MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Widziałam bezdomnych, którzy są wolni

Redakcja
Fot. Maciej Hachlica
Fot. Maciej Hachlica
Rozmowa z VOLHNĄ CHARNYKH, Białorusinką, stypendystką programu im. Konstantego Kalinowskiego

Fot. Maciej Hachlica

Jesteś białoruską działaczką opozycyjną i za to wydalono Cię z uczelni w Mińsku...

- Nie lubię określenia "działaczka opozycyjna". Wolę nazywać się patriotką. To oznacza, że chcę jak najlepiej dla swojego narodu i muszę należeć do opozycji politycznej. U nas patriota równa się opozycjonista. Nasz prezydent jest antybiałoruski. Nie przyjmuje naszego języka i kultury. Dba tylko o swoje interesy.

- Aresztowano Cię w trakcie dżinsowej rewolucji, która wybuchła po wyborach prezydenckich w 2006 r.?

- Wsadzono mnie do więzienia na 10 dni. Chłopców bili, ale dziewczyn nie katowali. Cela była przeznaczona dla ośmiu osób, a nas było 12. Miałyśmy tylko jedno łóżko, więc spałyśmy na nim na zmiany. Było brudno i ciasno. Wiedziałam, że nas wypuszczą, ale groziło nam wyrzucenie z uniwersytetu. Na uczelni każdy student jest pod kontrolą. Służba bezpieczeństwa jawnie nas nagrywała kamerą, a potem dziekan i wykładowcy oglądali filmy. Grozili nam. Dowódca bezpieki wystąpił w telewizji i ostrzegł, że każdy, kto będzie uczestniczył w strajkach, zostanie nazwany terrorystą i skazany na 25 lat więzienia lub śmierć - bo u nas dalej istnieje kara śmierci.

Kiedy mnie wypuścili z więzienia i poszłam na zajęcia, wezwał mnie dziekan i prodziekan do spraw ideologii.

- Żartujesz?

- Nie. Wezwano również moją matkę. Powiedzieli, że mi wybaczają udział w protestach, ale następnym razem nie będą tacy pobłażliwi. Tydzień później zmarł mój ojciec i dostałam od zastępcy dziekana do spraw studiów pozwolenie na wyjazd do domu na dwa, trzy tygodnie, by wspierać matkę. Ledwo wróciłam do Mińska, władze uczelni dzwoniły do matki, by nie pozwoliła mi iść na strajk czarnobylski.

- Co to za strajk?

- Organizowany jest co roku 26 kwietnia i skierowany przeciwko władzom. Bardzo mnie zdenerwowało, że zadzwonili do matki. Poszłam do dziekana i powiedziałam, co myślę o takich telefonach, zwłaszcza że w prawosławiu obowiązuje 40 dni żałoby, której nie powinno się zakłócać. Mama i tak była załamana, a oni dodatkowo ją denerwowali. Poza tym nie byłam pewna, czy pójdę strajkować. Usłyszałam wtedy, że oni dbają o dobre imię uniwersytetu, a ja jestem czarną plamą na jego honorze. Potem nie mogłam niczego zaliczyć podczas sesji egzaminacyjnej...

- A uczyłaś się do egzaminów?

- Uczyłam się. Wiedziałam, że wykładowcy są przeciwko mnie, tak jak przeciw innym osobom mającym problemy polityczne. Oblanie egzaminów oznaczało, że nie skończę roku, po wakacjach nie dostanę akademika, a na koniec skreślą mnie z listy studentów. Zadzwoniłam do biura niezależnej organizacji "Wiosna", aby interweniowało w mojej sprawie, aby pozwolono mi zdawać egzaminy w dodatkowym terminie. Przedstawiciele "Wiosny" kazali mi przyjść osobiście. Przyszłam w środę. Natychmiast wyrobili mi wizę i kazali się pakować, bo w sobotę miałam jechać do Warszawy. Mama była w szoku. Bała się, że nie wrócę. A po wakacyjnym kursie przygotowawczym dostałam się na Uniwersytet Jagielloński.
- Wiele Twoich koleżanek i kolegów, choć dostali stypendium rządu polskiego, nie skorzystało z niego. Większość wróciła na Białoruś. Niektórzy nie podjęli nauki na uniwersytetach, potraktowali Polskę jak przystanek w drodze na Zachód i wyemigrowali w poszukiwaniu pracy...

- Nie znam nikogo, kto by wyjechał dalej na Zachód. A większość wróciła do domu z trzech powodów. Po pierwsze, Polska ich rozczarowała. Inaczej ją sobie wyobrażali. Po drugie, mieli problemy z językiem polskim i nie radzili sobie z różnicami programowymi w toku studiów, a dodatkowo odstraszały ich skomplikowane procedury administracyjne. Po trzecie, bardzo tęsknili i uznali, że wolą być opozycjonistami w kraju, a nie tutaj. Ja chcę zdobyć wykształcenie.

- I jak jest teraz? Trudno być młodą dziewczyną z Białorusi w Polsce?

- Należę do osób, które szybko przyzwyczajają się do nowych warunków. Dobrze się tu czuję. Polska jest naprawdę fajna, ale muszę przyznać, że na samym początku było mi ciężko. Kiedy zaczynałam studia, nikt się mną nie zainteresował, chociaż wiedziano, że mam problemy z językiem, nie znam polskiego systemu edukacji. Było mi trudno, a nikt nie zaproponował pomocy. Ktoś nawet powiedział, że gdybym była z państwa leżącego w granicach Unii Europejskiej, to inaczej by mnie traktowano... Cóż, zwiedziłam stopem całą Polskę i wiem, że jak pada hasło Białoruś, to wszyscy myślą i mówią "Łukaszenko", ale wcale ich ten kraj nie interesuje. Białoruś kojarzy się z Rosją. Kiedyś ktoś mnie zapytał: "Jak tam u was w Kijowie?". Kijów jest na Ukrainie.

- A pozytywne cechy u Polaków?

- Gościnność.

- Jak sobie wyobrażałaś Polskę zanim do niej przyjechałaś? Twoje wyobrażenia potwierdziły się?

- Polska to byli "Czterej pancerni i pies" (śmiech). Wiedziałam, że był tu komunizm, ale został obalony, a Polska jest w Unii, więc musi tu być dobrze. Ciekawiło mnie, jak będzie w Warszawie, w Europie... Pierwsze, co zobaczyłam, to Dworzec Centralny w Warszawie i... doznałam szoku. Jednak wolność - z nią mi się kojarzyła Polska i tu ją poczułam. Widziałam bezdomnych, którzy są wolni. Na Białorusi oni nie mogą swobodnie chodzić, bo zaraz ich zgarnia milicja. Pojechałam na wycieczkę do Czech, nikt nie kontrolował granicy. To jest wolność poruszania się!

- Chcesz, by u Was było tak jak w Polsce?

- Chcę, ale Polska ma wadę - na zbyt wiele pozwala swoim obywatelom. Młodzi Polacy są wolni, nie znają dyktatury, i nie wiedzą, jak wielka jest ich wolność.

- Po czterech latach w Krakowie biegle władasz językiem polskim. Pewnie nie masz problemów ze zdawaniem egzaminów na dziennikarstwie i komunikacji społecznej?

- Czasami nie rozumiem naukowych definicji. Myślę po rosyjsku i tak się też uczę. Cieszy mnie, że wielu wykładowców pozwala mi zaliczać egzaminy ustnie, bo lepiej się czuję w języku mówionym niż w pisanym. Niektórzy, jeśli znają rosyjski, to zgadzają się, bym odpowiadała po rosyjsku.
- Oprócz studiowania, co robisz?

- Stypendium pokrywa koszty utrzymania, ale pracuję też dorywczo. Rozdawałam ulotki, byłam barmanką, tłumaczę z rosyjskiego na polski. Na początku mama przysyłała mi dodatkowe pieniądze, ale teraz to ja chcę jej pomagać finansowo.

Biorę udział w imprezach związanych z moim krajem. Na uniwersytecie jestem zapraszana na wykłady, podczas których mogę opowiedzieć studentom o kulturze i mediach na Białorusi. Pomagam Białoruskiej Alternatywie przygotowywać koncerty na rzecz Białorusi, dni kultury białoruskiej. Prowadzę internetowy blog poświęcony problemom na Białorusi, w Rosji, Czeczenii i w Polsce. Zabieram głos na forach internetowych, chodzę na spotkania i strajki w Krakowie. Wkrótce, przed wyborami prezydenckimi 19 grudnia, będzie spotkanie Solidarni z Białorusią.

- Pojedziesz na wybory do domu?

- Oczywiście.

- Nie boisz się tam wracać?

- Nie boję się niczego. Na I i II roku studiów dość ostro mnie przeszukiwali na granicy, ale teraz są mniej natarczywi, bo boją się interwencji Europy. Niedawno byłam w Czeczenii, gdzie zostałam zatrzymana i przesłuchana przez FSB. Parę dni temu odwiedziłam rodzinę w Moskwie - tam z kolei problem stanowiła moja chusta, którą noszę po przejściu na islam.

- Wkrótce skończysz studia. Co potem? Na Białorusi nie uznają Twojego dyplomu.

- Nie uznają. Wszystko zależy od wyników wyborów. Jeśli władza się zmieni, to wrócę do domu, bo tego chcę. Jeśli nie, to w zawodzie dziennikarza będę tam niepotrzebna. Nie zapewnię bezpieczeństwa rodzinie, którą bym chciała mieć, nie pomogę też w żaden sposób mamie, a ona jest teraz sama. Muszę walczyć o przyszłość.

Rozmawiała: Beata Kołodziej

Stypendium im. Konstantego Kalinowskiego

Konstanty Kalinowski był powstańcem styczniowym, pełnomocnikiem rządu powstańczego w Wielkim Księstwie Litewskim. Program stypendialny Konstantego Kalinowskiego został utworzony po fali protestów społecznych (tak zwanej dżinsowej rewolucji), które wybuchły na Białorusi po wyborach prezydenckich w 2006 r. W protestach brała udział przede wszystkim młodzież, wiele osób aresztowano i usunięto ze szkół. Rząd Polski i rektorzy polskich uczelni nie pozostali obojętni wobec wydarzeń na Wschodzie. Co roku młode osoby, które mają demokratyczne poglądy i ze względu na nie często nie mogą się uczyć, mogą składać wnioski o stypendium. Ina Kulej, przewodnicząca białoruskiego Komitetu Obrony Praw Osób Represjonowanych "Solidarność" mówi, że do stycznia 2010 studia ukończyło osiem osób: pięć kobiet i trzech mężczyzn.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski