Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojna na planetoidy

SN
Dwaj brytyjscy astronomowie opracowali scenariusz wykorzystania niewielkiego ciała niebieskiego do zniszczenia dowolnego fragmentu Ziemi. Wszystko, co znajdowałoby się w promieniu stu kilometrów od miejsca eksplozji, przestałoby wówczas istnieć - przewidują naukowcy. Ich zdaniem, agresywne mocarstwo, dysponujące rakietami kosmicznymi i bronią jądrową, mogłoby już dziś zrealizować ten szatański plan.

Kiedy zaczniemy zrzucać na siebie kawałki kosmicznego gruzu?

 "Choć nasza koncepcja wygląda na wytwór chorej wyobraźni i bardziej pasuje do kolejnego filmu o Bondzie, zapewniamy, że jest ona dokładnie przemyślana i została wielokrotnie zweryfikowana za pomocą symulacji komputerowych. Nie ma żadnych wątpliwości: państwo atomowe, posiadające własną wyrzutnię rakiet kosmicznych i budujące własne satelity, jest w stanie przeprowadzić taki zbrodniczy atak, przy czym wszystko będzie wyglądało tak, jakby to był naturalny kataklizm" - twierdzą w swoim artykule David Asher, astrofizyk z Armagh Observatory, i Nigel Holloway, astronom ze Spaceguard UK.
 Ta ostatnia instytucja, czyli Spaceguard, zajmuje się poszukiwaniami niewielkich ciał niebieskich, których orbity przebiegają nieopodal Ziemi. Liczbę takich obiektów szacuje się na wiele tysięcy, przy czym kilkaset z nich może mieć średnicę powyżej 1 km. Gdyby taki kolos uderzył w środek Europy, zniszczona zostałaby większość kontynentu, zaś skutki eksplozji odczułaby cała planeta.
 Na szczęście, tak wielkiej planetoidy nie da się łatwo wytrącić z jej orbity i skierować ku Ziemi. Dlatego w swoim scenariuszu Asher i Holloway wzięli pod uwagę kilkakrotnie mniejsze ciało niebieskie, mające około 200 metrów długości. Takie właśnie rozmiary ma odkryta trzy lata temu asteroida o symbolu 1998HH49, która stała się podstawą do przeprowadzonych przez brytyjskich badaczy obliczeń i symulacji komputerowych.
 "Gdyby obiekt ten spadł na Ziemię, siła uderzenia byłaby 50 tysięcy razy większa od wybuchu bomby w Hiroszimie. W promieniu stu kilometrów od miejsca kolizji nie zostałoby nic. W naszym scenariuszu założyliśmy, że planetoida spada w sam środek Anglii, w okolice Telford. W wyniku następującego wkrótce potem kataklizmu ginie 10 milionów osób, a Manchester i Birmingham przestają istnieć" - twierdzą Asher i Holloway.
 W jaki jednak sposób można zmusić dwustumetrowy obiekt kosmiczny do tego, by zmienił trajektorię i znalazł się na kursie kolizyjnym z Ziemią? Okazuje się, że wystarczy do tego wykonanie dokładnie piętnastu eksplozji jądrowych, z których pierwsza powinna nastąpić na 18 miesięcy, a ostatnia - na miesiąc przed godziną zero. Kolejne wybuchy bomb atomowych, detonowanych na powierzchni planetoidy, doprowadziłyby - zdaniem naukowców - do stopniowej zmiany jej trasy.
 Asher i Holloway uważają, że całą operację można przeprowadzić niepostrzeżenie, dokonując eksplozji jądrowych w taki sposób, aby nie można ich było zauważyć z Ziemi. Sondy z bombami atomowymi byłyby wysyłane w kosmos pod pretekstem cywilnych misji badawczych. Po pewnym czasie ogłaszano by ich zaginięcie, a ładunek detonowano na asteroidzie.
 - Gdyby w końcu zorientowano się, że ku Ziemi zmierza niszczycielska planetoida, wszyscy uznaliby to za dopust boży, a nie wynik ludzkiego działania - mówi Holloway. Jego zdaniem, najlepszym sposobem zabezpieczenia się przed podobnymi wrogimi działaniami ze strony agresywnych państw byłoby zbudowanie systemu monitorowania ruchu małych ciał niebieskich, przelatujących nieopodal Ziemi.
 - Taki system umożliwiłby wykrycie i śledzenie ruchu wszystkich planetoid, które stanowią dla nas potencjalne zagrożenie. Gdyby okazało się, że któraś z nich może zderzyć się z naszą planetą, mielibyśmy wystarczająco dużo czasu, by eksplozjami jądrowymi zmienić jej trasę. Jestem przekonany, że wcześniej czy później powstanie taki system wczesnego ostrzegania przed asteroidami typu NEO, czyli takimi, których orbity przebiegają w pobliżu lub przecinają się z orbitą Ziemi. Moim zdaniem, nie należy zbyt długo zwlekać z jego budową - mówi Holloway w londyńskim dzienniku "Independent".
 Brytyjscy astronomowie wykonali, oczywiście tylko w komputerze, 50 prób zawrócenia planetoidy 1998HH49 w kierunku środkowej Anglii. W czterdziestu przypadkach ich symulacje zakończyły się pełnym powodzeniem, w pięciu asteroida chybiła wprawdzie celu, lecz również spadła na terytorium Wielkiej Brytanii. Tylko co dziesiąta próba zakończyła się porażką.
 - Dziś trudno sobie wyobrazić taką operację, ale warto mieć świadomość, że z technicznego punktu widzenia jest ona możliwa do przeprowadzenia. Pamiętajmy, że znajdujemy się dopiero na początku ery kosmicznej. Za 50-100 lat zmiana trasy planetoidy będzie zapewne dziecinnie prostym zadaniem. Obecnie mocarstwa nie walczą ze sobą zbrojnie, ale historia uczy nas, że taki stan nie musi być wieczny. Następny konflikt globalny z pewnością obejmie przestrzeń kosmiczną. W sytuacjach skrajnych mogą zostać podjęte próby dokonania zagłady na Ziemi za pomocą obcego ciała niebieskiego. Jak widać, taki scenariusz miałby już dziś sporą szansę powodzenia, a co dopiero za pół wieku - konkludują naukowcy.
TOMASZ OBORSKI (SN)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski