Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Witkowski na wykład do SGH!

Ryszard Niemiec
Preteksty. Poniższy tekst ma charakter poniekąd zlecony przez Krzysztofa Witkowskiego - właściciela Bruk-Betu, firmy patronackiej piłkarskiego klubu z Niecieczy. Proszę nie mylić z utworem sponsorowanym, gdyż umowa między nami jest stricte barterowa, ufundowana na zenitalnych emocjach, związanych z przeżywaniem zawodów piłkarskich pomiędzy Termaliką, a warszawską Legią.

Panu Krzysztofowi perswadowałem, że gatunek felietonowy nie za bardzo nadaje się na nośnik mołojeckiej sławy, jaką zdobyli gracze Mandrysza, odprawiając z kwitkiem kandydata na mistrza Polski, szykującego się do podboju Europy. Nie przyjął tego kanonu do wiadomości i zabawiając się w krytyka prozy dziennikarskiej, zażądał ode mnie poszerzenia konwencji gatunku.

Jeśli tak, to napiszę, że Idy marcowe w Niecieczy dopełniły krach stereotypu, zakładającego monopol metropolii na wysoko kwalifikowany futbol! Od chwili pojawienia się klubu z Niecieczy na ogólnopolskiej arenie trwa festiwal sceptycyzmu, sugerującego utopijność projektu Witkowskich.

Snują swoje zastrzeżenia i quasi-ekonomiczne analizy, robiąc przy okazji wielkie oczy zdziwienia także ci, których Nieciecza zwyczajnie zawstydza. Wielcy racjonaliści, specjalizujący się w ciułaniu ligowych punktów, eksperci od wydawania państwowych i samorządowych pieniędzy, właściciele klubów generujących sezon w sezon straty, niezguły kierujące zespołami, które od 20 lat nie mogą sforsować dolnych progów europejskich pucharów; cała futbolowa szlachta szaraczkowa, o wytartych kontuszach, ma Niecieczy za złe.

Podbija te kompleksy wyższości medialna narracja o piłce na wygonie, pośród kukurydzianego pejzażu. Apogeum ironicznej aury okazało się spotkanie głównego akcjonariusza Legii ze studentami Szkoły Głównej Handlowej. Odnosząc się do fenomenu Termaliki, nie tylko zakwestionował jej sens, ale dopatrzył się w nim swoistego hamulca w rozwojowym pochodzie polskiej piłki klubowej. Kiedy przekaz trafił do mediów, pośpieszył z przeprosinami, ale afront bez śladu nie pozostał.

Jako zawzięty zwolennik prawa Witkowskich do marzeń, jeszcze przed inauguracją ekstraklasy odpowiadałem na prowokacyjne pytania o stan mojej wyobraźni, dopuszczającej przyjazd Legii do Niecieczy. Odpór brzmiał jednoznacznie: jeśli terminarz każe legionistom jechać do sielskiego rywala, będą musieli ruszać w naddunajecko-nadwiślańską stronę! Wyruszyli i dostali twarde korepetycje z pokory i szacunku dla każdego rywala. Wprawdzie ich klubowy zwierzchnik, a zarazem prezes spółki Ekstraklasa - Maciej Wandzel jeszcze w przerwie meczu wzywał mnie, abym - póki co - nie nastrajał liry felietonowej na biblijny wątek Dawida i Goliata, aliści Mandrysz, Plizga i Jarecki mieli odmienne zdanie.

Pointa: ekstremalne przeżycia towarzyszyły mi dotąd w dwu historycznych meczach: 20 października 1957 roku, kiedy Polska grała na „Śląskim” z ZSRR i 14 września 1976 r., kiedy mielecka Stal gościła Real Madryt. Teraz, 2 marca 2016 r., doszedł mecz trzeci: kiedy Legia nie dała rady Niecieczy!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski