Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Witold Wnuk o Summer Jazz Festivalu w Krakowie: Chcemy pokazać przede wszystkim to, co jest bliskie korzeniom jazzu

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Para Nowoorleańska przyciąga co roku tłumy wykonawców i wielbicieli jazzu tradycyjnego
Para Nowoorleańska przyciąga co roku tłumy wykonawców i wielbicieli jazzu tradycyjnego Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Od 2 lipca przez dwa miesiące Kraków będzie rozbrzmiewał muzyką synkopowaną. Stanie się to za sprawą tegorocznej edycji Summer Jazz Festivalu. Opowiada nam o niej jego dyrektor - Witold Wnuk.

Zapisy na darmowe szczepienie przeciwko wirusowi HPV

od 16 lat

- Summer Jazz Festival w Krakowie odbywa się od 1996 roku. To ważna impreza w kalendarzu wydarzeń muzycznych w Polsce?
- Festiwal żyje swoim życiem. My mamy tutaj pod Wawelem „krakowską rzeczpospolitą jazzową”. Co roku organizujemy ponad 150 koncertów w dwa miesiące. Dlatego nasz festiwal jest jednym z największych w Europie, a nawet na świecie. Wpisuje się to moją ideę, która głosi, że Kraków jest światową mekką jazzu i uratuje ten gatunek muzyczny od zapomnienia.

- Pandemia uderzyła mocno w show-biznes. Jaki wpływ miała na Summer Jazz Festival?
- W tym roku obserwujemy większe zainteresowanie festiwalem ze strony polskich fanów. Wiele koncertów jest już wyprzedanych. Gorzej z zagranicznymi gośćmi. Pandemia minęła, ale wybuchła wojna w Ukrainie. Anglicy i Niemcy po prostu boją się, że kiedy przyjadą do Krakowa, to uderzy w nich jakaś rakieta. Dlatego jest ich znacznie mniej niż kiedyś. Zwykły strach blokuje zagranicznych gości przed przyjazdem pod Wawel.

- Ile w tym roku będzie koncertów w ramach festiwalu?
- W sumie festiwalowych koncertów jest 120, a do tego blisko 30 podczas Nocy Jazzu, która jest z nami związana. W efekcie w Krakowie wystąpi tego lata ponad 400 wykonawców jazzowych z całego świata. Już podczas otwierającej festiwal Niedzieli Orleańskiej zagra co najmniej 50 artystów, a potem podczas Nocy Jazzu – około 100.

- Festiwal otworzy 2 lipca Niedziela Nowoorleańska. Gdzie w tym roku przejdzie korowód muzyków jazzowych?
- Tak jak w zeszłym roku nie spotykamy się już pod Barbakanem. Miasto nie chce ze względów bezpieczeństwa, aby jakiekolwiek pochody przechodziły przez wąską ulicę Floriańską. Dlatego zbieramy się pod Harris Piano Jazz Barem i po koncertach ogródkowych, które odbędą się od godziny 12 do 16.30, ruszamy o 17 w przemarsz wokół Rynku Głównego, by ulicą Szczepańską przejść na plac Szczepański. Tam o 18 odbędzie się dwuipółgodzinny koncert główny. Wystąpi orkiestra Dedicated Wojciecha Groborza ze staromodnym programem i historyczna grupa Play Family w odmłodzonym składzie. O godzinie 20 w Piwnicy pod Baranami nastąpi otwarcie wystawy fotografii Urszuli Las - „Jazz Moments”.

- Jakie najważniejsze wątki można wyłuskać z bogatego programu tegorocznego festiwalu?
- Tu nie ma żadnych wymyślnych idei: to bigos wszystkich stylów jazzu. Taka jest idea - pokazać wszystko, a przede wszystkim to, co jest blisko korzeniom jazzu i ludziom się podoba, aby dobrze kojarzyli ten gatunek muzyki i lubili go słuchać. Bo jazz jest obecnie w trudnej sytuacji, w niektórych krajach wręcz zanika, choćby tam, gdzie się narodził, czyli w USA. U nas jest inaczej: w Krakowie są aż trzy kluby, w których codziennie gra się jazz. Czegoś takiego nie ma gdzie indziej w Polsce, ani w żadnym innym mieście Europy.

- A jazz nowoczesny?
- Pokazujemy go, ale niewiele. To koncerty w klubie Alchemia. Będzie Adam Pierończyk, Dominik Wania, Piotr Orzechowski i Kuba Więcek. Osobiście uważam, że ta obecna moda na improwizację tylko zabija jazz. To cenny styl, ale bliższy muzyce współczesnej i Warszawskiej Jesieni.

- Dużo będzie wykonawców z Krakowa, którzy zagrają na festiwalu?
- To niemal połowa wszystkich artystów. Bo z jednej strony nasz festiwal pokazuje krakowskiej publiczności to, co jest najbardziej cenne w jazzie na świecie, a z drugiej – pokazuje gościom z kraju i zagranicy to, co jest najlepsze na krakowskiej scenie jazzowej. Dlatego zobaczymy Marcusa Millera, Billy’ego Cobhama, Michela Camilo, Markusa Stockhausena, Jana Garbarka czy Yellowjackets. To są te wielkie nazwiska. Obok nich pojawią się jazzmani, którzy na co dzień grają w krakowskich klubach – w moim Globusie, w Harrisie czy u Muniaka. To choćby tradycyjne grupy, jak Boba Jazz Band czy Old Metropolitan Band. One zazwyczaj występują za darmo, a na naszym festiwalu dają biletowane koncerty. I ludzie chętnie płacą po 60 czy 80 zł, aby ich wesprzeć i uhonorować.

- Od 30 sierpnia do 2 września w ramach festiwalu odbędą się Krakow Spiritual Music Days. Co się kryje pod tym hasłem?
- To spotkanie z twórcami uduchowionego jazzu z Polski i zza granicy. Chcemy uhonorować krakowskich muzyków, którzy już odeszli – Jarka Śmietanę, Janusza Muniaka i Tomka Stańko. Ale też wołać głośno o pokój w Ukrainie. Zagra Jan Garbarek, reprezentujący legendarną wytwórnię ECM, wystąpi Grażyna Auguścik w duecie z Jarkiem Besterem, a w ramach koncertu „Bell For Peace” posłuchamy ukraińsko-polskiej diwy Olgi Pasiecznik z Dominikiem Wanią i Leszkiem Możdżerem na dwóch fortepianach i chórem Filharmonii Krakowskiej.

- Komu w tym roku przyznacie Jazzowego Baranka?
- Krzyśkowi Ścierańskiemu. Bo jeszcze nie dostał. Będzie miał osobny koncert 19 sierpnia na dziedzińcu Radia Kraków. Wtedy wręczymy mu nagrodę. To barwna postać, która od wielu lat nadaje rytm polskiej scenie jazzowej. Chcemy w ten sposób podkreślić, że dziś brakuje tego rodzaju charyzmatycznych muzyków. Weźmy taki Kraków – jest tutaj ponad stu liderów różnych grup jazzowych, a nie ma żadnej barwnej osobowości. A szkoda. Bo, żeby zagrać z pasją jazz, trzeba czasem dostać w mordę na Rynku Głównym czy obudzić się w Izbie Wytrzeźwień na Rozrywki 1. Niestety polityczna poprawność sprawia, że wszyscy boją się takiego stylu życia.

- Jak się panu udaje zdobywać fundusze na coroczną organizację tak wielkiego festiwalu?
- Wszystko jest jawne, tu nie ma żadnej tajemnicy. Festiwal zaczął się bez żadnych sponsorów, tylko jeden restaurator dał 5 tysięcy i PKO – 10 tysięcy. Nikogo więcej nie było. Dopiero kiedy festiwal się rozrósł, w jego organizację zaczęło włączać się miasto i ministerstwo. Dzisiaj dostajemy 450 tys. zł od miasta i 280 tys. od ministerstwa. Wbrew pozorom to nie są jakieś porażające pieniądze, jak na duży festiwal muzyczny. Całe szczęście świetnie sprzedają się nam bilety, z których mamy dochód w wysokości 300-400 tys. zł. To właściwie jedna trzecia budżetu festiwalu. Wspomagają nas też zagraniczne instytuty i konsulaty, ale to są drobne kwoty. Ale dzięki temu, wszystko się nam zgadza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Witold Wnuk o Summer Jazz Festivalu w Krakowie: Chcemy pokazać przede wszystkim to, co jest bliskie korzeniom jazzu - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski