Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wreszcie dogonił olimpijski medal

Rozmawiał Artur Bogacki
Konrad Niedźwiedzki zrealizował swoje wielkie sportowe marzenie
Konrad Niedźwiedzki zrealizował swoje wielkie sportowe marzenie fot. Paweł Relikowski
Rozmowa. Łyżwiarz szybki Porońca Poronin Konrad Niedźwiedzki po życiowym sukcesie na igrzyskach w Soczi nie straci motywacji

– Po przejechaniu linii mety w zwycięskim biegu drużynowym o brązowy medal na igrzyskach w Soczi złapał się Pan za głowę i coś powiedział. Pamięta Pan, co to było?

– Nie pamiętam, ale wiem, co sobie pomyślałem. Byłem ogromnie szczęśliwy, aż nie mogłem uwierzyć, że udało się nam osiągnąć taki sukces. To było połączenie zaskoczenia i wielkiej radości. Kiedy popatrzyłem na drugą stronę toru i zobaczyłem, że Kanadyjczyków nie było przed nami na mecie, to nie mieściło mi się to wszystko w głowie. Pewnie dlatego trzeba było ją podtrzymać rękami (śmiech).

– Na półmetku Kanadyjczycy uzyskali ponad 2 sekundy przewagi. Miało to znaczenie?

– Nie wiedzieliśmy, jaka jest strata. Każdy z nas był skoncentrowany na własnej jeździe. Oglądaliśmy ich i nasz występ z ćwierćfinałów, wiedzieliśmy, że bardzo mocno zaczną. Mówiłem, że nie ma się co martwić, nawet jeśli strata będzie 2-3 sekundy. My w drugiej połowie dystansu utrzymywaliśmy bowiem swoje tempo, a oni słabli. Pytanie tylko, czy na tyle, by ich dogonić. Pojechaliśmy na sto procent i się udało.

– Zastanawialiście się, co by było, gdyby w Pucharze Świata były lepsze wyniki? Wówczas na Holandię moglibyście trafić nie w półfinale, ale w finale.

– Może jest trochę żalu, bo system pucharowy, który był na igrzyskach, nie był naszym sprzymierzeńcem. Zaczęło się od pechowego losowania ćwierćfinałów, trafiliśmy przecież na mocnych Norwegów, a mogliśmy na słabszych Amerykanów. To efekt tego, że wcześniej w jednych zawodach z powodu choroby nie mógł z nami pojechać Janek Szymański.

– Dla Pana ten sukces to piękna nagroda za praktycznie samotne ciągnięcie przez wiele lat łyżwiarskiego wózka. Co to zmienia w Pańskim życiu?

– Przede wszystkim daje mi ogromną satysfakcję. Łyżwami zajmuję się już 20 lat, robię coś, co lubię. Miałem w kolekcji kilka cennych krążków, ale brakowało tego z igrzysk. Goniłem go przez wiele lat, teraz już go mam. Będę mógł trochę lżej podchodzić do rywalizacji, nie będzie tak, że za wszelką cenę muszę jechać za cztery lata na igrzyska do Pyeongchang, bo ciągle nie mam olimpijskiego medalu.

– No właśnie. Przed wyjazdem mówił Pan, że jeśli nie uda się tym razem stanąć na podium, to może trzeba będzie dać sobie spokój, poszukać pracy, bo nie jest Pan chyba w stanie lepiej przygotować się do igrzysk. Jak sytuacja wygląda teraz?

– Zobaczymy, jak się wszystko ułoży. Ze współpracy z moim holenderskim teamem TVM wycofuje się główny sponsor. Zobaczymy, czy Holendrzy będą zainteresowani moją osobą i kto będzie w drużynie. Gdybym nie mógł tam trenować, to chętnie robiłbym to w Polsce, tylko trzeba mieć do tego warunki, zwłaszcza zadaszony tor.

– Coś można zmienić na lepsze w przygotowaniach ?

– Najważniejszy cel został zrealizowany, więc w przygotowaniach będzie większy spokój, można będzie sobie wszystko może lepiej poukładać. Nawet teraz, gdy przyglądam się z boku na swoją jazdę na igrzyskach, znajduję kilka małych rzeczy, które można by było poprawić. Mój ojciec (Krzysztof Niedźwiedzki, trener kadry kobiet – red.) powiedział, że to nie było to, co za moich najlepszych przejazdów. Trenowałem już na różne sposoby, wiem, co jest dla mnie najlepsze. Jakiejś rewolucji nie będzie, ale można zmienić detale, które także decydują później o sukcesie, choćby w technice jazdy.

– Czyli można liczyć, że będzie kolejny sukces?

– Da się to powtórzyć, tylko żeby komfort pracy był większy. Aby choć przez drugą część czterolecia olimpijskiego dało się trenować w Polsce. Wcale nie jest wykluczone, że kiedyś powalczymy o coś więcej.

– Co po igrzyskach?

– Po powrocie było kilka dni wolnego. Mogłem trochę odetchnąć i ogarnąć myślą to, co się stało. Chciałem szybko wrócić na lód, ale okazało się, że nasze bagaże z Soczi dotrą z opóźnieniem. W tym sezonie zostały trzy starty, chcę powalczyć w nich o jak najlepszy wynik. Bycie medalistą olimpijskim zobowiązuje.

– I to nie tylko na torze. Ludzie Pana proszą o autografy?

– Zostaliśmy bardzo miło powitani w Zakopanem. Była kapela góralska, moja mama jest mistrzynią transparentów, przygotowała taki z napisem „Witamy naszych medalistów”. Było trochę rozdawania autografów i zdjęć. To miłe. Na pewno nie będę odmawiał, gdy ktoś będzie chciał mieć ode mnie taką pamiątkę, czy ze mną porozmawiać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski