MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wolność słowa

Redakcja
Na przystanku tramwajowym dwóch starszych panów dyskutowało zażarcie. O czym?

Barbara Rotter-Stankiewicz: ZA MOICH CZASÓW

Oczywiście o polityce i nadchodzących wyborach. Zdania na temat naszych "wielkich” mieli sprecyzowane i odmienne, temperamenty za to jednakowe, toteż słyszało ich rozmowę pół ulicy. Niektórzy z przechodniów dopowiadali swoje komentarze, kibicując raz jednej, raz drugiej stronie. W końcu główni dyskutanci doszli jednak do wspólnego wniosku: Panie, przecież normalni ludzie i tak to wszystko w d… mają. Są już za mądrzy, żeby w te wszystkie wyborcze bajdurzenia wierzyć, a za głupi, żeby umieć się pozbyć wszystkich obłudników. A w ogóle to naprawdę nie ma na kogo głosować, bo uczciwi ludzie swoich spraw pilnują, a władza ich nie kręci.

Można temu stwierdzeniu przytaknąć, można z nim polemizować, ale jedno jest pewne: kilka dekad temu taka dyskusja na ulicy byłaby niemożliwa, chociaż wszyscy doskonale wiedzieli, że naprawdę "nie ma na kogo głosować”. Na słupach i tablicach wisiały wprawdzie listy wyborcze, ale z góry było wiadomo, kto będzie u władzy. Mimo to ludzie grzecznie szli na wybory i wrzucali kartki do urn. Kampanii wyborczej w praktyce nie było, bo i po co? Tym bardziej nie było publicznych dyskusji, debat i prawyborów.

Nikt też nie głosił swoich poglądów wobec nieznajomych na przystankach tramwajowych i w innych tego typu miejscach, bo każdy zdawał sobie sprawę, że konsekwencje takich rozmów mogłyby być bardzo przykre. O polityce ludzie bali się mówić nie tylko w takich okolicznościach, lecz także np. przez telefon. Przecież nigdy nie było wiadomo, czy rozmowa nie jest "kontrolowana”. Oficjalnie ostrzegano o tym tylko w stanie wojennym, co dziś jest tylko przedmiotem żartów i motywem filmowym.

Pewnie, że i teraz nie ma pewności, czy ktoś nie słucha naszych rozmów, nie nagrywa ich w sobie tylko wiadomym celu. Przecież jest to ze względów technicznych o wiele łatwiejsze w dzisiejszych czasach, niż kilkadziesiąt lat temu. Już nawet same bilingi przyczyniły się do upadku niejednego spiżowego pomnika i zachwiały niejedną fortuną.

Żeby się jednak takiego szpiegostwa obawiać, trzeba mieć tę fortunę albo chociaż władzę. Przeciętny śmiertelnik ma nad "wielkimi” tę przewagę, że może mówić to, co myśli bez obawy, iż pewnego dnia nieoczekiwanie wyląduje na Montelupich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski