Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Yes. "Fragile"

Redakcja
Zalążek przyszłego Yesu powstał na skutek zapłodnienia in vitro, które nastąpiło w lipcu 1968 r. w barze londyńskiego klubu La Chasse, kiedy to ówczesny menedżer słynnego Marquee przedstawił sobie dwóch swoich znajomych: byłego wokalistę zespołu The Warriors - Jona Andersona oraz eks-basistę grupy The Syn - Chrisa Squire'a.

Jerzy Skarżyński: NIEZAPOMNIANE PŁYTY HISTORII ROCKA SUPLEMENT (34)

Po dłuższej rozmowie John i Chris zorientowali się, że mają ochotę razem popracować. Niewiele później dołączyli do nich: gitarzysta Peter Banks, organista i pianista - Tony Kaye i perkusista - Bill Bruford. Nowy zespół pierwsze próby odbywał w Birmingham, ale bardzo szybko przeniósł się do Londynu, gdzie zaczął występować głównie w klubach. Następne miesiące i kolejny rok to bardzo liczne oraz coraz ważniejsze występy i przygotowanie debiutanckiego albumu ("Yes"). Nie do końca spójne, zwarte i przekonujące "dzieło" nie odniosło sukcesu. Natomiast rok 1970 to: dalsze koncerty, nagranie z pomocą orkiestry drugiego długograja - "Time And A Word", zastąpienie Patera Banksa przez o wiele lepszego gitarzystę - Steve'a Howe i wreszcie jesienna rejestracja trzeciego longplaya - "The Yes Album". Ten przynosząc ciekawą i stylową muzykę trafił do sklepów w styczniu 71. Słusznie też został zauważony. A gdy wydawało się już, że wszystko będzie szło jak po maśle, doszło do kolejnego przetasowania składu i na miejscu Kaye'a, w sierpniu, pojawił się mistrz gry na klawiaturach - Rick Wakeman. Tak też się złożyło, że tuż po jego dojściu, muzycy kwintetu weszli do Advision Studios w Londynie i nagrali swoją czwartą dużą płytę - "Fragile".

"Fragile", mimo że zgodnie z tytułem ("Kruchy") jest longplayem mającym iście kryształową strukturę i blask, to jednak chwilami ma całkiem masywne fragmenty. Takim jest brawurowe "Roundabout", czyli ponad 8-min utwór, który w skróconej wersji stał się pierwszym światowym przebojem Yesu. Muzycy grają w nim jak jakaś bardzo skomplikowana i precyzyjnie działająca maszyna. Po tym długasie, najpierw przez półtorej minuty Wakeman pięknie cytuje wyimki z 4 Symfonii Brahmsa ("Cans And Brahms"), a potem, w "We Have Heaven", unosi nas do nieba iście anielski śpiew Andersona. Następnie przewala się chwilami groźne (nieco crimsonowskie) "South Side Of The Sky", po którym przez 50 sek. bryluje Bruford ("Five Per Cent For Nothing"). Utwór nr 6 to cudownie perfekcyjne i melodyjne (ależ wokal!) - "Long Distance Ronaround", które przechodzi w popis Squire'a - "The Fish" oraz brawurowo-akustyczne solo Howe'a - "Mood For A Day". No a całość kończy trzeci na płycie gigant (artystyczny i czasowy) - "Heart Of The Sunrise". Arcydzieło godne arcydzieła!

JERZY SKARŻYŃSKI, Radio Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski