MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wyznania żarłoka

Redakcja
Bardzo lubię jeść. Niestety, Bozia nie obdarzyła mnie talentem kulinarnym, potrafię jednak ocenić zarówno jakość potraw, jak również - sposób ich podania.

Władysław A. Serczyk: ZNAD GRANICY

Nic więc dziwnego, że w wielu miastach Polski mam swoje ulubione restauracje, knajpy i knajpeczki, a w dobrej pamięci przechowuję również smak galarety drobiowej w krakowskiej mordowni na Stradomiu, tudzież przedziwny wdzięk fasolki po bretońsku na Siennej w lokaliku Pani Marii Polewki. Najlepszy zaś i największy kotlet schabowy jadłem w tatrzańskim schronisku w Pięciu Stawach, natomiast śledzia po japońsku na Rynku Głównym u Wentzla. Koledzy chwalili również pierogi ruskie "u Kapusty", na rogu ulic św. Anny i Jagiellońskiej, ale akurat ta potrawa nie wywoływała nigdy mojego entuzjazmu, zresztą nie bardzo wiem dlaczego, bo jak trzeba było to zjeść, to grzecznie zjadałem, bez cienia niechęci, a nawet z apetytem.

Zachowały się też wspomnienia cudzoziemskie. Najlepszy kurczak z grilla zapijany zimnym piwem podano mi w ogródku przy restauracji pod Wartburgiem, sznycel wiedeński - w Wiedniu (a jakże!), a bambusowe przysmaki kuchni wietnamskiej serwowane w kanadyjskim Edmonton do dzisiaj kojarzą się z "prawdziwym" Wschodem. Bo kuchnia za wschodnią granicą, to stale te same zgrzebne "sosiski s kapustoj" (parówki z kapustą) i "kotleta po kijewski" oraz - naprawdę dobra - sałatka z ziemniaków.

Co ciekawe, nigdy nie pociągały mnie potrawy skomplikowane, nadmiernie egzotyczne czy szczególnie wykwintne. Biała kiełbasa, kaszanka z chrupiącą skórką, kwaśne mleko z przysmażonymi kartofelkami oraz makaron domowy przypieczony z jabłkami, nie wspominając już o gołąbkach i kotletach fasolowych w sosie musztardowym produkowanych przez Mamę, były zawsze chętnie przyjmowane przez mój żołądek. A w ogóle, zarówno przed laty, jak i obecnie, żadne z dań zjadanych "na mieście" ani się umywa do potraw przyrządzanych i podawanych w domu. Ale dzisiaj to już żonina zasługa. Szkoda tylko, że dzielące nas pięćset kilometrów i... Polskie Koleje Państwowe, nie pozwalają rozkoszować się domowymi smakami jeśli nie codziennie, to przynajmniej kilka razy na miesiąc.

Pozostają męczące wędrówki po supersklepach i zaglądanie do znajdujących się w nich lodówek wraz z nadzieją, że może tym razem uda się zapolować na coś dobrego. Ostrzegam wszakże przed gotowymi daniami jarskimi (wyjąwszy pierogi klejone ręcznie). Wszystkie smakują tak samo, chociaż warzywa niby różne. Mięso kurczaka też trudno odróżnić od ryby panierowanej, a mrożone frytki pokazują, jak można dzieci zniechęcić do jedzenia chipsów, bez względu na ich kształt i reklamowany smak.

Na szczęście porwana na strzępy zielona sałata zmieszana z jogobellą śliwkową, morelową lub ananasową nadal nie zmieniła smaku i stanowi pierwszorzędną przystawkę do każdego mięsiwa wyjeżdżającego na stół w domu.

Jak dobrze, móc sobie pogadać o jedzeniu i na chwilę zapomnieć o koniecznej diecie. Na szczęście od gadania kalorii nie przybywa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski