Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Władysława Srzednicka Maciesza - kurierka niezłomna

Redakcja
Władysław Srzednicka Fot. ze zbiorów Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie
Władysław Srzednicka Fot. ze zbiorów Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie
A więc to stanie się dzisiaj. Nie ma odwrotu. Leżąc w gorączce na pryczy wiedeńskiego więzienia Sława zdała sobie sprawę, że za kilka godzin, być może kilka chwil, zapłaci cenę za swoje dotychczasowe życie. Sprowadzony z Berlina kat sprawnie obsługiwał gilotynę. Ciężkie ostrze w regularnych odstępach czasu spadało nieuchronnie na karki kolejnych więźniów oskarżonych o "zdradę główną". Głowy lądowały w wiklinowym koszu. Pozbawione ich ciała jeszcze drgały przez jakiś czas, poczym zastygały w bezruchu. Choć był już marzec 1945 i wojna była dla Niemców przegrana, hitlerowska machina pracowała jeszcze sprawnie siłą morderczego rozpędu. Podobno przed śmiercią człowiek przypomina sobie całe życie. Jeżeli tak jest, to pierwsze wspomnienie Władysławy Srzednickiej musiały dotyczyć Karwina, gdzie przyszła na świat. Córka dzierżawcy Karwina

Władysław Srzednicka Fot. ze zbiorów Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie

HISTORIA. Bohaterka dwóch wojen światowych urodziła się w Karwinie

Karwiński dwór istnieje do dzisiaj. Leży przy drodze prowadzącej w kierunku Wierzbna. U schyłku XIX stulecia zawiadywał nim Leon Srzednicki, adwokat, uczestnik powstania styczniowego. Z żoną Pauliną dochowali się pięciorga dzieci: trzech synów i jednej córki. Córce, urodzonej 1888 roku dali na chrzcie imiona Władysława Jadwiga, ale wszyscy nazywali ją w skrócie Sławą. Rodzina wiodła życie typowe dla dzierżawców majątków ziemskich aż do feralnej wigilii. Sława miała kilka lat, gdy ojciec wybrał się z synem na polowanie. Podczas powrotu doszło do tragedii. Ojciec, jadąc na koniu, próbował okryć jadącego obok syna. Nachylił się nad nim i niechcący uruchomił spust strzelby. Ta wypaliła tak nieszczęśliwe, że pocisk zabił właściciela. Po tym zdarzeniu Paulina Srzednicka zdała sobie sprawę, że sama gospodarstwu nie podoła i wróciła do rodzinnego Wieruszowa. I na tym właściwie związki Sławy Srzednickiej z Karwinem się kończą. A mimo to warto poznać jej dalsze losy, bo być może to największa z kobiet, jakie wydała ziemia proszowicka.

Przeprowadzki i podróże towarzyszyły jej niemal przez całe życie. Skończyła Gimnazjum w Warszawie, studiowała w Krakowie. Związała się z ruchem niepodległościowym. Obracała się w środowisku Narodowej Demokracji, by potem przejść do obozu Piłsudskiego. Ku zgorszeniu rodziny brała udział w demonstracjach organizowanych przez PPS (co nie przystoi ziemiańskiej córce...). Podczas jednej z nich wdała się nawet w bójkę z siłami porządkowymi. W Krakowie założyła Drużynę Strzelecką. Po wybuchu I wojny światowej otrzymała przydział do Żeńskiego Oddziału Wywiadowczego przy I Pułku Legionów. Kurierki rekrutowały się z różnych środowisk. Były wśród nich studentki, nauczycielki, publicystki, ale i krawcowe. W czasie pełnienia swojej misji musiały być elegancko ubrane, a ich bagaże nie mogły wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń. Kobiety badały głębokość frontu i dyslokację wojsk. Do ich zdań należało budowanie zaplecza i pozyskiwanie zwolenników dla idei Piłsudskiego. Później charakter ich zadań uległ zmianie. Musiały nawiązać łączność z Warszawą, gdzie Piłsudski począł tworzyć Polską Organizację Wojskową.

Przecież ja mam rewolwer

Władysława Srzednicka według zgodnej opinii osób, które się z nią stykały, była znakomitą kurierką. Opanowana, zaradna, odważna, odpowiedzialna. Nie traciła głowy w najtrudniejszych sytuacjach. Dzięki tym przymiotom wychodziła cało z wielu opresji. Jako jednej z nielicznych udało się jej kilkakrotnie przekroczyć granicę niemiecko-rosyjską i dotrzeć do Warszawy. W grudniu 1914 roku wraz z drugą kurierką otrzymała zadanie przewiezienia do Warszawy pieniędzy dla POW. Oprócz tego, na własną rękę, zabrała ze sobą walizkę pełną nielegalnych wydawnictw. Miały przekroczyć front w okolicach Płocka. Po całodniowym oczekiwaniu w okopach, przy padającym śniegu, udało im się nawiązać kontakt z Rosjanami. Srzednicka powiedziała, że chce się dostać do chorej matki. Rosjanie byli nieufni, zarządzili rewizje. Gdy mieli zajrzeć do walizki pełnej ulotek Sława powiedziała: - A prawda, przecież ja mam rewolwer. I pokazała broń osłupiałym żołnierzom. Ci zapomnieli o walizce i wsadzili obie kurierki do aresztu, a następnie odstawili do sztabu armii. Oficerów chyba oczarowała ich uroda, bo spotkały się z rosyjską gościnnością: był szampan, kawior i... zaloty. W końcu po czterech dniach, w czasie których żołnierze nie bardzo wiedzieli co zrobić z pięknymi więźniami, zostały uwolnione. - Ma zbyt uczciwe oczy, by być szpiegiem - miał powiedzieć o Władysławie jeden z oficerów.

Mężczyźni jej życia

W 1915 roku Sława Srzednicka najpierw przedostała się do Warszawy, potem do Kijowa (z fałszywymi dokumentami i transportem pistoletów). Trasa była bardzo niebezpieczna. W pociągu, w który zresztą wybuchł pożar, groziły rewizje. Mimo to udało się jej wykonać misję, a jeszcze przed powrotem do Warszawy (przez Rumunię i Austrię) zdążyła założyć komórkę POW we Lwowie. Gdy w lipcu 1915 roku dotarła do swoich jej oddział kurierek był już rozwiązany. Raport z wyprawy zdała samemu Piłsudskiemu. Po powrocie dowiedziała się o śmierci swojego ukochanego, Stanisława Długosza, legionisty, działacza niepodległościowego, poety. Poznali się jeszcze przed wojną. Był trzecim mężczyzną, z którym była poważnie związana, ale chyba pierwszą prawdziwą miłością. Sława bardzo młodo wyszła za mąż. Związek był bardzo krótki. Po kolejnym nieporozumieniu z małżonkiem miała się wyprowadzić oświadczając, że więcej do męża nie wróci. Rodzina chyba niechętnie widziała ją u siebie z powrotem, skoro Sława tak często zmieniała później miejsca zamieszkania. Podczas pobytu w Krakowie poznała działacza związanego z endecją. Choć było tego bardzo blisko, do ich ślubu nie doszło. Nie wyszła też Sława za Długosza, który poległ w bitwie pod Samoklęskami. Jego ukochana udała się na miejsce pochówku, wykopała zwłoki i dopiero, gdy przekonała się, że leży tam jej Stach, pogodziła się z jego śmiercią. Wcześniej dręczyły ją sny, że został żywcem pogrzebany. W końcu Władysławę Srzednicką skłonił do ślubu Adolf Maciesza, osobisty lekarz Piłsudskiego. Było to już w roku 1926. Byli razem zaledwie trzy lata, bo Maciesza zmarł w 1929. Wkrótce potem wdowa po nim wróciła do polityki i już jako Władysława Maciesza została senatorem II RP z ramienia BBWR.

W gestapowskim więzieniu

Po wybuchu II wojny światowej natychmiast włączyła się do konspiracji. - Jedni uciekali jak najdalej od pożogi, głodu, a nikłej garstce, do której należała Macieszyna, do głowy by nie przyszło, by opuścić stolicę - pisał Romuald Malangiewicz. Współpracowała z Michałem Karaszewiczem-Tokarzewskim tworzącym Służbę Zwycięstwu Polsce. W kwietniu 1942 roku została powołana do kadry przywódczyń tworzonego kobiecego oddziału dywersyjno-sabotażowego "Dysk". Następnie przeniesiono ją do służby kurierskiej pod pseudonimem Katarzyna. Jako Margaret Wagner przewoziła materiały wywiadowcze na trasie Warszawa - Wiedeń - Heidelberg. Za jej pośrednictwem wysłano do Londynu raport w sprawie fabryki rakiet V1 i V2 w Peenemunde. 8 kwietnia 1943 roku podczas pobytu w Wiedniu wpadła w ręce Gestapo. Szybko okazało się, że misje Sławy były źle zakonspirowane i zabezpieczone. Osoby, od których zależało jej bezpieczeństwo, popełniły mnóstwo błędów, za które teraz ona miała zapłacić. W gestapowskich więzieniu była bita i maltretowana. Nikogo nie zdradziła, cały czas utrzymywała, że jest samotną kobietą, jadącą się leczyć do Karlowych Varów. Próbowała sobie podciąć żyły, bezskutecznie.
W lutym 1945 roku rozpoczął się proces, po którym wraz z grupą innych osób została skazana na karę śmierci za zdradę główną. W celi śmierci oczekiwała na swoją kolej. - Maszyna odjechała - słowa wypowiedziane przez więzienną strażniczkę były jak podarowanie drugiego życia.

Władysława została uratowana dzięki gorączce i podejrzeniu o tyfus. Kat obawiał się wykonać wyrok na chorej, aby samemu się nie zarazić. Niedługo później Wiedeń został zajęty przez Rosjan i Sława opuściła więzienie.

Czy mam żałować?

Odzyskała wolność, ale nie spokój. Gdy po wielu próbach udało jej się wrócić do Polski, jej mieszkanie było już zajęte przez nowych lokatorów. Nie miała zatem gdzie mieszkać, a zdrowie po dwuletnim pobycie w gestapowskim więzieniu miała zrujnowane. Straciła zęby, częściowo wzrok i słuch, miała uszkodzoną wątrobę, cierpiała na bóle głowy. - Czy mam żałować, że niemiecki kat nie obciął mi głowy? - pytała w jednym z podań do ludowej władzy, po raz kolejny prosząc o pomoc. W końcu doczekała się mieszkania. Zmarła w 1967 roku. Zanim odeszła, odbyła pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę. Ostatni etap przebyła podpierając się żerdzią, gdyż upadając stłukła kolano. Czy było to jej pojednanie z Bogiem, który niemal przez całe życie był jej obojętny? Jeszcze jako senator w okresie II RP zwracała na siebie uwagę, gdy podczas oficjalnych nabożeństw ostentacyjnie przechadzała się, oczekując na koniec mszy.

Władysława Srzednicka Maciesza została pochowana na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. Kilka dni temu w Pałacu Prezydenckim została pośmiertnie odznaczona Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. - Można było zirytować się na nieobliczalne jej humory, na dziwactwa drobne, ale w chwilach ważnych dla narodu, w grozie niebezpieczeństwa, gdy załamywał się niejeden, na Sławę można było liczyć zawsze - napisała jej najbliższa przyjaciółka Zofia Zawiszanka-Kernowa.

Bożena Kłos

Aleksander Gąciarz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski