Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wzdłuż rumuńskiej granicy na Bukowinie – Putyła

Redakcja
Najbardziej zalesiony powiat Ziemi Czerniowieckiej powinien (w teorii) być najbardziej bogaty, z odpowiednim dużym centrum. Tak naprawdę jednak, spośród innych dużych wsi, położonych wzdłuż rzeki Putyłki, wyróżnia Putyłę to, że ma duży stadion, szumny bazar i tradycyjnie nijaką, z punktu widzenia architektury, budowlę Administracji Powiatowej.

Putyła Fot. Dmytro Antoniuk

Jeśli mówić o Putyle w kategoriach, na przykład, Ziemi Kijowskiej, to na tym tle jest ona po prostu dużą wsią. Jednak, Bukowina dlatego jest najmniejszym obwodem Ukrainy, żeby miała najmniejsze, ale bardzo sympatyczne i przytulne miasta powiatowe. Gdyby nie targowisko w samym centrum, Putyłę można by uznać za kurort. Najważniejsze atrakcje Putyły – to Jurij Fedkowycz i święto „Watra połonińska”. Wejścia do dworku-muzeum huculskiego pisarza-demokraty warto szukać za samochodami ciężarowymi, które przyjechały z kramem na sąsiedni targ. Muzeum nie jest czynne w poniedziałki, a przerwa obiadowa trwa od 13.00 do 14.00. Jednak, zdarza się, że w dniach i godzinach pracy nie ma tu nikogo. To jednak nie może już być nowością dla tych, którzy przyjechali przez wiele wsi z Czerniowiec. Jeśli się nie uda i nie dostaną się Państwo do wnętrza drewnianego domu, nie szkodzi. Może Państwu zrobi dobrze, gdy się dowiecie, że nie jest to oryginalny dom Fedkowicza, w którym urodził się on 8 sierpnia 1834 roku. Jest to, mówiąc językiem historii architektury, budowla nowoczesna, postawiona w latach 70. ub. wieku w miejscu dworku Fedkowiczów-Gordyńskich. Niestety, dom rodzinny pisarza uległ spaleniu w 1940 roku. Po epoce Fedkowicza pozostała cerkiew Mikołajewska, stojąca dwa kroki dalej od muzeum. W każdym bądź razie, nikt nie będzie stał Państwu na przeszkodzie, gdy zechcecie usiąść obok trzymetrowego pisarza z brązu, stojącego przy Administracji Powiatowej. Nie wiadomo, dlaczego autor rzeźby „udzielił” najsłynniejszemu mieszkańcowi Putyły właśnie tak słusznego wzrostu. Fotografie „w objęciach” Fedkowicza wychodzą śmieszne, dlatego też zdarza się, że przed pomnikiem stoi kolejka.
Szczególnie długa jest ona w ostatnią niedzielę maja, kiedy do Putyły przyjeżdża trzykrotnie więcej osób, niż w niej mieszka. W tym roku na miejscowym stadionie jest święto – pastuchowie są żegnani przed rozejściem się na okres letni na połoniny górskie. Na „Watrę połonińską” przyjeżdżają tysiące gości, aby spróbować prawdziwych potraw huculskich: banuszu, serów, żytnicy, wurdy i guślinki. Można także nabyć coś bardziej trwałego: rzeźbione rachwy, bakłażki, baryłki, butelki i talerze. Oczywiście, można potańczyć z huculskim toporkiem wokoło ogromnej watry, zanim podchmieleni pastuchowie sznureczkiem opuszczą Putyłę.
Za Putyłą, aż do granicy rumuńskiej, wsie ciągną się niemal bez przerwy. Perwsza z nich – to Serhij. Tu również jest muzeum z pomnikiem, tym razem poświęcone Łukjanowi Kobyłyci. Co prawda pierwszy poseł ze wsi do Parlamentu Wiedeńskiego urodził się nie w Sergiju, a na chutorze Krasny Dół, który jednak leży wysoko w górach i samochodem osobowym ciężko jest tam się dostać. Postanowiono więc utworzyć muzeum na szlaku, gdzie od czasu do czasu można spotkać turystów. Opowiadają tu także o innym działaczu politycznym, który mieszkał w Serhiju – Omelanie Popowiczu. W roku 1918 wybrano go na prezydenta Bukowiny, jednak nie było mu, absolwentowi szkoły w Serhiju, sądzone piastować tej godności długo.
W Serhiju jest bardzo ładny nowy dom drewniany, który zdarzyło mi się uznać za hotel. Kiedy wszedłem, aby się dopytać o ceny, okazało się, że jest to leśnictwo. Leśniczy mimochodem zauważył, że fotografowanie „obiektów strategicznych” jest zabronione, po czym dodał z uśmiechem „wam, dziennikarzom, można wszystko”. Cóż, bardzo dobrze. Tym bardziej, że niedaleko granica i w razie czego legitymacja dziennikarska może się przydać.
Można to uznać za rzecz dziwną, ale w czasach sowieckich ludzie nie byli puszczani dalej, niż Berehomet na Wyżnicy. Mogli się dostać dalej tylko ci, którzy mieli miejscowe zameldowanie. Wobec powyższego, w powiecie putylskim w zasadzie nie istniała żadna turystyka. Teraz, żeby móc tu podróżować, trzeba mieć dowód osobisty czy paszport (dot. obcokrajowców), bo kontrola nadal istnieje. O tym po raz pierwszy przekonałem się na Przełęczy Płoskiwskiej (971 metrów) za wsią Płoska. Przed spotkaniem ze stróżami prawa ujrzałem nadzwyczaj piękną cerkiew z trzech zrębów (opodal znaleziono skarb – monety rzymskie). Ogólnie biorąc, przełęcze zawsze są malownicze, a tu w dodatku była taka wspaniała ozdoba. Nawiasem mówiąc, prawo kontroli dokumentów ma nie tylko żołnierz straży granicznej czy milicjant, ale nawet miejscowy mieszkaniec. Proszę się nie sprzeczać i nie denerwować, gdy jakiś miejscowy gazda poprosi Państwa o okazanie dokumentu tożsamości.
Dziesięć metrów od Rumunii
Z przełęczy Płoskiwskiej widać Selatyn. Ta wieś wyróżnia się spośród innych miejscowości powiatu Putyła dzięki dwóm rzeczom. Po pierwsze, stoi tu najstarsza na tych terenach cerkiew, wybudowana w 1603 roku pod wezwaniem Narodzenia NMP. Po drugie, Selatyn jest uważany za najbardziej „burzliwą” wieś. W 1948 roku burza trwała bez przerwy 37 godzin , a „sezon burzowy” trwa tu przez 45 dni w ciągu roku.
Selatyn wydał mi się nawet większy, niż Putyła. Nie ma w tym nic dziwnego – ta wieś jest dwieście lat starsza od centrum powiatowego. Piętrowych i dwupiętrowych domów, wybudowanych z cegły, nie jest tu mniej. W centrum wsi, na rozdrożu, zawsze jest wielu ludzi. Czekają oni na samochody, które by odwiozły ich dalej, w góry, tam, gdzie autobus już nie dojedzie.  Chciałem się dostać do wsi Szept, by zobaczyć cerkiew p.w. św. Eliasza, wybudowaną w roku 1898.  Babcia, którą zabrałem do samochodu, żeby podwieźć do wsi, opowiadała, że jest tam jeden kapłan, który obsługuje pięć wsi i jeszcze więcej chutorów. Nie byłem więc zaskoczony, kiedy dojechawszy do Szeptu nie zastałem go w domu. Natomiast zobaczyłem, jak górale przewożą we wozach pod sianem owce na sprzedaż – tylko głowy sterczą. Stoją tam porzucone budki przygraniczne i otwarte szlabany z napisem: „Stój!”. Droga wiedzie obok drutu kolczastego, za którym – rzeka Suszawa i Rumunia, a także, niestety, duże obszary wyciętego lasu. Dalej, za wsią Szept są kolejne interesujące zjawiska – wielki wodospad Huk Suczawski, grzbiet górski Jarowiec z najwyższym punktem Bukowiny o tej samej nazwie (1574 metry). Nie wiadomo, dlaczego jest nazywana Popem Iwanem – proszę nie mylić z górą na Ziemi Stanisławowskiej, z ruinami obserwatorium. Jest tu też bardzo stara grobla drewniana obok najbardziej oddalonej wsi Sarata, nazywana klauzą. Wreszcie – porzucona radiolokacyjna stacja wojskowa (nazwa ludowa – Kopuły) o ogromnych białych kopułach. Za sowietów z tych kopuł obserwowano loty „wrogich samolotów krajów NATO”. Żeby móc zobaczyć to wszystko, trzeba podróżować latem, w jeepie, mieć namiot i dużo jedzenia, ponieważ te miejsca są dość bezludne. Poza tym, przed wyruszeniem w podróż po najbardziej południowych terenach Bukowiny, trzeba się zarejestrować w komendanturze w Selatynie.  Tymczasem, wróciłem z Szeptu do Selatyna, a stamtąd – mijając najstarszą w powiecie Putyła cerkiew – do wsi Ruska. To wszystko jest położone w linii równoległej do granicy państwowej z Rumunią. W Ruskiej zatrzymała mnie drogówka, wymagając, oprócz dowodu rejestracyjnego i prawa jazdy – ubezpieczenia samochodu. Najpierw byłem zaskoczony, ale zobaczyłem ostrzeżenie: „Kierowco! Uważaj! Dalej masz 22 kilometry skomplikowanej trasy. Dozwolona prędkość – nie więcej, niż 30 km/godz.!”. Zrozumiałem, że ubezpieczenie na pewno nie zaszkodzi. Droga tu nie jest asfaltowa, ale bita, dobrej jakości. Jakieś pięć-sześć kilometrów dalej od Ruskiej zaczyna się prawdziwa serpentyna, która wymaga od kierowcy wielkiego skupienia i uwagi. Dzięki takiemu ukształtowaniu terenu w sierpniu odbywają się tu mistrzostwa Ukrainy – wyścigi samochodowe. To przełęcz Szurdyn. Tu także jest posterunek Straży Granicznej, czynny. Obok niego – rozciąga się  kolejny nadzwyczajny krajobraz. Warto się zatrzymać, odpocząć  przed dalszą drogą, porozmawiać z pogranicznikami, którzy są gościnni. Nawiasem mówiąc, dwa lata temu opodal przełęczy, na górze Megura, został otwarty hotel „Arka”. Położony jest w najwyższym punkcie gór. Budowle hotelu mają kształt półokrągły i z daleka wyglądają bardzo oryginalnie. Jedyna niewygoda – do hotelu nie można podjechać samochodem. Trzeba go zostawić we wsi Dołyszni Szept.
W Dołysznim Szepcie droga się zmienia, czyli z bitej zamienia się w asfaltową. Gdzieś tu, opodal wsi, biegnie kolej wąskotorowa, powiadają, że jeszcze austriacka. Aż do lat 60. ubiegłego wieku wożono nią drewno. Dalej – wieś Łopuszna i znany już Beregomet, gdzie można się zatrzymać i posilić się przed odwiedzinami następnego powiatu – Storożyniec.
Dmytro Antoniuk

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski