MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wójt oczyszczony

Redakcja
Kazimierz Siedlarz od początku utrzymywał, że nie współpracował z SB Fot. (SZEL)
Kazimierz Siedlarz od początku utrzymywał, że nie współpracował z SB Fot. (SZEL)
Tym samym zamknął proces toczący się od kwietnia na wniosek krakowskiego IPN, który dowodził, że wójt gminy Kamionka Wielka skłamał zaznaczając w oświadczeniu lustracyjnym, iż nigdy nie był tajnym i świadomym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa.

Kazimierz Siedlarz od początku utrzymywał, że nie współpracował z SB Fot. (SZEL)

NOWY SĄCZ. Kazimierz Siedlarz złożył oświadczenie lustracyjne zgodne z prawdą - orzekł wczoraj Sąd Okręgowy

Tymczasem pod koniec lat 80. jako kandydata na Tajnego Współpracownika zarejestrował go funkcjonariusz SB z Wydziału VI zajmującego się rolnictwem i wsią. Kazimierz Siedlarz zajmował wówczas kierownicze stanowisko w Wojewódzkim Komitecie Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego w Nowym Sączu, więc teoretycznie mógł się znajdować w kręgu zainteresowania policji politycznej badającej np. nastroje na wsi czy roszady personalne dokonywane wewnątrz tej partii.

Kazimierz Siedlarz, który już szóstą kadencję kieruje gminą Kamionka Wielka od początku utrzymywał, że nigdy nie podjął współpracy z SB, a materiały znajdujące się w jego teczkach są spreparowane. Wskazywał na ewidentną zależność pomiędzy sporządzaniem notatek z rzekomych rozmów z nim prowadzonych, a ukazywaniem się bieżących wydań gazet lokalnych i ogólnopolskich, zamieszczających obszerne relacje np. ze zjazdów wojewódzkiego ZSL. Prasa informowała o kandydatach wyłonionych na krajowy zjazd tej partii. Nie było więc najmniejszego sensu, by pozyskiwać te oficjalne informacje drogą operacyjną, skoro były dostępne dla każdego przeciętnego obywatela.

Co znamienne, w dokumentach SB aż roi się od kardynalnych błędów. W kwestionariuszu osobowym lustrowanego napisano, że ma brata, choć nigdy go nie miał, błędnie podano datę urodzenia i imię córki, pomylono dane osobowe jego siostry i dane osobowe żony. - Już to powinno wzbudzić podejrzenia IPN - sugerował w sądzie Kazimierz Siedlarz. - Jaka jest wiarygodność materiałów zgromadzonych w teczkach na mój temat, skoro nikt nie przyłożył się nawet do tak banalnej pracy, jak zebranie danych do kwestionariusza osobowego?

Sami funkcjonariusze SB zeznający w procesie w charakterze świadków przyznawali, że pracowali pod presją statystyki. Musieli wykazać się skutecznością w pozyskiwaniu współpracowników. Nawet ich przełożony nie wykluczył, że mogli pisać nieprawdę, żeby się wykazać.

Kluczowy świadek - funkcjonariusz SB, który zarejestrował Siedlarza jako kandydata na TW nie pamiętał, jakie funkcje pełnił w ZSL. Nie potrafił wskazać adresu siedziby partii, choć rzekomo bywał tam służbowo. Twierdził, że spotykał się z lustrowanym w jego gabinecie, choć Kazimierz Siedlarz nigdy własnego gabinetu nie miał. Poza tym takie spotkania były niezgodne z wewnętrznymi przepisami SB, które zabraniały spotykania się z współpracownikami w instytucjach, w których byli zatrudnieni.

Mimo tego nagromadzenia niejasności i momentami wręcz oczywistej niewielkiej wiarygodności materiałów tworzonych przez SB, prokurator krakowskiego IPN domagała się wczoraj uznania, że Kazimierz Siedlarz jest kłamcą lustracyjnym. Dowodziła, że nie ulega wątpliwości, iż ZSL pozostawał w zainteresowaniu operacyjnym SB, a fakt, że wiedza o jakimś wydarzeniu była powszechna np. za pośrednictwem prasy nie przekreśla możliwości pozyskiwania tych samych informacji metodami operacyjnymi. To dlatego, że notatki prasowe są zwykle wybiórcze i stanowią tylko streszczenie szerszego tematu. Dlatego policja polityczna wolała otrzymać się z tzw. pierwszej ręki, bez redakcyjnej obróbki. Ostatecznie wniosła o pozbawienie lustrowanego praw wyborczych oraz pełnienia funkcji publicznych na trzy lata.
Obrona stanowczo się temu sprzeciwiła i wskazała na słabości materiału dowodowego przedstawionego przez IPN. Nie było w nim kluczowego dokumentu - deklaracji współpracy podpisanej przez Kazimierza Siedlarza. Mało tego, wewnętrzne zarządzenie ZSL nakazywało, by możliwie szeroko informować społeczeństwo o działaniach partii. Nie było tam kancelarii tajnej, ani tajnych informacji, o jakie mogła zabiegać SB.

Wydając wczoraj orzeczenie o zgodnym z prawdą oświadczeniu lustracyjnym złożonym przez Kazimierza Siedlarza, sąd podkreślił, że prokuratura nie zdołała udowodnić współpracy lustrowanego ze Służbą Bezpieczeństwa. Nie znaleziono materialnych dowodów tajnej i świadomej współpracy, czy tajnych spotkań z kandydatem na TW, bo rzekomych rozmów w siedzibie ZSL nie można za takie traktować. Sąd zwrócił też uwagę, że z jednej strony przed Temidą stawał człowiek o pokaźnym dorobku samorządowym w wolnej Polsce, a z drugiej funkcjonariusze SB, których zeznania trudno przyjąć za wiarygodne. Nie można bowiem za pewnik przyjmować wszystkiego, co umieszczali w teczkach. Zwłaszcza, że pełno tam było nieprawdziwych informacji, czego dowiodła obrona.

- Żeby skazać człowieka na rodzaj śmierci cywilnej trzeba mieć absolutną pewność, że był Tajnym Współpracownikiem SB. Sąd tej pewności nie ma - stwierdził sędzia Jacek Gacek.

Orzeczenie sądu jest nieprawomocne. Nie wiadomo jeszcze czy prokurator się od niego odwoła.

Paweł Szeliga

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski