Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspomnienie o trzech Chińczykach

Paweł Głowacki
Salony. Ten, kto patrzy na świat przez otwarte okno, nigdy nie ujrzy tak wiele jak ten, co z zewnątrz wpatruje się w okno zamknięte”, wyznał Charles Baudelaire w tomie małych poematów prozą „Paryski splin”. Był rok 1864. Miał lat zaledwie 43. Wyglądał jak starzec. Niewiele zostało.

Nic nie zostało. Umiera w 1867, z końcem lata. „Nic nie jest tak tajemnicze, niezgłębione, płodne, tak mroczne i olśniewające jak okno rozświetlone świecą. To, co widać w słońcu, jest zawsze mniej ciekawe od tego, co dzieje się za szybą. W tej dziurze, czarnej lub jaśniejącej, żyje życie, życie marzy i cierpi”.

Lecz aby móc patrzeć w przepaść zamkniętego okna – trzeba być na zewnątrz. Trzeba nie być u siebie, w bezpiecznych czterech ścianach, i trzeba iść, niespiesznie ale iść, bo okien jest wiele, w sam raz na życie całe. I nie był u siebie, i szedł tak. Baudelaire, flâneur genialny, ten – jak sam o sobie rzeknie – „markotny szlifibruk”. I patrzył w przepaście okien. W przepaście gestów banalnych, słów zeszmaconych, szarych twarzy, widoków bez znaczenia, zdarzeń trywialnych, oczu kota – w przepaście najlichszych detali dnia codziennego patrzył i łowił w nich kosmos, to zawsze niepojęte pomieszania goryczy z miodem, czerni i blasku, bólu z ulgą.

Łapał świat w chwilach, kiedy świat miał pewność, że nikt go nie podgląda. Tak szedł i patrzył, to widział. On. A kiedy indziej – Charles Bukowski. A jeszcze kiedy indziej – Artur Rimbaud. Na ostatnim Salonie Poezji zatytułowanym „Niegrzeczni”, Aleksandra Matlingiewicz i Michał Majnicz czytali ich wiersze – ślady ich wędrowania, ich patrzenia, ich widzenia. A na akordeonach grało Motion Trio – i było to specjalnie dobre. Specjalnie, gdyż w głębokiej zgodzie z Baudelairem, Bukowskim i Rimbaudem. Czy to bowiem do pomyślenia, że z tych instrumentów topornych i banalnych, biesiadnych, wielbionych przez przygłuchych amatorów, można wydobyć aż taki kosmos?!

Owszem. Tak jak w tym, co widzi za szybami banalnego, zamkniętego okna, bądź na dnie banalnego czegokolwiek, wędrowiec może dostrzec wiersz. Rzecz jasna, nie każdy wędrowiec. Tak jak nie każdy, kto jako tako przebiera palcami, jest w stanie na klawiszach i guzikach akordeonów przebierać nimi tak jak Janusz Wojtarowicz, Paweł Baranek i Marcin Gałażyn. W „Paryskim splinie”, w prologu drobiazgu „Zegar”, Baudelaire powiada: „Chińczycy widzą godzinę w oczach kotów”. Jak nam smakują słowa Baudelaire’a, Bukowskiego i Rimbaud’a, tak nam smakują, lecz jedno pewne. Oni byli Chińczykami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski