmońskiego. Za nami - zatłoczone ulice nadmorskiego kurortu i jego przepełnione, hałaśliwe plaże, tutaj - pustka i spokój, trzepot skrzydeł wodnego ptactwa, rechot żab i poszum wiatru w zarastających jezioro Liwia Łuża trzcinach.

Fot. autorka

LĘDZINO. Holender pochodzi z 1724 r., ma zatem prawie trzysta lat

Krajobraz idylliczny: polna ścieżyna, ciągnące się po horyzont podmokłe łąki z rzadka przecięte nadsypaną groblą, tu i ówdzie złocące się poletka dojrzewającego żyta. Od strony morza widok ogranicza ściana lasu, za to spojrzenie w kierunku przeciwnym sięga zamykających widnokrąg wzgórz morenowych. Tam, przesłonięty kępą starych drzew stoi urokliwy wiatrak. Biały, pękaty, z szeroko rozpostartymi na tle nieba ramionami.
Wiatrak w Lędzinie to obiekt murowany typu holender. Wpisany do rejestru zabytków pochodzi z 1724 r., ma zatem prawie trzysta lat. Podczas, gdy inne, jemu podobne, stoją w ruinie lub noszą znamiona znacznego zniszczenia, ten, gruntownie odrestaurowany, prezentuje się wspaniale. Wszak wiatrak, przylegająca do jego ścian maleńka chałupka, dobrze utrzymany zieleniec, skalny ogródek przy sadzawce z drewnianym mostkiem, obsadzone różami obejście i stajnia dla dwóch koni składają się na jedyny w swym rodzaju ośrodek wypoczynkowy.
Niegdyś - zgodnie z przeznaczeniem - "holender" mełł zboże zwożone z okolicy, ale kiedy opodal w Trzebiatowie stanął młyn elektryczny, los wiatraka wydał się przesądzony. Jeszcze do czasu II wojny światowej jego siłę pozyskaną z wiatru używano do napędzania tartaku, ale później nieprzydatny nikomu ulegał stopniowej dewastacji. Rolnikowi, do którego należał, służył za budynek gospodarczy, a że ten o niego nie dbał, wiatrak nieuchronnie popadał w ruinę. Na koniec strawił go pożar. Okaleczony i poczerniały niczym widmo stał przez kilkanaście lat, póki gmina nie wystawiła go na sprzedaż.
Zrujnowany wiatrak, a ściślej - jego szkielet z wypalonym wnętrzem, wraz z działką o powierzchni jednego hektara obecni właściciele nabyli w 1984 r. Nie wyzbywszy się jeszcze młodzieńczych marzeń, zamierzali przekształcić go w letnią posiadłość. Adaptacja budowli wymagała ogromnych nakładów, konsekwencji, tudzież żmudnej pracy, za to lata trudu przyniosły efekty w postaci domu nadającego się nie tylko do zamieszkania przez ciepłe lato, ale przez okrągły rok. Jego nowy gospodarz, zawodowo trudniący się produkcją urządzeń grzewczych bazujących na odnawialnych źródłach energii, wykorzystał swe umiejętności do ogrzania przepastnych wnętrz wiatraka, w którym prąd wytwarzany jest odtąd za pomocą kolektorów słonecznych oraz siły wiatru zaprzęgniętej do napędzania specjalnej turbiny. Z czasem zamysły właścicieli, co do wykorzystania wiatraka poszły w kierunku wynajmowania go turystom, dla których podglądanie działania fotoogniw, turbin wiatrowych i kolektorów słonecznych bywa niebanalną ciekawostką.
W budynku o niestereotypowym kształcie rozplanowanie 150 metrów kwadratowych przestrzeni mieszkalnej nie było łatwe. Okrągła budowla zwężała się ku górze, a środkiem wszystkich kondygnacji przechodził maszt maszynowni. Trudności te pokonano projektując wnętrza o bębnowatych ścianach, raczej niespotykanych w zwykłych warunkach.
Na parterze i dwóch piętrach mieści się siedem sypialni, dwie kuchnie, pięć toalet i trzy natryski, uroczy salonik z kominkiem obłożonym holenderskimi kaflami. Pomieszczenia są funkcjonalne, wygodne i przytulne, po części wyposażone w stylowe meble (XVIII-wieczny kabinet) i różnego rodzaju starocie. Ogrzewają je unikalnej technologii promienniki niskotemperaturowe, których się nie zauważa. Bo też nikt nie podejrzewa, że wiszące na ścianach różnej wielkości obrazy, w ramach lub bez oprawy, z różnorodnym motywem, często pięknie, ręcznie malowane, to urządzenia grzewcze!
Największe pokoje są na parterze, a strome schodki wokół masztu wspinają się do znacznie mniejszych pomieszczeń pierwszego piętra, gdzie znajdują się trzy sypialnie, w miarę potrzeby ogrzewane powietrzem doprowadzanym kanałami wprost z kominka na dole. Najbardziej uroczo wygląda apartament na drugim, najwyższym piętrze - miniaturowe pokoiki i kuchenka to jakby dom dla krasnali. Z tej wysokości na okolicę za małymi okienkami patrzy się jak z lotu ptaka: rozległe pola, zagajniki i lasy, nieco dalej - czerwone wieżyczki kościołów Trzebiatowa, po przeciwnej zaś stronie - bujna zieleń grząskich łąk, tafla okolonego trzcinami jeziora Liwia Łuża i wreszcie - wysmukła latarnia morska na skraju Niechorza.
Dwukilometrową odległość ośrodka od morza i plaży rekompensuje znajdująca się w pobliżu wypożyczalnia rowerów, stadnina koni oraz liczne miejsca do wędkowania. Słowem - jest tu malowniczo i sielsko.
KRYSTYNA SŁOMKA

Holender

Holender, czyli wiatrak holenderski zwany też wieżyczkowym, charakteryzował się nieruchomym, masywnym korpusem osadzonym na planie koła lub wieloboku. Ruchomą częścią była tylko mocowana na nim i obracająca się na żeliwnym pierścieniu część dachowa ze skrzydłami. Obrót samej wieżyczki umożliwiał szybkie i łatwe dostosowanie się łopat do kierunku wiatru. W odróżnieniu od holendra wiatraki typu paltrak i koźlak obracały się całą bryłą, wolniej dopasowując się do kierunku wiatru.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski