MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wyciągnęli wnioski

Redakcja
Mariusz Piskorek (pierwszy z prawej) zdobył w Makowie gola dla Niwy FOT. JERZY ZABORSKI
Mariusz Piskorek (pierwszy z prawej) zdobył w Makowie gola dla Niwy FOT. JERZY ZABORSKI
Niwa Nowa Wieś ma za sobą dwa wiosenne mecze. Najpierw przegrała na własnym boisku z Przeciszovią Przeciszów 1-2 finał rozgrywek o Puchar Polski oświęcimskiego podokręgu.

Mariusz Piskorek (pierwszy z prawej) zdobył w Makowie gola dla Niwy FOT. JERZY ZABORSKI

PIŁKA NOŻNA. Niwa Nowa Wieś po pucharowej wpadce zdobyła w lidze punkt

Poległa w nim już trzeci raz z rzędu. Z kolei w Makowie, w IV lidze, zdobyła punkt, remisując z Halniakiem 1-1.

W Niwie z lekkim niepokojem oczekiwano wyprawy do Makowa, bowiem po pucharze na uraz uskarżał się Mariusz Piskorek. Jednak zagrał, zdobywając bramkę dającą Niwie prowadzenie. - Chłopcy w lidze zagrali znacznie lepiej niż wcześniej w pucharze, przede wszystkim walczyli - podkreśla Andrzej Tomala, trener Niwy. - Wiedzieli, co mają robić na boisku od pierwszej do ostatniej minuty. Imponowali konsekwencją w grze, czego zabrakło wcześniej w pucharze.

W dodatku Niwa zagrała bez Przemysława Dudzica, który uchodzi za egzekutora zespołu. - Mam nadzieję, że gol Mariusza Piskorka zmusi go większego wysiłku niż w meczu pucharowym, więc nie wiem, czy brak Dudzica tym razem był dla nas osłabieniem - mówi z przekąsem Andrzej Tomala.

Wracając do pucharowego meczu Niwy, to wydawało się, że wreszcie sięgnie po upragnione trofeum, bo objęła prowadzenie po karnym, wykorzystanym przez Przemysława Dudzica.

- Chłopcy chyba wtedy uwierzyli, że jest po meczu - wspomina Andrzej Tomala, trener Niwy. - Mentalność zawodników jest trudna do ogarnięcia. Powinniśmy ciągle grać swoje, szukając szczęścia w kontrze, tymczasem w drugiej połowie zaczęliśmy popełniać własne błędy. Inna sprawa, że dopadła nas strzelecka blokada. Już przed przerwą powinniśmy się cieszyć kilkubramkową zaliczką.

Niewykorzystane sytuacje zmartwiły szkoleniowca w perspektywie zbliżających się ligowych zmagań, które zaplanowano tydzień po pucharowym finale. - Nie może być tak, że przeciwnik biegnie z piłką na naszą bramkę przez kilkadziesiąt metrów przez nikogo nieatakowany, bo wpakowanie piłki do własnej bramki przez Wojtka Górala było już tylko smutnym finałem - uważa Andrzej Tomala. - Rywal miał sporo miejsca i czasu na zagranie wzdłuż bramki. Z kolei później młody Stawowczyk źle dograł Nowickiemu, piłkę przejął Gałgan, który znowu samotnie urwał się po skrzydle. Nasze nieszczęście polegało na tym, że wyszedł mu strzał życia.

Przed drugą połową trener Niwy przestrzegał swoich zawodników, że mecz nie jest zakończony. - Mówiłem im, że przeciszowianie potrafią zagrać agresywnie i tak łatwo nie odpuszczą - tłumaczy Andrzej Tomala. - Może na papierze nasza kadra była bardziej doświadczona od rywali, ale to oni byli bardziej zdeterminowani w realizacji celu. A my? No cóż, chyba jesteśmy skazani na drugie miejsce w pucharowej rywalizacji oświęcimskiego podokręgu.

Jerzy Zaborski

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski