Paweł Głowacki: Dostawka
Przepadł w grafitowym niebie, a nocą ostatniej niedzieli - wrócił bez szelestu piór. On wrócił i drabina Jakubowa, i lotne Chagalla synagogi, nic nieważące martwe miasta z jego płócien, nieważkie anioły, sprzęty, cała marność, co kiedyś była tu. To i jeszcze mrowie gadżetów nostalgii obrosłej mchem na dwa palce. Niewielkie mity zleciały się bezszelestnie nad dach rotundy placu Nowego, bo Czesław grał i śpiewał tak, jak na odpuście w zapadłej mieścinie Bieszczad przed kościołem brzęczą stragany niedzielnych kuglarzy, gdy je nieopatrznie trącić ręką. Tak, płakały uszy.
Brzmienie budy jarmarcznej. Zawodzenia akordeonu grajka, który nie umie czytać, a słyszy ledwie piąte przez dziesiąte. Jęk katarynki na korbkę, kiedy "korbowy" kręci, duka szkolne wyliczanki, zaś wierna jego małpka w kulminacjach ogon unosi i raczy gawiedź krajobrazami swej dupy egzotycznej. Oto macie smak całości. Macie niecodzienne piękno koncertu. Tak śpiewał Czesław. Tak grali towarzysze jego powrotu: Tony Wrafter na saksofonie i flecie, Marcin Nenko na kontrabasie, Howard Lee Sloan na klawiszach i jeszcze młoda dama, malownicza tak, że nie pamiętam, na czym grała. Na akordeonie? Na klarnecie? A może to ona ma na imię Tony? Nieważne.
Ważne, że Czesław wraca. Od dziecka w Danii, od małego poza polszczyzną, ponad dwadzieścia lat, niczym jakiś, nie przymierzając, Odys mały, w oddaleniu - wraca. Wydaje pierwszą płytę pod obezwładniająco szkolnym tytułem "Czesław śpiewa. Debiut", po czym Jacek Żakowski, alchemik mitycznej "Alchemii", udostępnia mu dach w środku Kazimierza - i Czesław wyśpiewuje swój powrót. Mówią, że w Kopenhadze sprzedał wszystkie swe udziały. Tłumaczą, że nie kalkuluje odwrotu. Przekonują, że wraca naprawdę. Oby tak.
Oby dalej było jak ostatniej niedzieli, gdy na dachu pretensjonalnego miasta wyśpiewując wyliczanki, co je z internetowych rymowanek Michał Zabłocki ułożył - Czesław wracał, przywołując niewielkie mity. Po cóż, do diabła, człowiek daje głos? By "bańka" lepiej smakowała? To też. Lecz cóż gorzałom na placu Nowym przeszkadza pamięć, którą - chcący bądź niechcący - Czesław śpiewem tryknął? Przyleciał Emeryt, sfrunęła drabina Jakubowa. Trwało chwilę - i odleciało wszystko. Nie ma się czego lękać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?