Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyzwolenie Krakowa: polskie flagi na odwachu, polska warta na Rynku

Paweł Stachnik
Flagi na odwachu
Flagi na odwachu fot. fotopolska
Historia. 98 lat temu, 31 października, Kraków pozbył się coraz bardziej mu ciążącej władzy austriackiej. Opanowanie miasta poszło wyjątkowo łatwo. Pierwsza polska warta na odwachu pełniła służbę… 76 godzin. Nie doszło do żadnych walk, ani poważniejszych prób oporu

Człowiekiem, który doprowadził do wyzwolenia Krakowa spod władzy zaborcy był skromny porucznik austriackiego 57. Pułku Piechoty Antoni Stawarz. Ten urodzony w podtarnowskim Tuchowie 29-latek miał za sobą służbę na froncie serbskim i włoskim, a w sierpniu 1918 r. skierowano go do Krakowa. Objął tam dowództwo plutonu CKM przy stacjonującym w Podgórzu tzw. batalionie asystencyjnym 93. Pułku Piechot.

Oddziały asystencyjne pełniły służbę porządkowo-policyjną i były wykorzystywane do pacyfikowania coraz częstszych wystąpień niezadowolonej z wojennych warunków ludności monarchii.

Kraść broń i amunicję!

Po przyjeździe do Krakowa Stawarz nawiązał kontakt z kilkoma innymi oficerami-Polakami służącymi w mieście i stworzył z nich siatkę konspiracyjną, przygotowującą się przejęcia władzy w odpowiednim momencie. Wciągnął do niej także podoficerów i żołnierzy-Polaków.

Za pośrednictwem swojego pracującego na kolei brata nawiązał kontakty z kolejarzami na stacji w Płaszowie oraz z grupą mieszkańców Prokocimia, kierowaną przez niejakiego Józefa Bodziocha, a zajmującą się okradaniem pociągów. Stawarz skłonił ich, by weszli do konspiracji i prócz chodliwych towarów kradli także broń i amunicję.

30 października krakowska prasa podała wiadomość o utworzeniu niepodległej Czechosłowacji. To przekonało Stawarza, że dłużej nie należy zwlekać i że nadszedł czas na zbrojne wystąpienie. Wieczorem porucznik odbył naradę z innymi uczestnikami spisku, na którym omówiono plan działania na następny dzień. Po naradzie Stawarz pojechał na dworzec w Płaszowie, rozmawiał z wtajemniczonymi kolejarzami. Tam też o godz. 21 wysłano do innych galicyjskich miast depeszę w brzmieniu: „Rewolucja w Krakowie. Rząd polski objął władzę. Wstrzymać wszystkie transporty, które by chciały wyjechać poza granice kraju, skierować je na Kraków”.

Następnego dnia - był to czwartek 31 października 1918 r. - porucznik udał się o godz. 4.30 do koszar przy ul. Kalwaryjskie, gdzie stacjonował jego batalion. Wtajemniczeni w spisek żołnierze zostali uzbrojeni i postawieni w stan gotowości, a Stawarz zarządził alarm reszty batalionu.

Gdy zaspani żołnierze zebrali się na dziedzińcu porucznik kazał im rozdzielić się na dwie grupy: Niemców i Słowian. Niemcy zostali następnie znienacka otoczeni i uwięzieni w salach, a koszary opanowano.

Równocześnie inny uczestnik spisku Stawarza - ppor. Franciszek Pustelnik - doprowadził do opanowania drugich podgórskich koszar przy ul. Wielickiej. Zgodnie z planem wymaszerował stamtąd oddział wojska, który posuwając się w kierunku Rynku Podgórskiego rozbrajał napotkanych żołnierzy i oficerów i zrywał austriackie orły.

Wieści o wydarzeniach w koszarach rozniosły się już po Podgórzu i na Rynku zebrały się tłumy ludzi bratających się z wojskiem. Rozdawano biało-czerwone kokardki, wznoszono okrzyki.

Portret w strzępach

Z Rynku wyruszyły następnie do centrum dwie kolumny. Pierwsza, dowodzona przez por. Pustelnika, szła dzisiejszymi ulicami Limanowskiego, Salinarną i pl. Bohaterów Getta. Następnie przeszła Wisłę po Trzecim moście i weszła w ul. Starowiślną.

Druga, dowodzona przez ppor. Śnigowskiego, przeszła ul. Staromostową, Starym mostem i weszła na Kazimierz. Stamtąd doszła do siedziby dowództwa wojskowego przy ul. Stradomskiej 12-14. Maszerujący wdarli się do środka i zdemolowali pomieszczenia. Podobnie postąpiono z komendą miasta przy pl. Marii Magdaleny.

Kolumna doszła następnie do Rynku Głównego, a stamtąd pod Collegium Novum UJ. Żołnierze chodzili od sali do sali i wznosili okrzyki, że Polska powstała. Przyłączyli się do nich studenci, którzy zabrali z auli wielki portret cesarza Franciszka Józefa, wynieśli na zewnątrz i rozerwali na strzępy…

Był jeszcze trzeci oddział, dowodzony przez por. Iwaszkę. Doszedł on z Podgórza na pl. Matejki, gdzie zebrał się tłum krakowian, w tym także orkiestra kolejarska. Iwaszko wszedł na pomnik Grunwaldzki i wygłosił improwizowane przemówienie zakończone okrzykiem na cześć niepodległej Polski. Po nim przemówienie wygłosił Czech kolejarz, który złożył życzenia bratniemu narodowi polskiemu. Orkiestra zagrała „Mazurka Dąbrowskiego”.

Z pl. Matejki tłum wyruszył na ul. Siemiradzkiego, gdzie w koszarach Landwery więziono legionistów i peowiaków. Jako że dowództwo koszar nie chciało wypuścić zatrzymanych, do środka weszli polscy żołnierze i opanowali gmach, rozbrajając załogę. Za nimi weszli cywile, którzy rozpoczęli rabunek, ale wojskowi szybko przywrócili porządek.

Spod koszar oddział pomaszerował pod budynek gimnazjum Sobieskiego, gdzie do manifestacji przyłączyła się młodzież. Stamtąd zaś ulicami Batorego, Karmelicką i Szewską doszedł do Rynku Głównego.

Zaniepokojony wydarzeniami austriacki komendant Twierdzy Kraków gen. Siegmund Benigni skontaktował się z dyrektorem krakowskiej policji Rudolfem Krupińskim, domagając się pacyfikacji wystąpień. Usłyszał jednak, że policja podporządkowała się niedawno utworzonej Polskiej Komisji Likwidacyjnej i interweniować nie będzie. W takiej sytuacji Benigni wraz z kilkoma oficerami udał się do magistratu na rozmowy z PKL.

Tam członek prezydium Komisji Aleksander Skarbek zażądał od nich oddania władzy. Wywołało to oburzenie wojskowych, ale presja ze strony polskiej była zbyt silna. Benigni uległ i zgodził się przekazać władzę najstarszemu rangą polskiemu oficerowi, czyli brygadierowi Bolesławowi Roi. Ten wydał natychmiast rozkazy dotyczące przejmowania ważnych obiektów wojskowych, rozesłania oficerów na posterunki i obejmowania dowództwa w oddziałach przez najwyższych stopniem oficerów-Polaków.

Łatwo poszło

Opanowanie miasta odbyło się wyjątkowo łatwo. Kraków był wszak dużym garnizonem, może bez wielu oddziałów liniowych, ale zawsze przecież z dużą liczbą żołnierzy. Tymczasem podczas akcji por. Stawarza nie doszło do żadnych walk, ani poważniejszych prób oporu. Dowództwo twierdzy łatwo zaś przekazało władzę. Wyraźnie nadchodził kres monarchii, a będąca dotychczas jej ważnym spoiwem armia ulegała rozprzężeniu.

Po wiecu w Rynku Głównym polskie oddziały wróciły do swoich koszar w Podgórzu. Do przebywającego tam por. Stawarza zaczęło docierać coraz więcej głosów wyrażających - zarówno ustnie, jak i telefonicznie - oburzenie, że nie został jeszcze zajęty odwach w Rynku Głównym i wciąż przebywa w nim austriacka warta.

Stawarz sformował więc czym prędzej jeszcze jeden oddział pod dowództwem ppor. Wilhelma Steca i ppor. Jana Gawrona i tuż po godz. 10.30 wysłał go do centrum. Grupa weszła na Rynek o godz. 11.25 i stanęła przed odwachem. Dowódca austriackiej warty, chor. Alojzy Mosler bez problemów przekazał obiekt.

Ppor. Gawron wpisał do księgi służbowej pierwszy raport, w którym wymienił nazwiska wszystkich żołnierzy polskiej warty.

Wokół odwachu zebrały się tłumy mieszkańców miasta, wiwatujących na cześć żołnierzy. Architekt Zbigniew Olaś z siostrą Ewą oraz kpt. Gwidonem Wóytowiczem widząc, ze na budynku nie ma ani jednej polskiej flagi, udali się do sklepu Spółek Rolniczych przy pobliskiej ul. Wiślnej i przynieśli stamtąd dwie biało-czerwone chorągwie, które zawieszono na odwachu. Kolejne flagi dostarczył krakowski kupiec Jan Wentzl.

Po chwili doszedł do nich sztandar Stowarzyszenia Młodzieży Rękodzielniczej „Gwiazda” przyniesiony przez dwóch wiceprezesów Stowarzyszenia: Antoniego Stróżyńskiego i Franciszka Zająca.

Jak pisze autor monografii poświęconej wyzwoleniu Krakowa, Jan Tadeusz Nowak z Muzeum Historycznego, służba pierwszej polskiej warty na odwachu trwała aż 76 godzin, bo ze względu na zamieszanie spowodowane przewrotem nie miał jej kto zastąpić… Dopiero 3 listopada o godz. 16 zmienił ją oddział 4. Pułku Piechoty Legionów.

A jak wspominał Antoni Stawarz, by zapewnić warcie posiłek wysłano prośby do okolicznych restauracji o zaprowiantowanie na kredyt.

„Firma Hawełka kategorycznie odmawia bez uprzedniego uiszczenia należności z góry. Firmy Andrzej Różycki, Bolesław Górski, Kisielewski, Noworolski dostarczają warcie jedzenia, napoi, papierosów, zupełnie bezinteresownie, nie żądając za to żadnej zapłaty” - napisał w swoich wspomnieniach porucznik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski