Wódka, heroina, kokaina – trzy siostry

Marek Kęskrawiec: EDYTORIAL

W którąkolwiek stronę rzucić kamieniem, zawsze trafi się w jakiś wyszynk. W taki sposób rządzący naszym miastem pojmują wolności obywatelskie. Jako prawo do przejścia w odmienny stan świadomości poprzez nieskrępowany dostęp do narkotyków. Narkotyków? Ano tak, właśnie narkotyków. Nie ma żadnego logicznego argumentu, by alkohol czy nikotynę wrzucać do osobnej kategorii. Różnice są tylko takie, że jedne środki się zjada, a inne wstrzykuje, pali lub pije. To tylko nasza hipokryzja każe nam wymyślać słowne eufemizmy, np. "używki”. Lepiej brzmią i nie drażnią sumienia. Tymczasem według naukowców, którzy opublikowali w prestiżowym brytyjskim "Lancecie” raport o szkodliwości 20 substancji zmieniających świadomość – alkohol obok heroiny i cracku (brudna kokaina do palenia) należy do najgorszych trucizn.

Tworząc klasyfikację, brano pod uwagę wpływ na zdrowie i psychikę, szybkość uzależniania oraz koszty społeczne. Ta ostatnia kategoria jest szczególnie ciekawa. Zbadano w niej liczbę przestępstw popełnianych po wzięciu danej substancji, jej wpływ na poziom agresji, rozpad rodziny i przemoc domową. Przeanalizowano też sumy pieniędzy, jakie trzeźwi ludzie w formie podatków muszą wydawać na leczenie uzależnionych. Tutaj nasz powszechnie akceptowany i usankcjonowany społecznie alkohol jest prawdziwym królem rankingu.

Warto się nad tym głębiej zastanowić, myśląc o naszym mieście. Wmawiamy sobie często, że jesteśmy polską stolicą kultury, a tymczasem staliśmy się wielką knajpą, w dodatku na niskim poziomie, pod którą łatwo dostać po gębie. Czy takie miasto sobie wymarzyliśmy?