Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wieloryb na drodze

Redakcja
Polak na Alasce, czyli...

   Pierwsza myśl, jaka dopadła mnie na Alasce, to poczucie symbiozy, w jakiej żyją ludzie i przyroda.
   Natura dała tu osadnikom wszystko, co niezbędne do życia - jedzenie i ubranie, materiał budowlany i złoto. Ich potomkowie spłacają teraz dług zaciągnięty wobec przyrody. W zadbanych lasach pełno jest grzybów, jagód, borówek i jeżyn. Na drzewach nikt nie ryje miłosnych wyznań, a rzeki toczą krystalicznie czystą wodę. Życie toczy się na granicy cywilizacji i dziczy.
   Miasta - niewielkie w porównaniu z majestatem gór - robią wrażenie najbezpieczniejszych na świecie. Tak jakby matka natura, rewanżując się mieszkańcom Alaski, zasłaniała ich przed problemami współczesnego świata.

Przystanek - Ketchikan

   Ketchikan nazywany jest pierwszym miastem Alaski, choć nie został założony najwcześniej. To po prostu pierwsze miasto, do którego dociera się ruszając na podbój Alaski. Specyficzny mikroklimat sprawia, że deszcz pada tu 240 dni w roku. Ja spędziłem w Ketchikan 10 dni. Miałem szczęście - padało przez tydzień.
   Dla Indian Tlingit - rdzennej ludności zamieszkującej te tereny przed inwazją białych - Ketchikan był wędkarskim rajem. A to za sprawą 5 gatunków łososia, które każdego roku właśnie tutaj składają ikrę.
   Z tego to powodu Ketchikan obwołano światową stolicą łososia. I nie ma w tym przesady, bowiem widok łososi przedzierających się w górę przecinającej miasto Ketchikan Creek jest zdumiewający. Rzeka wygląda wtedy niczym zatłoczona autostrada, tyle że zamiast samochodów - w korku płyną łososie. Jest ich tak dużo, że nie sposób wcisnąć szpilki między rybie ciała.
   Najlepsze miejsce do obserwacji rybiego exodusu to Creek Street- najstarsza ulica Ketchikan. Ciągnie się wzdłuż rzeki, a drewniany deptak i okoliczne domy zbudowano na palach, między którymi kolejne zastępy łososi szukają szansy na wyprzedzenie towarzyszy podróży.
   Miasto słynie też ze stawów hodowlanych, w których za dolara można wesprzeć populację łososia sypiąc garść pokarmu do olbrzymich kadzi z narybkiem. Po osiągnięciu odpowiednich wymiarów ketchikańskie ryby zamiast na stół, trafiają do morza. Nikt jednak na tym nie traci. Wcześniej czy później wiedzione instynktem łososie wracają bowiem do Ketchikan złożyć ikrę. A wraz z nimi turyści.
   W Totem
Heritage Center__obejrzałem kolekcję najstarszych na świecie totemów. Łosoś - obok niedźwiedzia i orła - jest ich stałym motywem.
   Żeby zobaczyć dzikiego niedźwiedzia, trzeba wyruszyć do Juneau. Łososie i orły są na miejscu. Te ostatnie najchętniej przesiadują na drzewach w pobliżu przetwórni rybnej. Nie fruwają, leniwie czekając na odpadki z taśmy produkcyjnej.
   Ketchikan w narzeczu Tlingit oznacza orła z rozpostartymi skrzydłami. Domyślam się, że kiedy szukano nazwy dla tej miejscowości orły były mniej leniwe i przynajmniej od czasu do czasu latały.

Przystanek - Juneau

   Do Juneau można dotrzeć samolotem albo statkiem. Potężne góry odcięły bowiem stolicę stanu od reszty świata.
   W imieniu rządu USA, Alaska została odkupiona od Rosji przez Williama H. Sewarda za 7 mln 200 tys. dolarów. I chociaż cena nie była wygórowana (jeden hektar Alaski kosztował zaledwie 5 centów), przeciwnicy zamiast Alaska mówili wtedy "Lodówka Sewarda".
   Szybko jednak przestano kojarzyć Alaskę jedynie z lodem i śniegiem, bowiem tylko w kopalniach skupionych wokół Juneau wydobyto złoto o wartości przekraczającej 150 mln dolarów.
   Po gorączce złota pozostały już tylko wspomnienia, co nie przeszkadza jednak w dalszym funkcjonowaniu kopalń, oczywiście jako atrakcji turystycznych. W jednej z nich - M&J Mine, udało mi się z pozytywnym skutkiem przejść szybki kurs drenażu skał, zakładania ładunków wybuchowych i płukania złota.
   Niestety, owoce mojego szkolenia okazały się nieporównywalne do tego, co przed laty w tym samym miejscu znaleźli założyciele miasta: Joe Juneau i Richard Harris. Spóźniłem się o dobre 123 lata.
   Nie popłynąłem na wyspę Admiralty, choć to zaledwie 20 mil od Juneau. A jest tam największe na Alasce skupisko brunatnych niedźwiedzi (żyje ich tu 30 tys., 98 proc. populacji w USA). Można je oglądać ze specjalnego punktu widokowego. Darowałem sobie tę wycieczkę, bo dzikie niedźwiedzie już spotkałem - w Bieszczadach. I nie było to miłe spotkanie.

Przystanek - Skagway

   Ktokolwiek marzy o Ameryce rodem z westernów powinien odwiedzić Skagway. Będąc mekką dla tysięcy poszukiwaczy złota podążających do pobliskiego Klondike, Skagway oferowało wszystko, czego mężczyzna potrzebuje po pracy: kasyna, hotele, saloony, tancbudy i przede wszystkim liczne domy uciech cielesnych. Jaka szkoda, że w zabytkowych budynkach rozpanoszyły się muzea, a po burzliwych czasach pozostały tylko legendy... Ośmielony piwem serwowanym w osławionym The Red Onion Saloon otworzyłem drzwi pensjonatu Miss Kitty's Button Hole. Za dolara, którego wręczyłem właścicielce, otrzymałem replikę historycznego tokena (żetonu)...
   Niegdyś mężczyźni również wręczali Miss Kitty dolara, ale w złocie. Token, który w zamian otrzymywali, stawał się zaś przepustką do świata uciech cielesnych. Po "pracy" kobiety oddawały żeton właścicielce, a ta - jako zapłatę za świadczone usługi - wręczała im szczyptę sproszkowanego złota. Złoty pył trwale wbijał się zaś w opuszki palców... Prawy kawaler nie miał więc najmniejszego problemu ze znalezieniem panny z dobrego domu. Wystarczyło, że spojrzał na opuszki palców. Złoto wystawiało świadectwo moralności...

Przystanek

- sklep z pamiątkami

   W każdym sklepie królują niedźwiedzie. Fotografowane, rzeźbione, odlewane z gipsu, rysowane, malowane farbami olejnymi lub akwarelami. Wycinane, wyszywane, dmuchane, wypchane trocinami lub watą. Pluszowe, drewniane, metalowe, plastikowe, ze skóry, kamienia, srebra, złota lub miedzi. Gotowe albo do samodzielnego montażu. Na koszulkach, bluzach, polarach, kurtkach zimowych, kocach i ręcznikach. Na kartkach pocztowych i breloczkach, w kiczowatych ramkach, lub zafoliowane w rulonach. Na czapkach i parasolkach oraz magnesach na lodówki. Małe, średnie albo duże, płaskie i trójwymiarowe. Do osobistego tulenia albo wysłania znajomym.
   Podobnie rzecz się ma z łosiami.
   Moim faworytem stał się znak drogowy: "Uwaga! Pieszy na drodze!". Tyle że zamiast pieszego narysowany jest wieloryb, od których aż roją się wody wokół Alaski.
   Urzekły mnie również znaki drogowe ograniczające prędkość do 5 mil na godzinę (około 8 km/godz.) obowiązujące w centrach miast. Przez jezdnie można przejść bez stresu, bo nikt nie jeździ szybciej. Większość jeździ wolniej. Tłumaczenie, że przepis łatwo egzekwować, kiedy powszechnie używa się jako napędu zaprzęgów konnych - co na Alasce wciąż ma miejsce - nie jest przekonujące. W przeciwieństwie do czasów gorączki złota, prawo jest obecnie konsekwentnie respektowane.
MARIUSZ BĄK
Fot. autor

SEZON NA ALASCE

   Sezon turystyczny na Alasce trwa od połowy maja do połowy września. Pogoda jest wówczas zbliżona do polskiego lata, a atrakcji bez liku. Ceny hoteli rozpoczynają się od 40 dolarów za dobę, ale ich standard przewyższa to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce. Możliwość negocjacji cen jest normą. Lunch (obiad) kosztuje od 5 dolarów. Wstęp do większości muzeów jest bezpłatny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski