MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wszystko wokół guzika

Redakcja
Politycy niechętni mediom nazywają dziennikarzy pismakami. Jest też inna grupa zawodowa, która równie, a nawet bardziej, zasługuje na taką uszczypliwą definicję. To dyplomaci. Ci dopiero harują, produkując taśmowo notatki, memoranda, analizy. Im więcej napiszą, tym lepsze perspektywy kariery. Piszą, żeby żyć. Ciężkie to życie.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Co mogli na przykład wysłać do centrali w sprawie afery wokół guzika? Nie chodziło o czerwony przycisk, uruchamiający wyrzutnie rakietowe, tylko o rozpięty guzik w dekolcie dziennikarki. Szef rządu nawiązał w ten sposób do naszych przygotowań do mistrzostw Euro 2012. Dziennikarka nie była zapięta na ostatni guzik, przygotowania też. Aż prosiło się o lekki komentarz. No i stało się.

Wybuchła burza, prawie taka jak w sprawie Clinton – panna Levinsky. Opozycja żąda uruchomienia przeciw premierowi Komisji Etyki, nadęła się Partia Kobiet, która podobno istnieje. Fundamentaliści etykiety ponuro szemrali, że szef rządu obraził redaktorkę. Zdumiewające, że nie padło żądanie jego dymisji.

Jak zwykle, guzik wyszedł ze sprawy. I tylko dyplomatów żal. Czekam na następną porcję przecieków Wikileaks. Strasznie jestem ciekaw, co oni o tym trójkącie premier – dziennikarka – guzik napisali.

Przy okazji można porównać biegłość zawodową naszych żurnalistów z ich np. amerykańskimi kolegami. Gdyby tam Obama w Białym Domu nawiązał do dekoltu reporterki, jej zdjęcie, wypowiedź i życiorys byłyby wszędzie. Za dwa miesiące w księgarniach pojawiłaby się książka zatytułowana "Button in the President’s Eye”. Wybranka losu miałaby sławę i pieniądze.

U nas koledzy się zagapili. Nikt jej nie sfilmował, mimo że było na sali z pół tuzina kamer, nikt nie zrobił zdjęcia ani nie przeprowadził analizy stanu zapięcia guzików.Rozbrajająca bezradność zawodowa w strategicznej sprawie. Bo przecież guzik jest w Polsce ogromnie ważny i powszechnie spotykany. Nie tylko premier bacznie go obserwuje.

Guzik wychodzi np. z programu budowy autostrad, którymi na mecze Euro 2012 mają pojechać setki tysięcy międzynarodowych kibiców. To są jakieś zaklęte rewiry. Autostrady budują sprawnie wszędzie, w tropikach, buszu i strefach arktycznych. To jedna z najprostszych technicznie i organizacyjnie inwestycji. Potrzebne są koparki, samochody, maszyny do wylewania asfaltu, piasek, żwir, kamienie i trochę ludzi. Wszędzie to idzie jak z płatka, tylko u nas nie. Co autostrada, to klęska techniczna, organizacyjna i finansowa. Teraz nawet Chińczycy się ochwacili. Jakaś klątwa?

Z czystej ciekawości, jak też dla uniknięcia kompromitacji powołałbym na miejscu premiera zespół kilku łebskich ludzi. Niech zbadają sprawę i powiedzą, o co tu chodzi. Czy winni są głupi lub skorumpowani urzędnicy, czy politycy, którzy partyjne beztalencia kierują na dobrze płatne posady? A może brak nam menadżerów, którzy mogą duże projekty doprowadzić do końca? Musi być jakaś przyczyna, że budujemy autostrady kilka razy wolniej i kilka razy drożej niż inni.

Wygląda na to, że guzik wyjdzie z terminów zbudowania Stadionu Narodowego. Już wynajęto go na mecze i imprezy rozrywkowe, ale okazało się, że schody na trybuny są niezgodne z projektem. Mogą się zawalić pod ciężarem tysięcy osób. Trzeba je zburzyć i zbudować na nowo lub przebudować. Terminy nie będą dotrzymane, koszty na pewno większe. Nawiasem mówiąc, za pieniądze, jakie pójdą na ten obiekt, w Dallas wybudowano dwa razy większy, z rozsuwanym dachem. Jak w tym powiedzeniu: biedny, bo głupi, głupi, bo biedny.

W takim stanie naszych umiejętności, zdolności i chęci nagle pojawiła się największa operacja gospodarcza w historii Polski. Cokolwiek w końcu wyjdzie u nas z łupków gazowych, autostrady i stadiony to przy nich zabawy w piaskownicy. Wszystko nowe, nic nie jest do końca sprawdzone. Nie tylko technika, ale też prawo i finanse. Zabieramy się do tego według ulubionej zasady "jakoś to będzie”. Obawiam się, że tym razem nie będzie. Ograją nas ci, którzy są bardziej przebiegli i lepiej zorganizowani. Nam pozostaną resztki, podziurawiona jak ser ziemia i problemy z przyrodą. Na razie rozdajemy za grosze koncesje na poszukiwania. W Kanadzie kilometr kwadratowy obszaru koncesji kosztuje 77 tys. dolarów, u nas 440 złotych. Urzędnicy tłumaczą, że mamy trudne warunki, słabą infrastrukturę i mętne prawo, więc więcej nikt nie zapłaci. Nie wiem, jak mogłoby być, ale jestem coraz bardziej niespokojny. W sprawach gazu łupkowego Amerykanie przyjdą do Polski nie po to, żeby pomagać, tylko, żeby jak najwięcej zarobić.

W tej grze nie ma sentymentów. Musimy błyskawicznie nauczyć się jej reguł. Inaczej będzie znowu guzik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski