MKTG SR - pasek na kartach artykułów

WaŁĘsa rozmieniony na drobne

Redakcja
KRZYSZTOF LESKI

Wątpię, by Lech Wałęsa był w stanie wymienić z pamięci choć połowę swoich honorowych doktoratów i obywatelstw. Nie wiem, czy z każdego się cieszy. Wiem, że dziś były prezydent chcąc nie chcąc stał się przedmiotem politycznych gier, których uczestnicy mają różne rzeczy na myśli, ale samego Wałęsę chyba w najmniejszym stopniu.
Trudno nie zgodzić się z argumentacją szczecińskich radnych PiS, że dziś Wałęsa stał się postacią tak kontrowersyjną, iż na honorowe tytuły moment nie jest dobry. Zapewne mam jednak na myśli nie te kontrowersje, o których najczęściej mówi PiS. To nie podejrzenia o epizodyczną współpracę z SB sprawiają, iż sam bym dziś Wałęsy żadnym tytułem nie uhonorował.
Nie wykluczam, że Wałęsa współpracował z SB na początku lat 70. Zapewne po swojemu, czyli w stylu "za, a nawet przeciw", przekonany, że w gruncie rzeczy wyprowadza bezpiekę w pole. To nie zmienia mojego zdania o Wałęsie do 1989 roku: tamten Wałęsa już przeszedł do legendy. Dziś jednak rozmienia tę legendę na drobne. Gorzej, sam wyrzuca ją na śmietnik.
Poniekąd trudno się dziwić, że oskarżony o to, co dla działacza związku i podziemia najgorsze - o współpracę z komunistyczną tajną policją - Wałęsa zareagował zupełnie irracjonalnie. Nie próbuje właściwie obalać tez przeciwników. Odpowiada inwektywami, a im jest starszy, tym mniej panuje nad językiem. Skutki przewidzieć nietrudno i widać je już coraz wyraźniej. Na razie Wałęsa ma wciąż wielu zwolenników, ale topnieje liczba tych, którzy biorą poważnie jego współczesne wypowiedzi. Dla politycznych sojuszników Wałęsy, zwłaszcza tych w Platformie, wypowiedzi te stają się coraz bardziej kłopotliwe. Świetnym przykładem były reakcje na niedzielne obchody 30. rocznicy powstania Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża: słowa liderów PO drastycznie odbiegały od steku inwektyw składających się na reakcję samego Wałęsy.
Jego zdenerwowanie było zrozumiałe, bo Jarosław Kaczyński podczas tych obchodów wniósł nowy element do politycznej walki ze środowiskiem Platformy, w której to walce Wałęsa stał się dla PiS doskonałym narzędziem. Szef PiS oświadczył mianowicie, że sam Wałęsa, a także między innymi Jacek Kuroń, byli przeciw... powstaniu Solidarności. Formalnie rzecz biorąc, Kaczyński powiedział prawie prawdę. Użył ogromnego skrótu myślowego, zrozumiałego tylko dla nielicznych, którzy byli zaangażowani w wydarzenia Sierpnia '80 i jesieni tego roku. Pomiędzy zwycięstwem strajku 31 sierpnia i rejestracją Solidarności 10 listopada wydarzyło się wiele rzeczy, trwały - także wśród samych liderów tworzącego się ruchu - spory o jego strukturę; o to, jaką Solidarność komunistyczne władze raczą zarejestrować, a jakiej - nie. Zanim udało się przeforsować powstanie związku w formie, jaką znamy, ścierały się koncepcje bardziej i mniej radykalne. Te najostrożniejsze przewidywały wręcz powstanie wolnych związków zawodowych o strukturze branżowej, z bardzo luźną "czapką" krajową, której skuteczność i kompetencje byłyby nieporównanie skromniejsze niż w wersji, która ostatecznie zwyciężyła.
Gwoli ścisłości: struktury bardziej branżowej, skuteczniejszej w sprawach pracowniczych, ale mało przydatnej w walce politycznej z komunistami np. o dostęp do środków masowego przekazu - domagała się część związkowych "dołów". Na szczycie, tam, gdzie zapadały decyzje, wszyscy właściwie marzyli o centralnie kierowanej związkopartii, mogącej skutecznie odbierać władzy kolejne obszary jej monopolu w kierowaniu państwem, gospodarką, propagandą. Ale przecież nikt nie wiedział, gdzie jest granica - kiedy komuniści poczują się przyparci do muru i zerwą porozumienia. Zgodnie z zasadą "lepszy wróbel w garści niż gołąbek na dachu" niektórzy woleli przyjąć strukturę Solidarności bardziej strawną dla władz, by mieć pewność, że ta Solidarność powstanie. W tym sensie Kuroń, i nawet Wałęsa należeli zrazu do ostrożnych, a Kuroń otwarcie mówił o tym w swoich wspomnieniach. Kaczyński wie o tym doskonale. Wie jednak także, że znajomość tych niuansów jest w społeczeństwie niemal zerowa, więc niektórzy poważnie potraktują słowa, iż Kuroń czy Wałęsa byli "przeciw powstaniu Solidarności".
Co na to sam Wałęsa? Jako się rzekło, obsypał uczestników obchodów rocznicy WZZ nowymi inwektywami - tym razem oświadczył, że Anna Walentynowicz służyła bezpiece - i nic nie wskazuje na to, że zamierza kiedykolwiek podjąć rzeczową dyskusję. Świadków jest zaś coraz mniej. Jacek Kuroń, Bronisław Geremek - nie żyją. Wkrótce może zabraknąć ludzi, którzy wiedzą, jaką (wielce chwalebną) rolę odgrywali w opozycji w PRL bracia Kaczyńscy, ale też pamiętają, iż ich udział w pracach nad statutem Solidarności, w sporach, o których mówię - był bardzo nikły. Jednak przede wszystkim na korzyść braci Kaczyńskich działa sam Wałęsa i kto wie, jaki jeszcze prezent sprawi tym, których dziś uważa za swych największych wrogów. Jego ego stale rośnie, Wałęsa wciąż przypisuje sobie nowe zasługi. Wiemy już, że sam, gołymi rękami zorganizował strajk i strajk ten wygrał, stworzył Solidarność, pokonał komunizm, wypędził z Polski sowieckie wojska, choć niemal wszyscy dookoła przeszkadzali mu, jak umieli. Każdy zaś nowy "sukces" w ustach Wałęsy powiększa grono tych, którzy na jego słowa reagują wyłącznie uśmieszkiem. Jedni - pogardliwym, inni - pełnym smutku. Efekt jest jednak ten sam.
Wałęsa rozmienia na drobne nie tylko swój mit, ale całą legendę Solidarności - i jej historię. Jest w stanie sprawić, że nikt już nie uwierzy w jego wersję. Historia lat 1970-1989 napisana zostanie od nowa i może być wtedy jeszcze mniej prawdziwa od tej, którą znamy dziś z ust Wałęsy i jego zwolenników.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski