MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wybory przypominają plebiscyt

Redakcja
Rozmowa z PAWŁEM GRZELAKIEM z Zakładu Badań Porównawczych nad Polityką - Pracowni Badań Wyborczych w Instytucie Studiów Politycznych PAN

Jak patrzeć na obecne sondaże, które od kilku dni pokazują, że Jarosław Kaczyński goni Bronisława Komorowskiego?

- Moim zdaniem nie ma większego sensu analizować sondaży przeprowadzanych w ostatnim czasie, a tym bardziej oceniać je, kierując się analogią do wykonywanych przed katastrofą lotniczą pod Smoleńskiem.

- Dlaczego?

- Dynamika zmian wymyka się ocenom - patrząc na sondaże z naukowego punktu widzenia. Chodzi o to, że nie sposób dzisiaj powiedzieć, na ile trwały jest trend, z którym mamy od niedawna do czynienia, czyli wzrost poparcia dla Jarosława Kaczyńskiego i zatrzymaniem się notowań dla marszałka Komorowskiego.

- Co jest przyczyną wzrostu poparcia dla kandydata PiS?

- Kaczyński przejmuje tzw. elektorat niezdecydowany, który we wcześniejszych badaniach nie potrafił wskazać kandydata.

- Dlaczego niezdecydowani przechodzą obecnie na stronę Kaczyńskiego?

- Można tylko domniemywać - bo nie ma badań naukowych - że to przede wszystkim wynik empatii Polaków, kierowania się emocjami. My zresztą, jak mało która nacja, kierujemy się przy wyborach politycznych emocjami. Rzecz jasna, generalizuję, ale ten problem dotyczy dużej grupy Polaków, głównie wyborców niezdecydowanych. Proszę zwrócić uwagę, że w sferze konkretnej polityki w ostatnich kilku tygodniach nie zmieniło się niemal nic, no może poza ociepleniem stosunków z Rosją. W sferze emocji doszło natomiast do gruntownych zmian po katastrofie. To tłumaczy zmianę wyników w sondażach zarówno dla kandydatów PO i PiS, jak też samych partii.

- Jak rozumiem, kierowanie się emocjami przede wszystkim przez osoby niezdecydowane jest zasadniczym powodem wzrostu notowań dla PiS i jego kandydata w walce o prezydenturę?

- Wszystko na to wskazuje. Wystarczy bowiem zmiana nastawienia wśród kilkunastu procent z grupy osób wcześniej niezdecydowanych - a takich wyborców jest w sumie dobrze ponad 30 proc. wśród wszystkich Polaków uprawnionych do głosowania - by nastąpiła istotna zmiana w sondażach.

- Jak długo emocje mogą się utrzymywać?

- Nie sposób tego dzisiaj przewidzieć. Obecny trend może niczym bańka mydlana prysnąć, ale też może utrzymać się do wyborów. Po 10 kwietnia mamy do czynienia z sytuacją wyjątkową, jakiej ani my, ani żaden kraj przynajmniej w Europie, nie doświadczył.

- Czy na przełomie maja i czerwca można będzie już zobaczyć, w kierunku którego z kandydatów przechyla się szala zwycięstwa?

- Twierdzę, że nie tylko w tym terminie, ale do samego dnia wyborów będziemy dysponować zbyt małą wiedzą, by pokusić się o jednoznaczną prognozę, nawet jeżeli sondaże wskazywać będą na dość wyraźną przewagę jednego z kandydatów. Nie wiemy bowiem i chyba do końca wiedzieć nie będziemy dwóch podstawowych rzeczy. Po pierwsze, kto pójdzie do urn, a po drugie - jak bardzo deklaracje podawane ankieterom różnić się będą od zachowań wyborczych. Oczywiście, że deklaracje od zachowań wyborczych zawsze się nieco różnią, ale w przypadku obecnych wyborów prezydenckich możemy mieć do czynienia ze sporymi zmianami.
- Do tej pory regułą było, że wyniki partii prawicowych, np. PiS, były niedoszacowane w sondażach. Czy obecnie może być podobnie?

- Właśnie, że nie. Ta reguła może nie obowiązywać teraz, ponieważ w środowiskach związanych z prawicą istnieje silne oczekiwanie społeczne na wykazanie się odpowiednią postawą, czyli m.in. wspieraniem - w tym manifestacyjnym - kandydatów prawicowych, zwłaszcza Jarosława Kaczyńskiego. Oczekiwanie to oddziałuje także na wyborców jeszcze niezdeterminowanych, na kogo ostatecznie zagłosują. W konsekwencji sondażowe poparcie dla kandydata PiS może okazać się wyższe niż wynik, jaki uzyska on w wyborach.

- Czy pozostali kandydaci są skazani na zajęcie co najwyżej trzeciego miejsca, bez szans na wygranie wyborów?

- Jeśli nie zdarzy się nic nadzwyczajnego, to pozostaje im walka o jak najlepszy wynik, ale bez najmniejszych szans na zwycięstwo czy choćby przejście do drugiej tury. Zasada jest prosta: im mocniej wybory przypominają plebiscyt, tym wyraźniej polaryzują się wyborcy. Prowadzi to do tego, że nawet ludzie, którzy np. najbardziej cenią Andrzeja Olechowskiego lub zwykle głosują na SLD, w wyborach o charakterze plebiscytowym postawią "krzyżyk" na jednego z dwóch głównych rywali, kierując się fundamentalną zasadą: "za" lub "przeciw" takiemu kandydatowi lub popierającej go formacji.

- Dotychczas nie tylko PiS ale też PSL w sondażach wypadało znacznie słabiej niż w wyborach. Dlaczego?

- Przypadek PSL jest odmienny. Ludowcy są zdecydowanie najliczniejszą partią w Polsce (oficjalnie podają, że mają około 140 tys. członków, przy 46 tys. członków PO czy niespełna 30-tysięcznym PiS). PSL jest jedynym ugrupowaniem, które ma stałych wyborców od kilku pokoleń i w obrębie kilku pokoleń, czyli głosują na nią i dorosłe wnuki, i dziadkowie. Jeżeli nawet część osób związanych z PSL wyżej ceni innego kandydata niż pochodzącego z własnych szeregów i w czasie sondażu wskazuje na tego lepszego, to przy urnie ludowcy zwykle karnie oddają głosy na swojego przedstawiciela.

Rozmawiał Włodzimierz Knap

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski