Władysław A. Serczyk: ZNAD GRANICY
Wiem też, że ze względu na lokalizację, nie poprzedzoną studiami nad terenem, na którym go wzniesiono, mogę – jak to było na początku – obudzić się z przyziemiem zalanym podnoszącymi się wodami gruntowymi, lecz – jak dotychczas – zabezpieczenie wykonane przez "prywaciarza” działa doskonale, a dodatkowa rura odpływowa skierowana przeze mnie do kanału burzowego chroni przed nagłym przypływem rzeszowskiego tsunami.
Nikt natomiast nie zabierze mi (przynajmniej w najbliższym czasie) widoku z okna. Szczęśliwie do willowego osiedla nie pchają się jeszcze żadne wieżowce czy galeriowce, a przed domem od jego tylnej strony nadal rośnie przez nikogo nie uprawiana łąka, koszona tylko raz do roku, by pyłki traw i polnego kwiecia nie namnożyły alergików. A że mój ogród utrzymywany jest w stylu angielskim, więc przyroda może sobie poszaleć. Nikt jej w tym przeszkadzał nie będzie.
Naturalnie, chciałbym bardzo, aby z moich okien można było zobaczyć Tatry, ale nie jest całkiem z tym źle, bo z pięterka widać wzniesienia dynowskiego pasma Beskidów, układające się, jak dekoracyjne tło w tradycyjnym teatrze, w kilka planów, od najwyraźniejszego rozzielenionego mieszanym lasem i zagajnikami, po odległe wzgórza w różnych odcieniach fioletu, całkowicie wypełniające horyzont.
Teraz, gdy czasu będzie więcej (to nieznane mi dotychczas uroki starszego wieku), wezmę do ręki kijek z przytwierdzonym zmyślnie siedziskiem, aparat fotograficzny i miniplecaczek z prowiantem, tudzież sokami, z których najlepszy to grapefruitowy, by wyruszyć na całodzienną wędrówkę na południe. Może uda się nawet zrobić cały cykl zdjęć? Zatytułowałbym go: "Przez okno na południe”. Poczekam jeszcze trochę. Teraz mi się nie śpieszy, a widok nakładających się na siebie pasm krajobrazu przypomina trochę moje życie: miejscami barwne, kiedy indziej szare i ledwo widoczne, niekiedy tylko, całkiem epizodycznie wyrastające ponad inne kształty, w żaden sposób nie chcące pogodzić się z morzem przeciętności, a przecież doskonale harmonizujące z resztą elementów składających się na widok z okna.
Tymczasem rośliny w ogrodzie czekają na moje wyjście z domu. Niemal słyszę, jak wołają mnie do siebie, zdziwione, że tej wiosny już nie zobaczą towarzyszącego mi zazwyczaj radosnego psiaka. Gadam więc z nimi i tłumaczę jak potrafię, budząc przy tym lekki niepokój sąsiadów. Niektórzy z nich mnie rozumieją, inni – już rozmawiają z ptakami. I tak rośnie nasza wspólnota dzieci natury.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?