MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Włosi gorąco powitani

REMIGIUSZ PÓŁTORAK
Fot. Wojciech Matusik
Fot. Wojciech Matusik
"Przywiozłem do Krakowa drużynę, która chce przede wszystkim grać w piłkę". Tak trener Cesare Prandelli przekonywał wczoraj na pierwszej konferencji prasowej, że wszystkie problemy, których ostatnio Włochom nie brakuje, zostawił w kraju.

Fot. Wojciech Matusik

Kraków - EURO 2012

I jakby na potwierdzenie, niemal zaraz po przylocie, wypuścił swoich graczy na stadion Cracovii. Jeśli selekcjoner powtarza na każdym kroku, że stara się przekazać swojej ekipie entuzjazm, to dokładnie to samo mogli wczoraj usłyszeć jego zawodnicy od niemal 10-tysięcznej widowni, która bardzo żywiołowo ich witała. Najpierw, gdy Azzurri biegali wokół boiska, wywołując gromkie brawa, potem - gdy w gierce treningowej raz za razem padały efektowne gole. - Szczerze mówiąc, pierwszy raz spotkałem się z takim przyjęciem publiczności. Jestem zaskoczony. Nie myślałem, że aż tyle ludzi przyjdzie na otwarty trening - mówił nam jeden z dziennikarzy, pracujący dla włoskiej stacji telewizyjnej.

Największe zainteresowanie? Oczywiście Balotelli, który nie dał o sobie zapomnieć. Ostatni wyszedł na murawę Cracovii, pierwszy zszedł, zaś w międzyczasie zdążył strzelić gola - a jakże - i spowodować wybuch... widowni. Tak jak on to potrafi. Nic nie było przy tym widać, że ma jakiekolwiek kłopoty z przywodzicielem, choć trener przyznał to na konferencji. - Nie ma jednak zagrożenia, że Mario nie będzie w pełni sprawny - zdradził Prandelli. Zdecydowanie gorzej jest z Barzaglim. Podstawowy obrońca na pewno nie zagra z Hiszpanią.

Sporo śmiechu wywołał Prandelli, odpowiadając na pytanie, jakie są negatywne strony tego, że pierwszy mecz zagra w niedzielę przeciwko obecnym mistrzom świata i Europy. - To po prostu Hiszpania. Nic nie trzeba więcej mówić...

Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że Włosi będą mieć w Polsce życie wypełnione futbolem. Dzisiaj jadą do Auschwitz. Nie tylko delegacja, jak w przypadku Niemców, ale cała drużyna. Prandelli nie bał się wczoraj mocnych słów. - Tak naprawdę wszyscy powinni być do tego zobligowani; żeby ciągle przypominać o tym, co tam się stało. Jedziemy tam, bo wiemy, powinniśmy dać świadectwo. Takie mamy zobowiązanie dla kolejnych pokoleń.

Nie wykluczył też, że ze strony jego drużyny pojawi się inicjatywa dla osób dotkniętych ostatnim trzęsieniem ziemi we Włoszech.

Tak jakby chciał powiedzieć, zaprzeczając poniekąd swoim pierwszym słowom: "życie nie kończy się na piłce".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski