Do Krakowa, jako niespełna 19-latek, trafił z Broni Radom przed sezonem 1993/94. W koszulce Wisły grał rok, a wystąpił w 28 spotkaniach. Zdobył cztery bramki. Tę, która daje największą satysfakcję, strzelił 7 maja 1994 r., kiedy „Biała Gwiazda” niespodziewanie zremisowała 1:1 u siebie z Legią. Młodziutki Kupidura – po zagraniu Jerzego Moskala – pokonał doświadczonego Zbigniewa Robakiewicza.
– To, że udało mi się pokonać takiego bramkarza, było bardzo przyjemne. Wtedy Legia przyjeżdżała jako faworyt. Drużyna, która na pewno miała większy potencjał i możliwości. A my byliśmy zespołem młodym, złożonym z chłopaków z różnych miejsc Polski – przypomina Kupidura.
Po roku pod Wawelem napastnika do Stali Mielec ściągnął... Franciszek Smuda. Potem, jeśli chodzi o ekstraklasę, był jeszcze tylko ŁKS Łódź i po dwóch latach oraz w sumie 51 spotkaniach i siedmiu bramkach na najwyższym poziomie ówczesny 22-latek postanowił... zakończyć karierę.
Co prawda na krótko wyjechał do Holandii, rozmawiał z Górnikiem Zabrze i Ruchem Chorzów, ale ostatecznie postawił na naukę. _– Jeśli chodzi o te kluby, jakoś tak wszystko rozeszło się po kościach, więc zacząłem drugie studia w Warszawie. Przeniosłem się do stolicy. Pomyślałem: „To tutaj będę próbował sił w __innych obszarach_” – opowiada.
Talent do piłki miał, ale kto wie, czy nie jeszcze większy do biznesu. Najpierw pracował w telekomunikacji, a teraz jest prezesem dużej agencji reklamowej Focus Media Group, którą zresztą założył. W sumie ma aż cztery spółki i zatrudnia około 100 osób.
Grą w Wiśle, czyli – jak sam mówi – największym polskim klubie, się nie obnosi, ale futbolowa przeszłość pomaga w biznesowych negocjacjach. – Wie pan, siłą rzeczy, kiedy klienci szukają informacji, trafiają na te o piłce. To wpływa na rozluźnienie rozmowy. A szczerze mówiąc, to sport nauczył mnie pokory, wytrwałości. Takie rzeczy przekładają się na życie, szczególnie kiedy rzeczywistość kreuje się od początku – wyjaśnia.
Z wynikami Wisły jest na bieżąco. Zresztą, kiedy jej trenerem był Tomasz Kulawik, wpadł nawet z odwiedzinami na stadion. Do dziś ma kontakt z Grzegorzem Szeligą, Pawłem Kozakiem czy Sławomirem Szymaszkiem, którzy też grali dla „Białej Gwiazdy”.
W sumie, ze względu na pracę, pod Wawelem bywa nawet dwa razy w miesiącu. – _To prawda, stadion się zmienił, i to nie trochę _– mówi ze śmiechem. – _Ale tamten klimat ciągle jest. I we mnie sentyment te_ż – dodaje.
Oczywiście, rekreacyjne w piłkę gra do dziś. – Tego się nie zapomina – twierdzi.
Teraz pod dachem, a w cieplejsze dni na powietrzu, spotyka się ze wspomnianym Szeligą, Grzegorzem Wędzyńskim, Piotrem Świerczewskim czy Tomaszem Iwanem. Z kolei z Tomaszem Kłosem – byłym stoperem Wisły – grywa w tenisa.
Że szybkiego odejścia z Wisły żałuje, jednoznacznie nie powie, ale czasem się zastanawia, co by było, gdyby został dłużej i doczekał pojawienia się Tele-Foniki. Tym bardziej że był młody, a potem szansę w nowej drużynie dostali jego koledzy z boiska, czyli Kulawik, Artur Sarnat czy Grzegorz Kaliciak.
– _Może trochę szkoda, może człowiek powinien być bardziej cierpliwy? No, ale dziś jest już po fakcie. Wisła to była jednak fajna przygoda, a swoje gole pamiętam wszystkie _– kończy 41-latek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?