Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Władza cię podsłuchuje i śledzi? Może. Nigdy się tego nie dowiesz

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Służby mogą nas inwigilować „w celu zapobiegania przestępstwom”. Czyli... kiedy chcą
Służby mogą nas inwigilować „w celu zapobiegania przestępstwom”. Czyli... kiedy chcą Fot. Andrzej Banaś
Teoretycznie treść naszych mejli i esemesów oraz katalogi zdjęć przechowywane w zamkniętych serwisach mogą być udostępnione służbom wyłącznie za zgodą sądu. W praktyce jest mnóstwo sposobów, by ten wymóg obejść. Łatwo i Bezkarnie. To pole do nadużyć.

Problemy Grzegorza zaczęły się od niewinnego grilla, który zadymił - ponoć nadmiernie - podwórko sąsiada, policjanta. Wybuchła absurdalna kłótnia. Wkrótce były kolejne, błahe sprawy. Któregoś dnia Grzegorz zauważył, że jego komputer minutami wczytuje strony, które wcześniej otwierały się w mgnieniu oka. Poprosił o pomoc syna, informatyka. Ten orzekł: - Tato, ktoś ci zhakował komputer. Pobrał wszystkie dane i śledzi twoje działania. Wie, które odwiedzasz strony, jakie hasła wpisujesz w wyszukiwarce, zapewne zna treść twoich mejli, przegląda zdjęcia na Fejsie, a nawet je ściąga…

Niebawem do otwartej sieci wyciekły intymne fotki Grzegorza z żoną oraz opinie, jakie ten wygłosił na gmailu o swoim szefie. Skończyło się to wyrzuceniem mężczyzny z pracy, wykluczeniem żony z rady parafialnej, wstydem dzieci i całą masą drobniejszych przykrości.

- Nie wiemy, czy powodem nieszczęść tego pana był policjant, który nadużył swych uprawnień, bo jest to w Polsce wiedza ściśle tajna. Wiemy natomiast, że obowiązujące u nas prawo stwarza olbrzymie pole do takich i jeszcze większych nadużyć. Nad inwigilacją obywateli przez służby, w tym szeregowych policjantów z komendy powiatowej, nie ma skutecznej kontroli - ostrzega Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon, która od lat walczy z nadmiernym śledzeniem obywateli przez władzę.

Zastrzega, że to nie jest tak, iż „zły PiS chce nagle wszystkich szpiegować”. Przypomina, że podobne tendencje przejawiały wszystkie poprzednie władze. Za czasów PO i PSL wybuchła słynna afera z podsłuchiwaniem dziennikarzy piszących o aferze taśmowej.

- Zdajemy sobie sprawę, że policja i inne służby muszą mieć skuteczne narzędzia walki ze zorganizowaną przestępczością czy terroryzmem. Stosowanie tych narzędzi musi być jednak ograniczone do ściśle określonych sytuacji i musi się odbywać pod nadzorem niezależnych organów. U nas tak nie jest - podkreśla Klicki.

W 2003 roku operatorzy telefoniczni zostali zmuszeni do udostępniania policji i innym służbom danych o aktywności swych klientów. Funkcjonariusze szybko się przyzwyczaili, że aby ustalić, do kogo dzwonił właściciel danego telefonu lub gdzie się wtedy znajdował, nie muszą pytać o zgodę nikogo, a już zwłaszcza sądu. I zaczęli korzystać z tej możliwości na całego. W 2014 r. pobrali takie dane… 2,4 mln razy!

Po protestach organizacji pozarządowych, w tym Panoptykonu, oraz skardze Rzecznika Praw Obywatelskich w lipcu 2014 r. przepisom przyjrzał się Trybunał Konstytucyjny. - Niestety, nie wskazał precyzyjnie, jak ma wyglądać kontrola nad pobieraniem danych. Stwierdził jedynie, że winna ona nastąpić przed pobraniem danych i że ma ją sprawować niezależny organ, np. sąd - przypomina Wojciech Klicki.

TK dał posłom 18 miesięcy na poprawienie przepisów, ale ekipa PO i PSL nie wykonała wyroku. W efekcie PiS miało tylko cztery miesiące na nowelizację - w przeciwnym razie policja i inne służby straciłyby prawo śledzenia gangsterów i terrorystów. Przyjęte w styczniu zeszłego roku nowe przepisy szybko zyskały miano „ustawy inwigilacyjnej”, bo - wbrew organizacjom broniącym praw obywatelskich - w mizernym stopniu ograniczyły możliwość nadużyć władzy podczas inwigilacji.

- Uczciwy obywatel nie ma się czego obawiać, bo inwigilowany nie jest. Inwigilowani są ludzie podejrzani o przestępstwa i przestępcze zamiary - odpiera zarzuty Jarosław Sellin z PiS.

Nie uspokaja to przeciwników ustawy. Największe kontrowersje budzi możliwość pobierania danych przez służby „w celu zapobiegania przestępstwom” oraz w związku z prowadzoną przez organy policji „działalnością analityczną”. - Czyli w praktyce według uznania służb - uważa Wojciech Klicki.

Weźmy obywatela uczestniczącego w „marszu na rzecz demokracji”, który na portalu społecznościowym napisze, że „tę władzę trzeba usunąć”. Policjant (lub ktoś nad nim) może uznać, że człowiek ten dąży do nielegalnego obalenia rządu lub systemu i może go do woli inwigilować w celu „zapobiegania przestępstwom”. Ustawa nie ograniczyła też - nieregulowanej wcześniej w żaden sposób - możliwości śledzenia naszych poczynań w internecie. Przeciwnie - ułatwiła to nadając policji, CBA, ABW, Agencji Wywiadu i służbom wojskowym prawo do korzystania z tzw. bezpiecznych (stałych) łącz z popularnymi serwisami.

Funkcjonariusz nie musi prosić operatora o dostęp do danych - ściąga je sobie, kiedy chce, przy pomocy programu na swym komputerze. Ustawa nie precyzuje przy tym, czym są „dane internetowe”. Wiadomo, że policjanci ściągają najczęściej informacje o odwiedzanych przez nas stronach, wpisywanych w wyszukiwarce hasłach, robionych przez nas zakupach itp.

Teoretycznie treść naszych mejli (i esemesów) oraz katalogi zdjęć przechowywane w zamkniętych serwisach mogą być służbom udostępnione wyłącznie za zgodą sądu, ale w praktyce na wiele sposobów da się ten wymóg obejść, np. pod pozorem gromadzenia tzw. metadanych. Ustawa pozwala też służbom zajrzeć do dowolnej skrzynki mejlowej bez uprzedniej zgody sądu „w przypadkach niecierpiących zwłoki” (sąd informuje się po fakcie). O wystąpieniu takiego „przypadku” decydują same służby.

- Nadużycia są tym łatwiejsze, że nikt tego wszystkiego nie kontroluje - podkreśla Wojciech Klicki.

Ściąganie danych telekomunikacyjnych (np. z kim rozmawialiśmy i kiedy) w ogóle nie podlega zewnętrznemu nadzorowi. Natomiast wszystkie przypadki inwigilowania nas w internecie służby mają obowiązek raportować sądom okręgowym. Sęk w tym, że robią to raz na pół roku, zbiorczo - wpisując do opasłych tabelek, ile razy korzystały z tego narzędzia i na jakiej podstawie prawnej.

- Sąd otrzymuje te informacje hurtem po upływie kilku miesięcy. Skąd ma wiedzieć, czy należy skontrolować konkretną sprawę? Jak ma wykryć nadużycia? Obywatel się o to nie upomni, bo służby nie informują go, że był inwigilowany nawet wtedy, gdy ta inwigilacja była bezzasadna - mówi Wojciech Klicki.

Kiedy Panoptykon sprawdził po roku, jak działa ów nadzór sądowy, okazało się, że większość sądów w ogóle nie weryfikuje owych półrocznych raportów, po prostu przyjmuje je do wiadomości. A jeśli nawet jakiś gorliwy sędzia sprawdzi na wyrywki zasadność inwigilacji (jak to zrobił w 10 wypadkach sąd w Kielcach) i stwierdzi nieprawidłowości, to w żaden sposób nie może wpłynąć na policję ani inne służby, by nie nadużywały władzy. Przepisy nie przewidują sankcji ani kar dla jednostek i funkcjonariuszy łamiących prawo. - W tej sytuacji nadzór nad inwigilacją staje się fikcją - kwituje Wojciech Klicki.

Tym bardziej że wspomniane półroczne sprawozdania komendantów wojewódzkich policji do sądów okręgowych są namiętnie… utajniane. Niejawne są także wyniki przeprowadzonej przez sądy kontroli! Opinia publiczna nie ma więc szansy dowiedzieć się nawet tego, jak często i po co służby nas szpiegowały i czy nie łamały przy tym prawa.

***

Rzecznik Praw Obywatelskich uważa zapisy ustawy inwigilacyjnej za niezgodne z konstytucją oraz prawem unijnym. Wcześniej zwróciła na to uwagę Komisja Wenecka. Stwierdziła, że inwigilacja jest u nas praktycznie nieograniczona. Brakuje katalogu przestępstw, dla których wykrycia można ją stosować. Możliwość pobierania przez służby danych automatycznie grozi nadużyciami.

Komisja zaleciła wprowadzenie niezależnego od służb rejestru i kontroli wszystkich przypadków pobrań danych oraz karalności funkcjonariuszy za nadużycie prawa do inwigilacji. Wzorem innych krajów polskie służby winny mieć obowiązek (z jasno wskazanymi wyjątkami) zawiadamiania inwigilowanego po zakończeniu inwigilacji i dać mu prawo skargi do sądu.

Komisja zaleciła też utworzenie niezależnego od służb i prokuratury organu badającego, czy policja i służby nie nadużywają inwigilacji, i przyjmującego skargi. Organ powinien mieć uprawnienia śledcze.

MSWiA odpowiada, że z ewentualną zmianą przepisów poczeka na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie skargi złożonej przez RPO.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Fałszywe konkursy internetowe i SMS-owe. Jak rozpoznać oszusta?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski