MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wielka radość kupowania

Redakcja
Bardzo lubimy kupować. Ludzie mają różne rozkosze sklepowe, ale mechanizm wydaje się jasny. Sięganie do kieszeni, moment wymiany pieniędzy na towar i następnie taszczenia łupu do domu. Uruchamiają się pierwotne instynkty (zaopatrzyć swoją jaskinię) wzmocnione przez współczesny marketing. W sumie - potężny napęd. Niewielu jest w stanie mu się oprzeć, choć liczni udają, że sklepy ich nie interesują.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Ostro się ta machina kręci. Shopoholizm jest odpowiednikiem zakupowego alkoholizmu. Nałogiem, który w skrajnych przypadkach trzeba leczyć, bo jest męczący i kosztowny. Przy każdej grubości portfela. Jacqueline Kennedy doprowadzała do wściekłości niebiednego w końcu Arystotelesa Onassisa, kiedy spływały doń rachunki ze sklepów na setki tysięcy dolarów. Gwiazdy i gwiazdki ekranu, jak złowią już prawdziwego milionera, odchudzają go skuteczniej od najlepszej diety. Polscy bogacze mają mniejsze pieniądze i w związku z tym mniej wydają, ale znam kilku robiących bokami po każdym wyjściu partnerki na zakupy.

Kupują wszyscy. Milionerzy i emeryci, rozrzutni i oszczędni, mniej lub bardziej chętnie. Kupuje w ogromnych ilościach państwo, jego urzędy i służby, firmy pod flagą Ministerstwa Skarbu, województwa, miasta, gminy. Rocznie idą na to grube miliardy. Nikt nigdy zresztą tego nie policzył. Nawet teraz, kiedy rząd poluje na każdą złotówkę. A w zakupach tkwią oszczędności, które są za darmo, na wyciągnięcie ręki. Trzeba tylko decyzji i później twardej jej realizacji.

Dzisiaj w rządowych zakupach panuje dobrze zorganizowany chaos. Kupujących jest dziesiątki tysięcy, licząc administrację centralną, lokalną, wszelkie agencje, służby i inne żyjące z budżetu twory. Każdy kupuje na własną rękę. Tu dwa samochody, tam tuzin komputerów, kopiarki i papier do nich. W naszych strukturach urzędowych nie ma komórek, które w USA czy w W. Brytanii nazywają się "procurement". Są to grupy ludzi, wyspecjalizowanych w negocjowaniu warunków zakupów. Potrafią wycisnąć sok pomarańczowy z kamienia i dostają ceny, które dostawcom śnią się po nocach.

W naszej sytuacji budżetu, kiedy licznik zadłużenia na skrzyżowaniu Al. Jerozolimskich i Marszałkowskiej (gratulacje za świetny pomysł dla prof. Balcerowicza) wskazuje już 751 miliardów złotych, marnujemy co roku kilka miliardów na zakupy. Urzędnicy rwą się do nich jak Doda do torebki Birkin. Prawdziwi shopoholicy. Piszą warunki przetargów nadzwyczaj inteligentnie. Tak, żeby żaden niepowołany pod nogami się nie pętał. Podziwiam ich pracowitość. Pogardzam skutkami przetargów. Drogo kupujemy tandetę. Niekiedy wychodzi na jaw, że nie bezinteresownie.

Podobnie jest ze wszystkim. W Internecie pełno ofert firm, które organizują zakupy zbiorowe. Różnią się szczegółami, ale zasada taka sama. Kupuje się więcej, więc taniej niż pojedynczo. Na 50 telewizorach można zaoszczędzić ze 20 procent. A przy 50 tysiącach - lepiej nie myśleć. Firma sprawnie to organizuje, nieźle zarabia, klienci też. Wszyscy są zachwyceni.

Gdyby wmusić to urzędnikom, byliby bardzo nieszczęśliwi. Ominąłby ich ten ekscytujący proces kupowania. Nie byłoby pielgrzymek chętnych do sprzedania, robiących słodkie oczy, pełne porozumienia i obietnic. Zniknęłyby flaszki, zaproszenia na fajne sprawy, nie powstałby miły nastrój wspólnoty interesów. Życie straciłoby blask, a może i sens. Do tego nikt nie dopuści. Chyba że ktoś wykręci im rączki.

Kilku odważnych próbowało uporządkować zakupy, każdy poległ bez śladu. Teraz zabiera się do tego minister finansów. Człowiek z trochę innej niż nasze klechdy bajki, ale też mu się nie uda.

Oszczędności mogłoby być 4-6 mld złotych rocznie. Brytyjczycy, którzy zastosowali podobny manewr, zaoszczędzili 10 mld funtów w ciągu czterech lat. To większy, bogatszy i mądrzej rządzony kraj. Moglibyśmy spróbować go naśladować. Nie potrzeba do tego żadnej kosmicznej technologii. Wystarczy zdecydowanie kilku ludzi i twarda ręka wobec tych, którzy będą się opierać. Bo na pewno będą.

Warto jednak zaryzykować sprawienie przykrości urzędowym shopoholikom. Prędzej czy później trzeba będzie zacząć walkę z długiem. Nie jest to bezbolesna operacja. Dla polityków - bardzo ryzykowna. Pokazanie takiej sprawności w oszczędzaniu ułatwi obcinanie wydatków gdzie indziej. Nie mówiąc o tym, że kilka miliardów zaoszczędzonych za darmo to sukces dla ambitnych polityków, którym coraz trudniej jakiekolwiek sukcesy odnosić.

Zróbcie to, Panowie. Dla siebie, dla nas i dla pokazania, że coś potrafimy. Dajcie nam radość mądrego kupowania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski