Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojna na holu

Redakcja
Donosy, przepychanki na drogach, nasłuchiwanie policji i oskarżanie funkcjonariuszy o sprzedawanie informacji konkurencyjnym firmom - tak w skrócie można opisać sytuację, jaka do niedawna panowała na chrzanowskim rynku holowniczym. W najbliższym czasie ma się to radykalnie zmienić.

   Zgodnie z nowym zarządzeniem starosty wśród 4 firm holowniczych wyłonionych do usuwania pojazdów na parkingi strzeżone z dróg powiatu chrzanowskiego, poza odcinkiem A4, nie ma już kontrowersyjnej firmy braci W., która spędzała sen z powiek szefowi chrzanowskiej policji.
Czy to oznacza koniec
wojny holowników?
   Spór chrzanowskich holowników trwa od momentu, gdy starosta określił, w której części powiatu może operować każda z czterech chętnych firm. Każdej z nich zlecono holowanie pojazdów w sytuacjach, o których mówi art. 130 a ust. 1 i 2 ustawy prawo drogowe, a więc m. in. w przypadkach zabezpieczenia pojazdu do celów procesowych, gdy stwarza on zagrożenie w ruchu drogowym, gdy prowadzi go nietrzeźwy lub osoba nie posiadająca uprawnień itp., a także w przypadkach prowadzenia akcji ratowniczych.
   Zgodnie z podziałem Chrzanów obsługiwała firma Braci W., Trzebinię - firma "Auto-Majer", Libiąż - "Pomoc Drogowa" Wiesław Pawela, a Alwernię i Babice - firma "A&A" Krzysztof Chlebicki i Wacław Suślik. W sytuacji, gdy pojazd uległ uszkodzeniu, a o zleceniu holowania decydowała policja, zgodnie z miejscem zdarzenia funkcjonariusze mieli wezwać właściwą pomoc drogową. Natomiast w sytuacji, gdy samochód nie musiał być zabezpieczony do celów procesowych, prawo wyboru holownika należało do kierowcy.
   Sytuacja szybko zaczęła się komplikować. Gdy w grę wchodzą duże pieniądze, o kłótnie nietrudno. Konkurenci zauważyli, że firma braci W. łamie obowiązujące zasady: holuje pojazdy nie tylko ze swojego terenu, ale także z innych gmin. Co więcej - w sytuacjach, gdy to kierowca wybierał holownika, firma braci W. była na miejscu zdarzenia wcześniej niż zdążył dojechać tam radiowóz...
   Innym holownikom wydawało się to wyjątkowo dziwne. Ich zdaniem, to policjanci obecni na miejscu kolizji dawali firmie W. tzw. cynk. Żale te dotarły do szefa chrzanowskiej policji, który postanowił powalczyć z podejrzanym procederem.
Bez wolnej amerykanki
   Komendantowi wydawało się, że wystarczy mediacja między skłóconymi holownikami i problem uda się polubownie załatwić. - Było spotkanie z udziałem wszystkich firm z listy starosty - _relacjonuje jeden z holowników - _Byli na nim także bracia W. Komendant powiedział wówczas o swoich zastrzeżeniach i zaproponował, byśmy się dogadali między sobą. Wtedy W. zaczęli nas przepraszać i zadeklarowali, że więcej takie sytuacje się nie powtórzą. Na spotkaniu podawali nam rękę na zgodę i... już na drugi dzień stosowali stare metody!
   Na drogach powiatu zapanowała wolna amerykanka. Dochodziło do tak kuriozalnych sytuacji, że kierowca, który wzywał firmę holowniczą do zepsutego auta, czekał na usługę kilka godzin, gdyż przyjeżdżały do niego dwie skłócone ze sobą firmy i na miejscu darły koty. Każda proponowała wykonanie usługi za zupełnie inną cenę. Podobno bracia W. byli tak zdeterminowani w pozyskiwaniu zleceń, że dochodziło do przepychanek; konkurenci twierdzą, że W. utrudniali odholowanie pojazdu, gdy klient wybrał inną firmę.
   - Uważaliśmy, że bracia mają powiązania z niektórymi gliniarzami z drogówki, którzy dawali im cynk - wspomina inny holownik - Sprawdzenie przez komendanta billingów służbowych komórek nie potwierdziły jednak tego. W. mają więc prawdopodobnie zamontowany w samochodzie nasłuch na policyjnych częstotliwościach - stąd wiedzą, co się dzieje.
   Chcąc ukrócić wolną amerykankę komendant wystąpił do starosty Cypcara o skreślenie W. z listy usługodawców. Argumentował, że W. pracują poza wyznaczonym przez starostę terytorium. Potwierdzał to dołączony do pisma wykaz holowań od września 2002 do czerwca 2003 roku. Wynikało zeń, że w 24 przypadkach firma braci wyjeżdżała do wezwań poza teren Chrzanowa...
No i wypadli
   Początkowo starostwo podchodziło sceptycznie do zarzutów komendanta, twierdząc, że żadne skargi od kierowców do wydziału komunikacji nie dotarły. Ostatecznie jednak zawiesił braci W. na liście firm upoważnionych z jego ramienia do wykonywania holowań. - Przez ostatnie pół roku obsługiwaliśmy teren powiatu chrzanowskiego we trójkę i nie było żadnych zgrzytów. Zdarzało się nawet, że gdy ja nie mogłem obsłużyć pojazdu, bo byłem chory, dzwoniłem do innego holownika z listy i prosiłem, by mnie zastąpił. Ale z braćmi W. nie można się było dogadać - twierdzi holownik z Dulowej.
   30 grudnia starosta wydał nowe zarządzenie w sprawie holowania pojazdów. Na nowej liście holowników nie ma braci W. Powiat mają obsługiwać trzy dotychczasowe firmy oraz "Auto Lack" Zając z Trzebini. Do przechowywania pojazdów, które zostały usunięte z dróg powiatu, wyznaczono 4 parkingi strzeżone należące do tych firm.
   Zaskoczenie wywołał fakt, że starosta zrezygnował z podziału terytorialnego między firmami, pozostawiając podjęcie decyzji o wezwaniu właściwego holownika policji.
   - Swoje oferty zgłosiło nam w sumie 7 firm holowniczych, wśród których była także firma braci W. Starosta zdecydował jednak, że zrezygnujemy z jej usług i wybrał 4 oferty, które - jego zdaniem - spełniały wszystkie wymogi, gdyż firmy te przede wszystkim posiadały odpowiedni sprzęt. Umowy z holownikami zostały podpisane na czas nieokreślony - wyjaśnia Antoni Gut, szef wydziału komunikacji w starostwie powiatowym.
Pomysł komendanta
   Pojawiły się obawy, że takie rozwiązanie doprowadzi do niespotykanego dotąd chaosu na drogach powiatu. Zarazem policja nie będzie się mogła wyzwolić z podejrzeń o stronniczość, dawanie cynków, nieformalną współpracę itp. Komendant Marek Gorzkowski wymyślił jednak - jak się wydaje - skuteczne rozwiązanie. Zaproponował holownikom, by między sobą ustalili grafik - w jakiej kolejności, kto i kiedy holuje.
   - Osobiście widziałbym to tak, że ustalacie jeden numer telefonu i tworzycie coś w rodzaju centrum pomocy drogowych - zachęcał holowników - Wówczas policjant, który wzywa firmę holowniczą, dzwoni pod jeden numer, ale to wy decydujecie, który z was przyjedzie na miejsce. W ten sposób uniknęlibyśmy podejrzeń, że któryś z moich ludzi współpracuje z jakąś firmą.
   Komendant wyliczył też inne korzyści: - Zdarza się, że gdy obywatelowi zepsuje się samochód i chce go holować, niezorientowany dzwoni na dyżurkę i prosi policjanta o pomoc w wybraniu holownika. W takich sytuacjach także podawany byłby numer do waszego centrum.
   Komendant zaznaczył, że nie zamierza rezygnować z prowadzenia rejestru, kto i ile holuje. Ostrzegł także, że ustalenie wspólnych zasad przez holowników nie zwolni ich ze stosowania się do obwiązujących przepisów. - Nie może być mowy o sytuacjach, gdy firma holownicza wezwana na miejsce zdarzenia przez policjanta parkuje w niedozwolonym miejscu lub jedzie pod prąd, bo takie sytuacje się zdarzały. Nie zgodzę się także na to, by któraś z waszych firm, nie mając ciężkiego sprzętu, zleciła podwykonawstwo firmie braci W., a doszły mnie słuchy, że takie rozmowy były prowadzone - zapowiada Gorzkowski.
W jedności siła
   Holownicy uważają takie rozwiązanie za właściwe. Ich zdaniem wcześniejszy podział terytorialny nie był sprawiedliwy.
   - Zdecydowaliśmy, że utworzymy jedno centrum holownicze z jednym numerem telefonu. Każdy z nas będzie miał ten telefon przez tydzień - mówią.
   Zgodnie twierdzą, że choć ich zaufanie do policji wzrosło, nadal nie są przekonani, czy któryś z funkcjonariuszy nie współpracuje z firmą W. Mimo skreślenia braci z listy starosty, bracia nadal pierwsi pojawiają się na miejscu wielu zdarzeń.
   Tak było 12 stycznia, gdy w Żarkach (gmina Libiąż) doszło do kolizji. Kierujący ciężarowym mercedesem uderzył w bok prawidłowo jadącego samochodu ciężarowego kia. Na miejsce przyjechała policja i straż pożarna oraz... bracia W. Skąd się tam wzięli, dokładnie nie wiadomo. Wiadomo jednak, że właściciel firmy z Chrzanowa łamiąc przepisy o ruchu drogowym, usiłował załadować na swój samochód - o dopuszczalnej ładowności 4,5 tony - samochód, którego masa całkowita była znacznie wyższa - 7,6 ton (mercedes miał ładunek półtuszy wieprzowych o wadze 3,6 t). W wyniku interwencji policjantów W. musieli ściągnąć na miejsce właściwy sprzęt.
   - Być może w całej sprawie nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kierowca pojazdu był z Mikołowa. Mimo to jakimś cudem (?) wybrał W. - _komentuje jeden z holowników.
    Warto dodać, że przeciwko właścicielowi firmy W. Prokuratura Rejonowa w Oświęcimiu skierowała akt oskarżenia w innym przypadku. 5 września ubiegłego roku w Zatorze Rafał W. nieumyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa: holowany przez niego pojazd, w wyniku niewłaściwego mocowania, zjechał na przeciwległy pas ruchu. Doszło do zderzenia z jadącym prawidłowo renaultem, którego kierowca zginął na miejscu.
   -
Oficjalny mój komentarz może być tylko jeden: właśnie z powodu podobnych doświadczeń chciałem, by wyznaczono do współpracy z policją holowników, do których możemy mieć zaufanie. Tak, by na miejsce zdarzenia zawsze przyjechał odpowiedni sprzęt holowniczy -_ mówi nadkom. Gorzkowski.
Eliza Jarguz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski